2. MEGAN

926 100 162
                                    

Słowa wypływające z ust Deniego jakby przestały do mnie docierać, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z każdej wyartykułowanej sylaby. Może naprawdę byłam chora? Na tyle chora, ażeby właśnie w tej chwili doświadczać najdziwniejszych halucynacji w całym moim życiu. Sylo właśnie dawał mi drugą szansę, pozwalając nie tylko zrehabilitować się w jego oczach, ale również zachować pracę i przepracować całą nadchodzącą zmianę. I to w strefie VIP. Nie, niemożliwe, to muszą być halucynacje.

Do kabiny doprowadziła mnie Tina, najwyraźniej rozpoznając u mnie zaawansowane symptomy szoku. Mówiła coś do mnie przez cały ten czas, jednak mój przesycony doznaniami mózg kompletnie nie rejestrował jej słów, a jedynie ruchy warg. Praktycznie wepchnęła mnie do środka, a odsuwając się nieznacznie, pokazała mi ruch ręką konieczny do uruchomienia przebieralni, jaki w rzeczywistości wykonałam mimowolnie. Prawdę powiedziawszy, bez jej pomocy chyba w ogóle nie dotarłabym do gabinetu szefa, bez przestanku usiłując właściwie zinterpretować sytuację, której stałam się częścią. Zapukała w przesłonę i popchnęła mnie do przodu, gdy tylko przeszkoda rozmyła się w powietrzu, lecz zrobiła to dopiero po tym, jak uszczypnęła moje ramię, szepcząc, abym wzięła się w garść i zawalczyła.

- Megan. – Podniósł wzrok znad biurka, lustrując mnie od stóp aż po czubek głowy, żeby następnie rozciągnąć usta w szerokim, aczkolwiek odrobinę strasznym uśmiechu. Efekt wzmacniały lekko wystające w kącikach, niczym u wampira, bez wątpienia ostre kły. Nieśpiesznie podniósł się, wstając, aby równie powoli pokonać dzielącą nas odległość gabinetu, przez co odniosłam niemiłe wrażenie, jakbym właśnie była bezbronną ofiarą, a on czającym się podczas łowów drapieżnikiem. – Nie sądziłem, że uwiniesz się z powrotem tak szybko.

- Podobno chciałeś mnie widzieć – odparłam, starając się ze wszystkich sił ukryć narastający z wolna strach i brzmieć opanowanie. Być może to głupota, a być może nadmierna duma nakazywała mi zarzucić dotychczasową uległość. W sumie zwolnić mnie już i tak nie mógł, skoro zrobił to raptem parę minut wcześniej. – Zapomniałam czegoś?

Mimowolnie wzdrygnęłam się, dostrzegając w ciemnych oczach coś na tyle mrocznego, że zdecydowanie lepiej byłoby tego nie widzieć. Cóż, morderstwo na tyłach Laterny raczej nie wchodziło w grę, nawet jeśli Sylo cechowała nieprzewidywalność i gwałtowność. Chociaż może z drugiej strony w ten właśnie pokręcony sposób niejako uwolniłby mnie od problemów ciążących mi nad głową niczym burzowe chmury. Skończ! Zrugałam w myślach sama siebie, gdyż musiałam pamiętać o kuzynce. Claudia z pewnością nie dałaby rady w pojedynkę, zaś ja byłam jej jedyną rodziną, przez co wniosek nasuwał się samoistnie. Musiałam żyć bez względu na cenę.

- Trochę mnie poniosło – stwierdził, lecz głos miał zdecydowanie odmieniony. Jakby nie do końca wierzył w to, co właśnie powiedział głośno bądź co gorsza usiłował mnie zmanipulować. – Zareagowałem zdecydowanie ciut za ostro, ale powinnaś mnie zrozumieć. Jesteś cenną częścią ekipy, a do tego solidnym i wieloletnim pracownikiem. Nie chciałbym rezygnować z naszej współpracy tylko dlatego, że któryś z klientów... nie życzyłby sobie tutaj twojej obecności.

Wspomniana wcześniej przez Deniego strefa VIP pojawiła się w moim umyśle samoczynnie, rzucając na sytuację całkiem nowe światło. Nigdy dotąd nie obsługiwałam klientów VIP, ponieważ Sylo wyjątkowo starannie dobierał tamtejszy personel. W zasadzie nikt z nas nawet nie widział pracujących tam osób, gdyż dysponowały osobną częścią budynku łącznie z oddzielnym wejściem. Tymczasem mimo wszelkich możliwych objawów choroby wyraźnie słyszałam te słowa z ust naszego barmana, podczas gdy teraz wypowiedź szefa zmierzała poniekąd w zupełnie innym kierunku.

- Nie rozumiem, dlaczego mnie wezwałeś – przyznałam szczerze. – Jestem zwolniona czy może jednak dostaję... urlop.

Tym razem to kakensark wzdrygnął się na dźwięk terminu, którego absolutnie nie uznawał. Jako przedstawiciel Ryccian nie uznawał udzielania zapłaty za brak faktycznie wykonanej pracy, a z tym właśnie wiązało się pojęcie urlopu. Nigdy też nie pojmował, jak wśród chciwych i rządnych bogactw ludzi zaczęto praktykować zwyczaj udzielania w pełni opłaconego dnia wolnego. Sylo nie interesował nasz grafik, bowiem uważał, że dla każdego z nas zawsze znajdzie się jakiś rodzaj pracy, niemniej jednak zapłatę wydawał wyłącznie za przepracowane godziny. Rachunek przedstawiał się zatem nad wyraz prosto. Chcąc otrzymać pozwalającą na przeżycie godziwą zapłatę za pracę, należało wpisywać się w grafik niemalże każdego dnia. Szczęśliwie Laterna działała codziennie, co poniekąd wynikało z natury ryccianskiego szefostwa.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ