29. MEGAN

587 54 43
                                    

Normalnie na co dzień Urtaro cechował wyjątkowy upór. Niemal nie sposób było nakłonić mężczyznę do czegokolwiek, a już wyperswadowanie jakiegoś pomysłu bądź zmiana sposobu myślenia graniczyły z cudem. Nic więc dziwnego, że również w tej kwestii poległam z kretesem. W zasadzie sama sobie dziwiłam się, że w ogóle podjęłam próbę wpłynięcia na Torisa, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę, że jest ona bezcelowa oraz odgórnie skazana na porażkę.

- Toris prosił, żebym pomogła ci odrobinę. – Vurtia nie owijała w bawełnę. Z tego też powodu ledwie przekroczyła próg sypialni, już oznajmiła cel wizyty. Cóż, również tego mogłam się spodziewać. – Jak ci idzie?

- Niepotrzebna mi pomoc – odparłam z nadmierną szczerością, odkładając przeglądaną właśnie bluzkę na niewielką kupkę ciuchów. Brzmiałam, jakbym usiłowała ukarać Vurtię rykoszetem, ale wcale nie miałam takiego zamiaru. Po prostu byłam nie w humorze i ciężko przychodziło mi zapanowanie nad mimowolnym zachowaniem. – Chyba że chcesz pomóc mi przekonać Torisa do pozostania tutaj.

- Wiesz, że nie mam takiej mocy sprawczej – powiedziała z lekkim smutkiem, po czym dostrzegając trzymaną przeze mnie krótką sukienkę koktajlową, zmarszczyła nieco brwi. – Ta się raczej nie nada, chyba że chcesz wkurzyć Urtaro. – Posłałam kobiecie pytające spojrzenie, nie odkładając jednak ubrania. – Jest zbyt krótka, nie pozwoli ci w niej publicznie wyjść.

- Z tego co słyszałam, będę jakieś trzy tygodnie w samej podróży, o ile nie więcej. Po statku chyba będę mogła chodzić w mniej oficjalnych strojach.

Vurtia wzruszyła ramionami. Ona również zdawała sobie sprawę z realiów. Dodatkowo chyba nie chciała przypadkiem wywołać pomiędzy nami kłótni, gdyż nie trzeba było być ekspertem, żeby zauważyć, jak mocno byłam nabuzowana. Irytacja, sarkazm oraz ironia wręcz wyciekały ze mnie niczym z nieszczelnej, pękniętej czarki. Bądź przepełnionej. Od ostatnich wydarzeń dosłownie mnie mdliło, dźwigając na wymioty, jednak świetnie panowałam zarówno nad emocjami, jak również własnym żołądkiem.

Bałam się tylko, że prędzej czy później moje opanowanie ulegnie drastycznej zmianie, opadając niczym jesienne liście. Chociaż one przynajmniej mieniły się w promieniach słońca całą mnogością kolorów. U mnie co najwyżej kolorowo przedstawiać miał się paw, jeśli w ogóle doszłoby do takiej ostateczności. Westchnęłam sfrustrowana, wrzucając na przekór opinii kobiety sukienkę do podróżnego kufra. Jeśli mogłam dokuczyć Urtaro w taki sposób, warto było przynajmniej spróbować.

Później, kiedy odpowiednio posegreguję ubrania, Laylei miała mnie solidnie zapakować, przygotowując wszystko odpowiednio do podróży. Moim zadaniem był tylko wybór ciuchów, które zamierzałam tachać ze sobą przez pół galaktyki po to tylko, żeby spędzić maksymalnie dwa dni z noclegiem na planecie Quintoyc i obejrzeć przedstawienie koronacji księcia Sabiana. Cisnęłam kolejną bluzką, nawet jej po prawdzie nie oglądając.

- Na statku będzie załoga – zaznaczyła. 

Mówiła to takim tonem, jakbym nie miała prawa się wcale domyślić, że przecież bezzałogowym promem nie polecimy. Stęknęłam odruchowo przed kontrą.

- A tu jest służba. Czasem widują mnie bardziej rozebraną niż będę w tej sukience.

Wrzuciłam niedbale następny ciuch do otwartego kufra. Sądziłam, że wybierając się w pierwszą pozaziemską podróż będę bardziej ucieszona, zaintrygowana czy chociażby zaciekawiona. Tymczasem byłam zła, podirytowana i niezadowolona. Nie rozumiałam, dlaczego Urtaro z uporem maniaka nalegał, żebyśmy jednak skorzystali z zaproszenia, które miało zostać pierwotnie potraktowane wyłącznie grzecznościową odmową oraz pisemnymi gratulacjami. Szczególnie po zniewadze, jakiej doznał ze strony ludu kapłańskiego znanego na pół galaktyki bóstwa, o którym osobiście słyszałam w zasadzie dopiero od niedawna.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz