44. MEGAN

409 50 84
                                    

Rozciągnęłam usta w uśmiechu, chociaż ciężko było przypisać mu pozytywne określenia. Z pewnością nie był ani przyjazny, ani serdeczny, ani nawet zadowolony. Oblicze Sabiana zmieniło się, a stojące przy przejściu kapłanki drgnęły. Ligrys złapała się za bok, jakby miała tam przytwierdzoną broń, chociaż podejrzewałam, że skupiała siły do wycelowania we mnie kolejną wodną przeszkodą. Nie ze mną te numery.

- Meg? Może powinnaś się położyć?

Sabian starał się opanować sytuację, która niechybnie zaczęła wymykać się spod kontroli. Być może sądził, że to czysta forma oksydanu wpływa na zmianę mojego zachowania. Mylił się. Owszem, zasmakowałam w aqua vitae, aczkolwiek to nie ona sterowała moim działaniem.

- Nie sądzę – stwierdziłam ściszonym głosem.

Ruszyłam się z miejsca, stawiając krok w przód i wzbudzając tym powszechne poruszenie. Reszta trwała nie dłużej niż kilka sekund błyskawicznie rozegranej na moich oczach akcji, bo chociaż brałam w niej czynny udział, odnosiłam wrażenie, jakby sterował mną ktoś zupełnie inny. Oleara wystąpiła do przodu, niejako osłaniając Sabiana. Ligrys odkorkowała jakąś buteleczkę, ale tym razem widziałam, jak powstaje cienka ściana wody. Nie ze mną te numery, pomyślałam ponownie.

Wyciągnęłam rękę przed siebie zgiętą w łokciu, powstrzymując atakującą mnie wodę. Cieniutka, niemal niezauważalna powłoka zatrzymała się tuż przed moją dłonią, zaś to ja przejęłam nad nią kontrolę. Czułam każdą najmniejszą cząsteczkę wody zawartą w powłoce. Każdą drobinkę, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że dostrzegałam każdy atom wody. Jeśli coś takiego określano mianem nędznego, to miałam do czynienia najprawdopodobniej z największymi niewdzięcznikami galaktyki.

- Stań za mną wasza wysokość! – Oleara wykrzyczała, choć praktycznie już osłaniała własnym ciałem Sabiana, koronowanego przedwcześnie króla.

- Nie zróbcie jej krzywdy – polecił.

Jakby w ogóle można było, podpowiedziała w myślach moja podświadomość stanowiąca jakoby odrębną osobę. Istotę skrytą starannie w moim ciele, ale rozumującą we własnych kategoriach, która dodatkowo działała wedle własnych zamysłów. Jednak dopóki jej celem był Sabian i reszta nadskakującej mu hołoty, nie zamierzałam wkraczać jej w drogę, nie dbając czy właśnie oświeciła mnie Iskra, czy opętał jakikolwiek inny byt.

Poczułam napór powietrza na barierę, nad którą praktycznie przejęłam kontrolę. Nic nierozumiejąca Ligrys nadal usiłowała powalić mnie swoją bronią, jakby nie zauważyła, że straciła nad nią całkowicie władzę. Jednym zamysłem rozdzieliłam cząsteczki wody, odbijając napór powietrza do Oleary i zwalając ją z nóg. Nie umiejąc utrzymać równowagi, poleciała na Sabiana stojącego tuż za jej plecami, a następnie oboje wylądowali na wodnych kafelkach. Wodne kafelki. Myśl rozbijająca się w mojej głowie stworzyła automatycznie nowy pułap działania.

Sabian usiłował zrzucić z siebie Olearę i wstać, zrywając się na równe nogi. Jednak wyprzedziłam jego prowizoryczny plan, zastępując go własnym. Cząsteczki wody, które wciąż krążyły w powietrzu, rozbryzgując się jedynie przy zderzeniu z Olearą na wszystkie strony, wycelowałam w Ligrys, przygważdżając ją z ich pomocą do ściany. Nie do końca świadoma sposobu, w jaki wydobyłam płyn z kafelek, spowiłam nim nogi Ligrys, oplatając kolejno całe ciało niczym sznurem i unieruchamiając skutecznie.

- Co ty, kurwa, wyprawiasz?! – wrzasnął doskakujący do mnie Sabian, którego odepchnęłam w niewiadomy sposób niewidzialną siłą. Uderzony z impetem poleciał w powietrze, lądując przy przejściu. Dźwigał się już, kiedy oplotłam w ułamku sekundy ciało Oleary cieczą tego samego pochodzenia i w ten sam sposób, jak miało to miejsce w przypadku Ligrys. – Straż! Straż!

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now