6. URTARO

962 94 113
                                    

Jeśli w całym wszechświecie istniały jakiekolwiek bóstwa, to w tym właśnie momencie mściły się na mnie za swoje własne niepowodzenia. Fakt faktem, powoli męczyło mnie oczekiwanie w towarzystwie kuzynki Meg, ale trzymałem niezadowolenie tak bardzo na wodzy, jak tylko było to możliwe. Po prawdzie liczyłem na to, że kiedy wreszcie dziewczyna opuści tamto paskudne pomieszczenie pełniące funkcję łazienki, wynagrodzi mi ten czas w dwójnasób. Kiedy natomiast szatynka zbierała jakieś naczynia z niewielkiej deski słabo improwizującej najprawdopodobniej stolik, usiłowałem zapanować nad coraz silniejszym pulsowaniem rozchodzącym się po ciele.

Z nisko spuszczoną głową, łypała na mnie czujnym spojrzeniem zielonych oczu w nieprzeciętnie ciemnym odcieniu. Postanowiłem dobrodusznie nie komentować jej zachowania, nie będąc pewnym czy jest ono wynikiem nadmiernego strachu, czy może jednak ciekawości. Zdążyłem zorientować się już, jak ważną rolę kobieta imieniem Claudia odgrywa w życiu szatynki o niesłychanie błękitnych oczach. Fakt ten jeszcze mocniej utwierdzał mnie w podjętym postanowieniu zachowania spokoju oraz ciszy, co zgodnie z założeniami odnieść miało na dłuższą metę obopólne korzyści.

- Może... napije się pan... czegoś?

Głos niewiasty drżał podobnie jak liście kołysane wiatrem i to z pewnością nie był wynik odczuwanej przez nią przyjemności. Próbowała być miła, być może aż zanadto, równocześnie nie wiedząc, w jaki sposób powinna się zachować względem mojej osoby. Na pierwszy rzut oka było jasne niczym tutejsze słońce, że nie ma ona bodajby bladego pojęcia o obcowaniu z przedstawicielami innych ras niż ziemska.

- Nie trzeba – odparłem krótko, aczkolwiek stanowczo. Nie zamierzałem przypadkiem wywoływać u tej dziewoi palpitacji serca w obawie przed reakcją jej krewnej. Jednak dostrzegając powiększone w przestrachu zielone oczy, dodałem, siląc się na nieprawdopodobny wręcz spokój: - Podziękuję.

Skinęła posłusznie głową, skupiając ponownie uwagę na sprzątaniu. Kątem oka dostrzegłem ruch przy wejściu do pomieszczenia, wnioskując, że wreszcie doczekałem się przybycia Meg. Zamierzałem dosadnie skomentować czas, jaki kazała na siebie czekać, dając jednocześnie wyraźnie do zrozumienia kobiecie, że nie zamierzam tego robić nigdy więcej. Moja Megan miała być dla mnie gotowa zawsze i wszędzie, a dzisiejsza sytuacja nie mogła się nigdy więcej powtórzyć. Żadna z dzisiejszych sytuacji, bowiem poza tym zmuszeniem mnie do przesadnego czekania, zignorowała mnie. Chcąc ustawić moją kobietę do pionu, odwróciłem głowę w jej kierunku i natychmiast pożałowałem, że w mieszkaniu oprócz nas przebywała Claudia.

Nic, kompletnie nic nie mogłem poradzić na to, co w mgnieniu oka stało się z moim ciałem na widok stojącej przede mną niewiasty. Podobnie jak nad samoistnie napinającymi się mięśniami, nie potrafiłem zapanować również nad intensywnością mojego spojrzenia i nie tylko. W chwili obecnej utwierdzałem się po stokroć bardziej w przeświadczeniu, że jeśli we wszechświecie istnieli rzeczywiście jacyś bogowie, to zdecydowanie nie należałem do ich ulubieńców. Szczególnie że bez cienia wątpliwości dzisiejszej nocy Meg nie pomoże mi w pozbyciu się napięcia, zwłaszcza tego odczuwalnego w kroku, które z sekundy na sekundę zdawało się pogłębiać. Nie miałem wyboru, a przez narastającą niewygodę musiałem poprawić się i przyjąć bardziej komfortową pozycję, co otwarcie przykuło uwagę kobiety. Jej jasnobłękitne oczy na moment powiodły dokładnie tam, gdzie potrzebowałem zdecydowanie więcej aniżeli zaintrygowanego spojrzenia, chociaż Meg początkowo sprawiała wrażenie zbulwersowanej moją otwartą reakcją. Kiedy jednak powróciła wzrokiem w obszar mojej twarzy, wyraźnie dostrzegłem zrozumienie starannie skrywane pod woalką przesadnej przyzwoitości bądź co gorsza, bezsensownej pseudolojalności swojej rasy.

Pieprzyć zasady i przyzwoitość. Byłem Toris, a w tej chwili zamierzałem sam przed sobą złożyć przysięgę błyskawicznego przekonania mojej małej Meg o absurdalności całej tej otoczki identyfikowania się wyłącznie z rasą ziemską oraz dochowywania wyimaginowanej wierności pobratymcom. Również tej seksualnej. Aktualnie też głęboko w dupie miałem zarówno fakt, że kazała mi czekać na siebie tyle czasu oraz postanowiła nie przychodzić, zostawiając mnie samemu sobie w Laternie. Owszem, nie zamierzałem przemilczeć jej zachowania, niemniej jednak zamierzałem poprzestać na stanowczym upomnieniu. W łóżku.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now