26. URTARO

590 61 50
                                    

O przybyciu Sabiana naturalnie wiedziałem lada moment po tym, jak jego statek wylądował na Ziemi. Zgodnie z przewidywaniem użył cichego portu. Najwyraźniej nie podejrzewał, że szybko dowiem się o jego obecności na planecie, którą obecnie kolonizowałem. Później przez kilka dni Sabian milczał, poruszając się dyskretnie w niedalekiej okolicy. O dziwo, doskonale znałem tamtejsze rejony, ponieważ stamtąd właśnie pochodziła Megan z kuzynką.

Doniesiono mi nawet, że nawiązywał relację z tamtejszymi mieszkańcami ziemskiego pochodzenia. Spacerował, zagadywał, rozmawiał. Zdawałem sobie sprawę, że wygląd Sabiana nie odstraszał Ziemian, bowiem w przeciwieństwie do wielu zamieszkujących galaktykę ras mężczyzna mocno ich przypominał pod względem fizjonomicznym. Nawet Tiris przyglądała mu się dłużej na początku, jakby doszukiwała się różnic. Tak przynajmniej podejrzewałem, jednak stuprocentową pewność mogłem zyskać później. W obecności Sabiana nie chciałem wypytywać partnerki.

- Po co przybyłeś? – zapytałem prosto.

Nie zamierzałem owijać w bawełnę, oczekując tego samego ze strony rozmówcy. Zakładałem, że skoro pofatygował się do mnie bez zaproszenia ani wcześniejszego umówienia, również nie zechce marnować czasu na zbędne konwenanse. Co więcej, pragnąłem pozbyć się Sabiana z posesji czym prędzej. Nie podobał mi się sposób, w jaki spoglądał na moją Tiris. Badał moją kobietę wzrokiem, lustrując swobodnie kolejne centymetry jej ciała. Mimo to postanowiłem nie pozbawić go tchu, póki zachowywał się grzecznie względem mojej partnerki.

- Podejrzewam, że dobiegły cię wieści, Torisie, o nagłej i nieoczekiwanej śmierci mego ojca.

- I co mi do tego?

- Jesteś Torisem, natomiast ja najwyższym kapłanem Iskry – przemówił nader oczywistym tonem. 

Nie posiadałem tylko pewności czy próbował nawiązać współpracę, czy może przypominał mi w chwili obecnej o podstawowej hierarchii obowiązującej w galaktyce.

- Nie zamierzam zabraniać wam czczenia Iskry – zapewniłem, mimo że podejrzewałem, iż nie jest to główny powód fatygi Sabiana.

- To niezwykle uprzejme z twej strony, Torisie. – Sabian zachowywał nienagannie wszelkie formy grzeczności oraz dobrego zachowania. Jednakże opowieści, jakie miałem okazje zasłyszeć dotychczas na jego temat, raczej zaprzeczały, bym miał aktualnie do czynienia z dżentelmenem. – Jednak nie przybyłem do ciebie, prosić o pozwolenie.

Dostrzegłem kątem oka, jak Tiris spięła się w fotelu. Zwróciła lekko głowę w moim kierunku, uważnie obserwując moją reakcję. Z dużym prawdopodobieństwem martwiło ją, w jaki sposób odbiorę dwuznaczną wypowiedź Sabiana. Jednocześnie zaimponowała mi, podświadomie rozpoznając już podstawowe prawa rządzące galaktyką. Ja byłem Toris i nikt mi się nie sprzeciwiał. Meg mogła nie mieć bladego pojęcia, kim właściwie jest Sabian, jego lud oraz Iskra, ale momentalnie skojarzyła ukryty kontekst. Fakt ten tylko potwierdzał, jak bystrą osobą była moja kobieta.

- Czego więc chcesz? – zapytałem.

Ponownie odwołałem się do przyczyny przybycia Sabiana na Ziemię. Zmierzył mnie nieprzeniknionym i zarazem bezemocjonalnym wzrokiem swoich bladoniebieskich oczu, jakby sklecał właśnie w głowie poprawną odpowiedź. W końcu poruszył się, poprawiając na swoim siedzisku, ale zanim przemówił, zerknął przelotnie jeszcze raz na moją Tiris.

- Pomyślałem, że taki awans dobrze byłoby uczcić w odpowiedni sposób. Dlatego ucieszyłaby mnie twoja obecność, Torisie, podczas mojej koronacji – oznajmił. Kolejny raz przeniósł spojrzenie na szatynkę, która od przekroczenia progu gabinetu nie przemówiła ani razu. – Naturalnie twoja piękna Tiris również jest zaproszona.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz