35. URTARO

548 54 94
                                    

Zabranie ze sobą w podróż Claudii nie zapowiadało się jednym z lepszych pomysłów. Niemniej jednak w zasadzie zostałem postawiony pod ścianą przez wymagania Tiris, która bez dwóch zdań nie zamierzała odpuścić. Szczęśliwie dzięki wcześniejszym prognozom Deisano byłem niejako odpowiednio przygotowany na sam pomysł, żeby zabrać ze sobą kuzynkę partnerki. Choć nawet i bez przewidywań służącej prośba Meg nie wprawiłaby mnie w zdumienie. Wbrew pozorom to posunięcie cechowała wysoka logika.

Szczęście w nieszczęściu, Claudia nie była głupia, przez co nie plątała się pod nogami ani nie wchodziła mi w drogę. W ciągu minionych niespełna trzech tygodni widziałem ją raptem kilka razy, pomijając posiłki spożywane w kantynie. Jak na dłoni widać było, że gdyby była matką Tiris zamiast jej kuzynką, nie uznałaby mnie za zięcia marzeń. Cieszyłem się zatem, że o uznanie tej kobiety wcale nie musiałem zabiegać. Nie zamierzałem męczyć się dodatkowo w tej kwestii, ponieważ miałem wystarczająco dużo problemów na głowie. Aczkolwiek mimowolnie czekałem też, aż Vurtia wspomni o jakimkolwiek niestosownym zachowaniu mniej lubianej przez nas Ziemianki. Wszak na opinię ciężko sobie zapracowała w ciągu tygodni przebywania w mojej ziemskiej rezydencji.

- O czym tak intensywnie myślisz? – mruknęła Tiris.

W pierwszym odruchu zamierzałem zaprzeczyć. Jednak fakt, że nie dostrzegłem przebudzenia mojej kobiety świadczył sam za siebie. Natłok kotłujących się w głowie myśli nie tylko przytłaczał, ale też skupił całą uwagę. Westchnąłem, poprawiając się nieznacznie. Wsuwając głębiej rękę pod głowę, wypiąłem nieznacznie pierś, na której spoczywała głowa leżącej przy mnie niewiasty. Przysunąłem rękę, przyciągając jej ciało bliżej, jakby to w ogóle jeszcze było możliwe, po czym delikatnie zacząłem przesuwać palcami po gładkiej skórze. Mruknęła, wtulając się bardziej i mocniej przyciskając policzek do grubej skóry.

Zaprawdę, Meg stanowiła rzeczywistą enigmę. Tajemnicę, którą zarazem chciałem rozwikłać, jak również odczuwałem lęk przed poznaniem jej. Jeszcze do niedawna sądziłem, że opuszczenie Ziemi wywrze na kobiecie wrażenie, które będę musiał starannie zasklepiać niczym świeżą, bolesną ranę. Tymczasem ani wylot, ani nawet podbijanie kosmosu nie zmieniło punktu widzenia Meg, chociaż mawiali, że ten zależy wyłącznie od miejsca siedzenia. Megan natomiast emanowała klasą, opanowaniem i majestatem bez względu na to, gdzie przebywała.

Nie powtórzyła pytania, cierpliwie czekając, aż udzielę odpowiedzi. Zerknąłem niżej, patrząc prosto w błękitne oczy i krzyżując nasze spojrzenia w połowie drogi. Meg przyglądała mi się z uwagą oraz uczuciem, które zacząłem dostrzegać jakiś czas przed naszym pierwszym zbliżeniem. Chociaż wtedy jeszcze usiłowała je zamaskować, prawdopodobnie nie przyznając się do niego również przed sobą.

- Aktualnie?

- Yhym – przytaknęła kolejnym mruknięciem.

Zastanawiałem się czy wciąż była senna, czy może celowo wodziła mnie na pokuszenie. Tiris doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jaką reakcję wywoływały jej pomruki. Poruszyła się, układając wygodniej i jednocześnie prężąc nieznacznie okryte ciało, czyniąc to jakby od niechcenia, przypadkiem podczas leniwego przeciągania. Jakim cudem nie urodziła się na Catos, przypominając pod wieloma względami rasową kotkę, stale wprawiało mnie w niemałe zdumienie.

- Myślałem o twojej kuzynce – przyznałem.

Meg uniosła głowę, podpierając się dłonią umiejscowioną wygodnie na moim torsie. Patrzyła na mnie przez moment w milczeniu, marszcząc przy tym brwi. Wręcz namacalnie czułem obracające się w jej głowie trybiki, kiedy usiłowała rozgryźć cel moich rozmyślań, a utworzone u nasady nosa niewielkie V tylko potwierdzało moje domysły. Ani na moment nie oderwała ode mnie wybitnie błękitnego spojrzenia. Odniosłem wręcz wrażenie, jakby usiłowała przewiercić nim na wylot równocześnie moje ciało, duszę, a nawet zaprawionego w rozlicznych starciach ducha.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now