34. MEGAN

525 49 54
                                    

Coraz lepiej orientowałam się w labiryncie korytarzy tworzących powierzchnię statku kosmicznego. Zdarzało mi się czasem jeszcze pobłądzić, dlatego raczej ostrożnie wybierałam się na samotny spacer po pokładzie. Szczególnie że nie posiadałam gwarancji na spotkanie kogokolwiek, kogo mogłabym podpytać o drogę do któregokolwiek znajomego mi pomieszczenia. Mimo to dziś byłam poniekąd zmuszona opuścić kajutę bez towarzystwa, ponieważ Urtaro zniknął wcześnie rano. Albo po południu?

Czas na statku płynął inaczej. Niby wszyscy żyli według odgórnie określonego rytmu, ale w rzeczywistości nasza egzystencja wcale nie przedstawiała się tak kolorowo, jak można by było przypuszczać. Jedyne co widziałam, to światła świetlówek oświetlających wnętrze kosmicznej arki. Kształt ani siła oświetlenia wcale nie ogrywały różnicy, gdyż bez względu na szczegóły nie stanowiły naturalnego światła.

Nie widziałam słońca ani księżyca, a jeśli już spoglądałam w panele odgradzające nas od bezgranicznej przestrzeni, zazwyczaj dostrzegałam pustkę. Od czasu do czasu pustkę przecinały asteroidy czy inne kosmiczne śmieci, zaś momentami dostrzegałam na odległym horyzoncie punkt. Planetę, odległą gwiazdę czy inne ciało niebieskie. Chociaż Urtaro chętnie wskazywał kolejne punkciki, dosyć dobrze orientując się w otoczeniu, przedstawiane przez niego nazwy niewiele mi mówiły.

Z tego powodu pojęcie dnia lub nocy stało się abstrakcją. Na pokładzie nie panował dzień, gdyż nie dostrzegaliśmy świtu. Nie funkcjonowało też pojęcie wieczora bądź zmierzchu. Na pewno wiedziałam tylko, którą dobę znajdowaliśmy się w drodze. Mogłam poznać dokładną informację, ile czasu dzieliło nas zarówno od wylotu z Ziemi, jak również przylotu na Quintar. Jednak dane te stanowiły tylko suche, pozbawione emocji fakty. Czas zlał się ze sobą, a wszelkie zajęcia nabrały bardziej beznamiętnego wyrazu. Spałam, wykonywałam czynności podstawowej toalety, jadłam, spędzałam czas z Urtaro oraz przyjaciółkami i tak w kółko, i w kółko... i w kółko.

Raz wpadliśmy w tunel, aczkolwiek trafniej pasowałoby określenie sugerujące dobrowolne wlecenie w jego przestrzeń. Tunel stanowił przeskok pomiędzy dwoma mocno oddalonymi punktami, które od czasu do czasu były wykorzystywane. Promy służące do transportu ludzi i innych istot niejednokrotnie wykorzystywały tunele do znacznego skrócenia drogi. O wiele gorzej sytuacja przedstawiała się w przypadku transportowców pocztowych, których technologiczny konstrukt nie pozwalał na przeskok. Dziwiło mnie to, gdyż zgodnie z opowieściami Urtaro oraz Vurtii były to pojazdy najczęściej bezzałogowe oraz obsługiwane robotycznymi zastępnikami humanoidów.

Przelot tunelem przypominał odrobinę przejażdżkę rollercoasterem. Z tym że to nasz statek pełnił rolę kabiny ekstremalnej kolejki górskiej, gdzie siedzieliśmy całkowicie bezpieczni. Przynajmniej w teorii. Przed zamierzonym wlotem w tunel z wzierników zamontowanych na całym statku popłynął dźwięk Reigo, naszego inteligentnego komputera pokładowego. Reigo informował wszystkich o konieczności zajęcia miejsc siedzących i zapięcia pasów. Gdyby nie Urtaro i jego błyskawiczna reakcja, pewnie fruwałabym po pokładzie niczym mały, bezwolny ptaszek. Wcześniej nawet nie zdawałam sobie sprawy o zabezpieczeniach obecnych nawet w kanapie.

- Dziwi mnie jedynie to, że odpowiada ci zamknięcie w blaszanej puszce.

Stłumiony głos Claudii dobiegł moich uszu, sprowadzając na ziemię. Albo raczej z powrotem na pokład statku, gdyż do Ziemi miałam zdecydowanie zbyt daleko. Tak czy owak przestałam rozmyślać i wspominać elementy podróży, słysząc wymianę zdań pomiędzy pozostawionymi sobie kobietami. Do messy połączonej ze sporą kantyną weszłam niemal równo z odpowiedzią Vurtii, wymijając przy tym w przejściu jednego z członków załogi.

Skinął grzecznie głową na mój widok, jakby mijał co najmniej królową brytyjską. Uniosłam kąciki ust w uśmiechu, starając się nadać mu życzliwy i serdeczny, a jednak niezbyt intymny ton. Jeśli dobrze pamiętałam, miał na imię Sktra i pochodził z Nimerbu, planety oddalonej od Ziemi o kilka ładnych tysięcy lat świetlnych. Podobnie jak w innych przypadkach ta nazwa również nie zdradzała żadnych konkretnych informacji, aczkolwiek Urtaro uważał Nimerbu za jedną z piękniejszych planet naszej galaktyki. Ba, zapewnił mnie nawet, że kiedyś sama będę miała szansę ocenić czy ma rację.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now