19. MEGAN

762 64 140
                                    

Zaczynałam odczuwać złość, a nawet wściekłość. Rozumiałam, że Toris musiał pracować, niemniej jednak ilość wykonywanej pracy chyba miała jakieś ograniczenia? Tymczasem powoli odnosiłam wrażenie, jakby nie liczyło się dla mężczyzny absolutnie nic poza nią. Co prawda, nie lekceważył mnie, zawsze doglądając mojego samopoczucia. Zakładając oczywiście, że w ogóle przebywał w mojej obecności, ponieważ zdecydowaną większość czasu w posiadłości siedziałam albo sama, albo w towarzystwie Vurtii.

Szczęśliwie doskonale rozumiałam się z kosmiczną kobietą, coraz częściej swobodnie śmiejąc się w jej obecności i żartując. Z nią, nie z niej. Vurtia sprawiała wrażenie osoby zdystansowanej względem samej siebie oraz swojego otoczenia, jednakże wolałam tego jeszcze nie sprawdzać. Kilka dni to mimo wszystko zbyt mało czasu na solidne zaciśnięcie więzi czy nawiązanie przyjaźni, choć póki co nasze relacje zmierzały dokładnie w tym kierunku.

Vurtia była okropną, rzadko spotykaną gadułą, której buzia niemal się nie zamykała. Dużo przy tym opowiadała o sobie, o swoich podróżach i zwiedzonych planetach. Chcąc, nie chcąc, musiałam przyznać, że dosyć sporo w ciągu jej życia nazbierało się tych historii. Jedne śmieszne, inne wręcz odwrotnie, ale w poważnych tarapatach kobieta nie miała okazji się znaleźć. Zawsze bowiem podróżowała w towarzystwie Urtaro, wspominając parokrotnie przy okazji snutych opowieści również o kolosie, którego obecnie widywałam raczej sporadycznie.

Zaczęłam się wręcz zastanawiać czy jej brat, wielki pan i władca, Toris we własnej osobie nie przeląkł się tego drobnego pocałunku, do jakiego pomiędzy nami doszło. Niby z jednej strony usilnie starał się zaciągnąć mnie do łóżka, gdzie po prawdzie przebywałam obecnie każdej nocy, podczas gdy w praktyce z tego faktu nie wyniknęły żadne rewelacje. Jeden pocałunek, kilka sugestywnych muśnięć i całkiem sporo przytulasów, które obecnie pojawiały się bardziej nieświadomie podczas snu. Bowiem kiedy wracał i wreszcie kładł się do łóżka, ja oddawałam się błogim przyjemnościom w ramionach innego, zaś Morfeusz spisywał się bez zarzutu. Natomiast rano budziłam się już w pustym łożu.

Powoli też wpadałam w rutynę. Codzienność w bogatej posiadłości wcale nie przedstawiała się tak różowo, jak mógłby określić postronny obserwator. Nic nie musiałam, a plan dnia zależał tylko i wyłącznie ode mnie oraz mojego widzimisię. Chyba że Vurtia wpadała niczym torpeda do mojego pokoju, wymyślając kolejne zajęcia. Szkopuł jednak polegał na tym, że bez obowiązków zaczynałam się nudzić, a wszystko podkładano mi wręcz pod nos. Gdybym sobie zażyczyła, najprawdopodobniej przy łóżku postawiono by mi złoty nocnik, żebym przypadkiem nie musiała nadkładać drogi do sikania.

Raz zażartowałam w podobny sposób, jednak reakcja Laylei pozbawiła mnie złudzeń. Wystarczyło moje słowo, mruknięcie bądź skinięcie palcem, a ona czym prędzej złoty osprzęt montowałaby w zasięgu ręki, ciesząc się przy tym niebotycznie. Lubiłam Laylei, jednak kocia kobieta nie umiała zastąpić mi towarzystwa, a już broń boże mówić o znajdowaniu jakiegokolwiek zajęcia. Jedyną dozą normalności w tej kwestii zdawała się nieobliczalna Vurtia, chociaż odnosiłam stopniowo wrażenie, że wyczerpywała limit pomysłów. Zwłaszcza że posiadłość nie rozrastała się w tempie Czerwonej Róży z horroru Kinga.

Może to i lepiej, ponieważ stopniowo poznawałam posesję na tyle dobrze, żeby poruszać się po niej samodzielnie i sprawnie. Oczywiście po uzyskaniu zgody samego Urtaro, gdyż dotychczas zawsze ktoś deptał mi po piętach. Jeśli nie towarzyszyła mi Vurtia, zajmując myśli, to Laylei pilnowała, żeby przypadkiem niczego mi nie zabrakło. Niestety, o ironio losu, nie potrafiła załatwić mi jedynej rzeczy, na której brak mogłam się skarżyć, uwagi gospodarza. W związku z notorycznym powtarzaniem, że pan bądź Urtaro jest zajęty i z pewnością poświęci mi czas później, zwyczajnie przestałam w ogóle o niego pytać.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Där berättelser lever. Upptäck nu