27. MEGAN

672 62 79
                                    

Przybycie do rezydencji niezapowiedzianego księcia Sabiana chcąc, nie chcąc, wywarło niewielkie zamieszane. Podejrzewałam, że to właśnie z jego powodu ostatnimi dniami Urtaro jest bardziej zapracowany, chociaż szczęśliwie nie zaczął mnie w związku z tym ponownie ignorować. Powiedzmy sobie jednak prosto z mostu, że wtedy książę Sabian stanowiłby zdecydowanie najmniejszy problem Urtaro, wszak podobno nawet czeluści piekielne nie znają gniewu wzgardzonej kobiety. Najwyraźniej mężczyzna wolał nie sprawdzać tej teorii na własnej skórze.

Ponieważ unormował swoje godziny pracy, żeby móc poświęcić mi jak najwięcej czasu, wstawał wyjątkowo wcześnie, przez co zazwyczaj budziłam się już w pustym łóżku. Raz czy dwa razy przebudziłam się, kiedy obok leżał jeszcze Urtaro, chociaż zwykle wtedy już nie spał. Przyłapałam go na intensywnym przyglądaniu mi się, dochodząc później do wniosku, że właśnie z tego powodu wstałam, zasypiając ponownie nieco później.

Zwykle wtedy brunet też później zabierał się za swoje obowiązki niż w dni, kiedy mimo wszystko budziłam się po nim. Wtedy też nieprzeciętnie mocno cieszyłam się, że jakby nie patrzeć, Urtaro robił za własnego szefa, dzięki czemu nie musiał się nikomu tłumaczyć ze spóźnień. Podejrzewałam tylko, iż Deisano zmuszona została do dłuższego oczekiwania na niego w gabinecie czy gdzie tam się spotykali.

Dziwiło mnie tylko, że w zasadzie Urtaro sam nie próbował niczego inicjować, po naszym zapomnieniu się w tamtej ekstatycznej kąpieli. Chociaż nawet jeśli próbował, szczerze mówiąc, kompletnie nie dostrzegłam jego wysiłków. Z drugiej jednak strony, sama wcale nie musiałam się napracować, żeby zrozumiał przekaz, kiedy wreszcie postanowiłam ponownie nacieszyć się bliskością bruneta. I nie tylko nią. Dopiero później Urtaro sprawiał wrażenie znacznie bardziej zdeterminowanego do, jak to czasami określał, przypomnienia mi, kim byłam dla niego jako Tiris. 

Aczkolwiek jak dla mnie mężczyzna mógł odświeżać mi pamięć regularnie nawet kilkanaście razy dziennie. Wcześniej nigdy nie posądziłabym go o tak wypracowane zdolności, jednak obecnie posiadałam już przynajmniej częściowo zarysowany obraz w związku z tym, co Urtaro potrafił dokonać rękami, ustami i językiem. Przygryzłam podświadomie dolną wargę, wspominając dzisiejszy poranek, kiedy pobudkę zafundował mi masażem zamiast spojrzeniem i bynajmniej nie skupiał się na plecach. Chyba że później na ich wyjątkowo niskiej partii, zanim palcami zaczął pieścić pośladki oraz wnętrze ud i ich złączenie. Westchnęłam, przymykając oczy, gdy w głowie odtworzyłam obraz Torisa z zamiłowaniem ssącego jedną z piersi, podczas gdy ludzką dłonią już przygotowywał mnie na przyjęcie swojego twardego przyjaciela. Na samą myśl poczułam ciepło oraz wibracje rozchodzące się pomiędzy nogami, zaciskając intuicyjnie uda. 

- Nie śmiem pytać, o czym tak rozmyślasz.

Zaśmiała się Vurtia, spoglądając na mnie z sugestywnym wyrazem twarzy, kiedy poczułam ciepło rozlewające się na policzkach. Całe moje ciało otulało wybitne ciepło, gdyż korzystałyśmy właśnie z jednego z udogodnień zamontowanego na terenie rezydencji, jednak to policzki aktualnie mnie paliły. Szczególnie kiedy Vurtia zdawała się bezbłędnie zaglądać w moje myśli.

- Nie mam bladego pojęcia, o co ci chodzi.

Skłamałam niewinnie, celowo unikając spojrzenia mojej towarzyszki. Ostatnimi czasy stała mi się bliższa niż wcześniej. Naturalna kolej rzeczy, skoro to właśnie z nią przebywałam większą część dnia pod nieobecność Urtaro. Poza tym jako że Vurtia była nieuleczalną gadułą, oprócz historii o jej kosmicznych wojażach zasłyszałam też kilka ciekawych opowiastek na temat samego Torisa. Musiałam przyznać, że niekiedy obie zaśmiewałyśmy się do łez, kiedy wspomniała coś zabawnego albo przedstawiła opowieść w taki sposób, aby ciężko było zapanować nad samowolnie cisnącym się na usta rozbawieniem.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now