9. MEGAN

766 75 53
                                    

Laylei okazała się nie tylko niezwykle pomocną osobą, ale także bardzo sympatyczną, chociaż początkowo zachowywałam do niej mocny dystans. W sumie nie mogła mi się dziwić, ponieważ najzwyczajniej w świecie jej nie znałam, a na domiar złego, była stuprocentowym kakensarkiem. Nawet jeśli budową ciała przypominała humanoida, cała reszta wyraźnie wskazywała na brak ziemskich genów. Ciało pokrywało gęste futro pięknego, beżowego koloru, zaś z wyglądu przypominała kota. Kocia twarz, kocie uszy i nawet koci ogon falujący wokół smukłego ciała o zgrabnej, kociej sylwetce. Tymczasem ja pełniłam rolę gościa, uprowadzonego i przetrzymywanego wbrew własnej woli, w posiadłości mojego nowego międzygalaktycznego znajomego.

Urtaro przysłał Laylei tuż po swoim wyjściu, żeby pomogła mi się ogarnąć i chociaż uważałam to za zbędne, niezwykle mocno się myliłam. Okazało się bowiem, że zgodnie z przewidywaniami mężczyzny nie poradziłabym sobie dostatecznie dobrze bez instruktażu. Pracując w Laternie, nauczyłam się wykorzystywać kilka urządzeń pozaziemskiego pochodzenia, niemniej jednak technologiczne wyposażenie posiadłości mocno przekraczało moje wyobrażenia. Chociaż od kabiny strachu trzymałam się względnie daleko, bowiem okazało się, że jest to odpowiednik ziemskiej kabiny prysznicowej wykorzystującej do czyszczenia ciała niewidoczne gołym okiem cząsteczki. Co więcej, siłę strumienia pulsacji można było śmiało dostosować do własnych predyspozycji, natomiast ta kabina miała ustawiony wyjątkowo silny strumień. Laylei nie umiała mi tylko logicznie wyjaśnić dlaczego, nabierając wody w usta i skutecznie odwracając moją uwagę na inne przyrządy w pomieszczeniu, które śmiało mogłabym nazwać łazienką.

Ostatecznie zażyłam odświeżającej kąpieli w ogromnym, wpuszczonym w podłogę basenie barwy grafitowo-złotej. Początkowo sądziłam, że płyn wypełniający wnętrze zbiornika to pozaziemski odpowiednik wody. Jednak od stale towarzyszącej mi Laylei dowiedziałam się szybko, że moje ciało otaczał sok pozyskiwany z niezwykle popularnych roślin rosnących na Artebis, planecie zlokalizowanej niemal na drugim końcu naszej galaktyki. Słysząc to, uznałam, że sprowadzenie owego soku na Ziemię musiało być wyjątkowo kosztowną operacją, co tylko mocniej mnie zaintrygowało, chociaż nie poruszyłam głośno tej kwestii z moją nową znajomą. Zwłaszcza że czułam się niemal niczym Kleopatra zażywająca, zgodnie z legendami, mlecznych kąpieli, bowiem płyn był wręcz balsamiczny w dotyku, a jego nietuzinkowy aromat dodatkowo odprężał. Nie licząc delikatnych pulsacji dobiegających z rozmieszczonych dookoła masażerów. Tym razem to Laylei wszystko odpowiednio ustawiła.

W delikatny, a wręcz subtelny sposób również zakończyła moją kąpiel, wspominając o oczekującym posiłku. Zatem zgodnie z wolą wyższej instancji, jaką stanowił mój żołądek, pozwoliłam jej pomóc się ubrać oraz upiąć włosy, a nawet wykonać finezyjny makijaż. Teraz najprawdopodobniej wyglądałam niczym Kopciuszek podczas balu ubrany magicznymi zaklęciami wróżkowej matki chrzestnej, czego niestety nie mogłam potwierdzić naocznie. Nigdzie w łazience ani pokoju nie dostrzegłam lustra, natomiast nie chciałam otwarcie okazywać, że w chwili obecnej przy mojej aktualnej sytuacji mój wygląd miał dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

Przygotowana przez Laylei suknia orzechowej barwy idealnie opinała każdy fragment mojego ciała, pieszcząc je przy tym jedwabistym w dotyku materiałem. Podejrzewałam, że perfekcyjnie komponowała się też z kolorem moich włosów, które oprócz brązowych pasemek kontrastowały również z jaśniejszymi kosmykami. Dodatkowo sięgała niemal samej ziemi, miękko falując oraz rozszerzając się u dołu, a przy okazji całkowicie zasłaniając sandałki podobnej barwy. Laylei większość półdługich włosów zebrała z tyłu i upięła ku górze w nieco przyluźnym koku, zostawiając z przodu i przy skroniach opadające swobodnie, cieniutkie kosmyki. Dzięki temu nie wyglądałam niczym kolejna zaziemska dyplomatka, a co ważniejsze, prezentowałam się zupełnie inaczej aniżeli podczas pełnienia służbowych obowiązków w klubie. Choć tutaj ewidentnie dalej przydzielono mi dbanie o zadowolenie klienta będącego również właścicielem posiadłości.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now