15. Megan

698 61 95
                                    

Prawdę powiedziawszy, nawet nie miałam bladego pojęcia, w jaki sposób powinnam ustosunkować się do zadanego pytania. Udzielić rzeczywistej odpowiedzi, uniknąć jej, wymigując się czy może definitywnie i znacznie ostrzej określić swoje położenie. Jednak wbrew najszczerszym chęciom nie potrafiłam zakończyć tej rozmowy. Co więcej, mężczyzna używał moich argumentów przeciwko mnie w tak trafiony sposób, że nawet nie umiałam się im jawnie przeciwstawić. Choć oczywiście widziałam wszystko w zupełnie innych kolorach.

Przez myśl nie przeszło mi sugerowanie, że być może nawet przy najszczerszych chęciach nie zostalibyśmy rodzicami, ponieważ po tak długim obcowaniu z Zaziemcami zdawałam sobie już sprawę, iż większość humanoidów jest ze sobą kompatybilnych względem prokreacyjnym. Na pewno i bez tego doskonale znał realia. Poza tym nie wierzyłam, aby w całej galaktyce nie istniała wysoko rozwinięta technologia bazująca na inżynierii genetycznej. Zatem jeśli krzyżując się z sobą, nie udałoby się nam spłodzić potomka naturalną drogą, ktoś taki jak Toris Urtaro bez cienia wątpliwości miał dojścia oraz fundusze, aby spreparować sobie dziedzica.

Tymczasem Urtaro świdrował mnie wzrokiem, dosłownie przeszywając nim na wskroś. Równie dobrze mógł mieć zamontowany rentgen w oczach, bowiem czułam się całkowicie przed nim obnażona. Zupełnie jakby w jednej sekundzie poznał nie tylko wszelkie moje myśli, ale również odkrył najgłębiej skrywane tajemnice, jakimi nie miałam ochoty z nikim się dzielić. Musiałam w jakiś sposób przerwać tę, donikąd prowadzącą, konwersację i o dziwo, nawet w głowie zabłysnął pomysł na zmianę tematu.

- Właściwie dlaczego tu jesteś? – Przechylił lekko głowę, nie odwracając bacznego spojrzenia. – Miałeś być w pracy.

- Zemdlałaś – powiedział bez chwili zastanowienia.

- Ale nic mi nie jest. 

Skrzyżowałam dłonie na piersi w geście obronnym. Najwyraźniej wybrałam zły temat na odwrócenie uwagi.

- Potrzebowałaś mnie.

- Niby po co?

- Chociażby po to, żebym się tobą zaopiekował – uznał.

- Nie potrzebuję opieki – odparłam, po czym zastosowałam jego metodę i odwróciłam znacznie wcześniej wypowiedziane słowa przeciwko niemu. – Nie jestem dzieckiem.

- Fakt – przyznał, a jego mroczne spojrzenie zjechało niżej. 

Mocniej docisnęłam ręce do piersi, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie ukryję się przed nim w ten sposób.

- Mogłabym dostać inny pokój?

- Ten ci się nie podoba? – odpowiedział pytaniem na pytanie, zaś ja dałam podejść się niczym dziecko, którym zdecydowanie już nie byłam.

- Zbyt pusto tutaj.

- Więc go urządź – odrzekł krótko. Nie musiałam nic mówić, ponieważ moja mina wyrażała wystarczająco dokładnie zaskoczenie wypowiedzianymi słowami. Wzruszył ramionami, jakby chodziło o błahostkę. Rzeczywiście, w porównaniu z poprzednim problemem przewodnim rozmawialiśmy o drobnostkach. – Urządź ten pokój według własnego widzimisię. Tak to się chyba tutaj mówi?

- Yyy, tak – potwierdziłam mało elokwentnie.

Niestety na złość mój mózg przestał pracować prawidłowo, z trudem nadążając nad aktualnym obrotem sytuacji. Raptem minutę wcześniej tłumaczyłam brunetowi, na czym polega różnica między związkiem a inną relacją, a teraz zdawałam się sama wpaść w pułapkę sformułowań.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz