40. URTARO

428 43 57
                                    

Ból. Ból rozsadzał mi czaszkę. Zacisnąłem mocniej powieki, nie do końca rozumiejąc, co właściwie się wydarzyło. Jednak bez względu na wszystko był ze mną mój wierny przyjaciel, o którym powoli zaczynałem zapominać. Ból.

Kiedyś nie potrafiłbym wymienić dnia, kiedy nie odczuwałem bólu. W dzieciństwie ból nie odstępował mnie na krok. Najpierw go nienawidziłem, zrzucając właśnie na ból winę za wszystko to, co spotykało mnie z ręki ojca i dziadka każdego kolejnego dnia. Wraz z upływem czasu zacząłem postrzegać ból w zupełnie innych kategoriach, spoglądając nań z całkiem odmiennej perspektywy. Ból uszlachetniał, sprawiając, że z dnia na dzień stawałem się silniejszy i bardziej odporny na kolejne ciosy oraz zadawane rany. Przyznać musiałem, że przede wszystkim ojciec potrafił wywoływać ból na rozmaite sposoby, chociaż po prawdzie jego ludzie niewiele mu w technikach torturowania ustępowali. 

Kiedy podrosłem, ból nie przestał mnie nawiedzać. Choć nie byłem już torturowany, mój przyjaciel przybył do mnie z zupełnie innej strony. Nie nachodził mnie jak niegdyś z zewnątrz, lecz dręczył od środka. Nie urodziłem się z pancerzem pokrywającym połowę ciała. Mieszanka genów sprawiła, że pewnego dnia moja skóra zaczęła twardnieć. Samo to jeszcze można było znieść w ciszy, lecz dojrzewanie spowodowało dalsze zmiany.

Gwałtowny i niekontrolowany wyrzut hormonów w moim organizmie wywołał ewolucję znacznej części ciała, przysparzając niepojętego wręcz bólu. W pierwszych dniach wyrastania pancerza umierałem. Odnosiłem wrażenie, jakby cała skóra po lewej stronie została pocięta drobnymi cięciami, przez co piekła niemiłosiernie, paląc żywym ogniem. Chociaż wtedy nikt jeszcze nie wiedział, co dokładnie się dzieje, kazano mi zagryzać zęby i żyć, jakby nic niezwykłego nie miało miejsca. Dni się zlewały, utopione bólem, dlatego po dziś dzień nie wiedziałem, ile ich minęło, zanim zdolny byłem spełnić żądania ojca i milczeć, znosząc katorgi z wysoko uniesionym czołem.

Za namową dziadka oraz prawdopodobnie matki, ojciec wyjątkowo szybko wydał mi pierwsze rozkazy. Początkowo działałem w okolicy, coraz bardziej zżywając się z bólem, który w gorszych momentach przysparzała mi nawet bezczynność. Każdy ruch, każdy dotyk, każde nawet najmniejsze muśnięcie odczuwałem stukrotnie, lecz zaciskałem zęby. Miałem być dumą ojca, jego następcą i w efekcie końcowym Torisem, wielkim Zdobywcą galaktyki. I chociaż w oczach ojca dostrzegałem po jakimś czasie skrywaną dumę, matka maskowała jedynie pogardę oraz przerażenie, jeśli nie obrzydzenie tym, czym się zajmowałem. Nigdy jednak nie przyznała tego głośno, aczkolwiek również zażarcie unikała spoglądania w moim kierunku.

Na podbój światów ruszyłem jako dojrzały młodzik, posiadając niemal w pełni ukształtowany pancerz. Ojciec nie skrywał dumy, spoglądając na mnie i wiedząc, że sama moja postura rzuci blady strach na mieszkańców galaktyki. Nie mylił się, chociaż często przerażone istoty nie ociągały się z łapaniem za broń w obronie świata, a jak im niejednokrotnie wmawiano, przede wszystkim w obronie własnej rodziny. Fakt był jednak nieubłagany. Zdobywcy niszczyli tylko ten świat, który się przeciwstawiał ewolucji, żeby następnie odbudować go ze zgliszczy i dać niedobitkom nową, lepszą przyszłość. W trakcie ekspansji ból pojawiał się regularnie, witając się ze mną serdecznie na początku najazdów i mówiąc do widzenia wraz ze zdobyciem kolejnego świata.

Powoli ból przestał witać się tak gorliwie. Z każdą kolejną kolonizowaną planetą coraz słabiej go odczuwałem, aż wreszcie zmienił się w dyskomfort odczuwany przy uszczypnięciu. Czasem, choć niesłychanie rzadko musiałem solidnie wsłuchać się w jego dzień dobry, gdyż słabsze technologie nawet mnie nie raniły. Dopiero z czasem zauważyłem brak kolejnych ran. Ciosy, cięcia, postrzelenia nie odnosiły zamierzonych skutków, zwykle ledwie muskając moją skórę, zamiast przerwać jej ciągłość. Skóra stała się twarda niczym pancerz, choć w przeciwieństwie do lewej strony wyglądem pozostawała niezmienna.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum