47. URTARO

402 49 65
                                    

Ledwie łapałem oddech, szukając w sobie sił, żeby wciąż pozostawać przytomnym. Godencco nie pozwalał mi odpocząć, samemu sobie ucinając od czasu do czasu drobne przerwy. Fakt, że drwił ze mnie dowolnie, zupełnie już pomijałem. Jednak skóra piekła mnie niebotycznie, a w zasadzie robiła to zdecydowanie większa część ciała. Chociaż starałem się stać, nogi odmówiły mi już niemal całkowicie posłuszeństwa, przez co wisiałem niemal bezwiednie, dźwigając od czasu do czasu głowę.

Brzuch oraz tors ozdabiały liczne rany, a także mnóstwo pęcherzy. Nie inaczej wyglądały moje uda, ramię oraz ręka. Skóra nie wytrzymała pod płomieniami, ustępując agresorowi, podczas gdy pancerz prezentował się na całkowicie nietknięty. Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się, z czego był skonstruowany, jednak nawet teraz musiałem przyznać, że sprawdzał się idealnie, dorównując senteruxowi, z jakiego wykuto moje kajdany.

Bez względu na podejmowany wysiłek oraz ilość, a także siłę szarpnięć ani kajdany, ani nawet łańcuchy nie dały za wygraną. Gdybym potrafił mocniej przekręcić głową, sprawdziłbym czy przypadkiem mury nie zaczynały pękać, jednak na ten wysiłek nie potrafiłem się już zdobyć. Wzrokiem przesuwałem jedynie po ciele oprawcy lub jego towarzyszki, która stała wytrwale oraz niestrudzenie przy wyjściu z celi.

- Powiedz mi – rzekł Godencco. – Jaki jest słaby punkt Torisa Skari?

- Nie znalazłeś... jeszcze mojego – wychrypiałem, zmuszając język do poruszenia się.

W ustach czułem mieszankę suchości i metalicznego posmaku. Wskutek wielokrotnych ciosów otrzymanych od mojego oprawcy wzmacnianych kastetem, nie tylko korpus przedstawiał się dramatycznie. Podejrzewałem, że używany przez niego miażdżący oręż odlany został z tej samej odmiany metalu co moje okowy. Tylko z tego powodu odnosił w swoim zajęciu tak imponujące sukcesy.

Twarz miałem doszczętnie poobijaną i zakrwawioną podobnie jak resztę ciała. Nos z dużym prawdopodobieństwem został złamany, wargi strzaskane, a łuk brwiowy rozbity. Początkowo często mrugałem, kiedy krew zaczęła zalewać mi oko, jednak nie przyniosło to ani poprawy, ani tym bardziej ulgi, więc szybko odpuściłem. W ułamku sekundy krajobraz zmienił barwy, czerwieniejąc.

Słysząc moją odpowiedź, Godencco posłał mi parszywy uśmiech. Przeczuwałem, że mimo upływu czasu dopiero się rozkręcał. Przed eksperymentowaniem z ogniem nie powstrzymało go nawet poparzenie, co z kolei ujawniało wystarczająco mocno psychopatyczne zapędy mężczyzny. Był urodzonym katem, który w roli oprawcy czuł się nie tylko swobodnie, ale perfekcyjnie niczym ryba wrzucona w głębokie wody.

Podszedł do mnie, ponownie zmniejszając pomiędzy nami odległość. Czynił to już wielokrotnie, gdyż w pobliżu okratowanego wejścia do celi rozłożył w międzyczasie swój przybornik. Każde ze spoczywających tam narzędzi nadawało się idealnie do zadawania bólu oraz wymierzania tortur. Większość z nich znałem z kojarzenia, chociaż nigdy nie torturowałem nikogo ani też nie przypatrywałem się biernie tego typu praktykom. W mojej ocenie w ten sposób postępował tylko ten, kto nie miał wystarczających jaj, żeby stanąć do uczciwej walki jak Sabian czy Godencco. Wolałem jednak nie przekonywać się o ich dokładnym zastosowaniu, jeśli miałbym otrzymać jakikolwiek wybór.

Tymczasem gdy poddający mnie męczarniom mężczyzna przystanął przy mnie, nie czekałem długo na zadanie kolejnego, siarczystego ciosu. Jego prawy sierpowy nie był wyprowadzony poprawnie, dzięki czemu uniknąłem najprawdopodobniej wybicia szczęki. Jednak kastet, w który wsunął jakiś czas temu palce, wzmacniał siłę jego ciosu przynajmniej dwukrotnie, przez co rzeczywiście odczułem uderzenie.

- Nie muszę szukać – szepnął, ściszając głos w taki sposób, żebym tylko ja go słyszał. – On już znalazł.

Resztkami sił, jakie jeszcze utrzymywały moje ciało oraz umysł w stanie pełnej przytomności, ponownie załomotałem kajdanami. Nadaremno. Moja szarpanina niewiele zmieniała poza faktem, że spętane miejsca owijał coraz silniejszy ból. Traciłem siły w zastraszającym tempie, bojąc się czy prędkość ich opuszczania mnie nie jest wynikiem aktualnego stanu Tiris. Myśląc o mojej kobiecie, cierpiałem znacznie bardziej aniżeli podczas jakichkolwiek katuszy, które wypróbowywał na mnie Godencco. Zwłaszcza że on doskonale znał mój słaby punkt, co dał mi do zrozumienia jasno i wyraźnie ostatnim wyartykułowanym zdaniem.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now