XVIII. Chce się zobaczyć z Potterem

2.1K 117 63
                                    

Zbliżała się noc duchów. Draco nigdy by się nie spodziewał, że skończy bojąc się wyjść z lochów. Od miesiąca Rick Middle, wraz z kolegami, szydzili z niego na każdym kroku. Raz nawet Potter go obronił co rozwścieczyło chłopaka jeszcze bardziej. Nie rozmawiał z nim od pamiętnego wieczoru w pokoju życzeń. Nie wiedział czy gryfon mówił prawdę, a jeżeli tak  to tym bardziej nie chciał się do niego zbliżać. Zaś Middle zszedł się z Chang, czasem widział nienawistny wzrok Pottera i tylko parskał krótko, no cóż wygląda na to, że mieli wspólnego wroga. To co widział w Middle'u uschło wraz z pierwszymi obelgami, a przynajmniej tak wmawiał sobie zraniony ślizgon. -mogę wrócić do bycia aseksualny, nie jestem gejem- mówił sobie codziennie, tak jakby miał wybór. Niczego nie żałował bardziej niż pocałowania tego zadufanego w sobie krukona, nie wiedział co w niego wstąpiło, ale przyznał sam przed sobą, że Rick jest nawet ładny. No dobra jest piękny, wysoki, o ciemnych włosach i niebieskich oczach, wygląda majestatycznie, a opięte koszule, który miał w zwyczaju nosić, były najbardziej seksowną rzeczą jaką Dracon kiedykolwiek widział. Było mu wstyd za siebie. Nigdy, przez szesnaście lat, nie czuł potrzeby samo zadowalania się, a co dopiero by robił to ktoś inny, jednak niecałe trzy tygodnie temu, zmienił się owy status. Nie, nie stracił cnoty, chociaż tak się czuł.- Spodobał mi się jeden dupek,ale to mnie nie wyklucza w byciu aseksualnym- oczywiście, że wyklucza i tak naprawdę to wiedział, choć próbował sobie wmówić, że wcale nie. Malfoy gejem, rodzice by go zabili, nie może i kropka. Szarooki często też myślał o informacji, którą podzielił się z nim Potter, w niezapomniany poniedziałkowy wieczór. Może chciał się z niego po naśmiewać? Może zraniony Draco powiedział mu o swoich przypuszczeniach dotyczących orientacji,a głupi gryfon postanowił zrobić z niego pośmiewisko. To nie ma sensu jak pomyślimy o tym, że go obronił, chociaż to może być ustalona z Middlem gra. Nie, to też nie ma sensu. Potter nie umie kłamać, nie umie udawać i czysta nienawiść, kiedy patrzy na całujących się Chang i Middle, nie może być zwykłym aktorstwem. 

Przeczesał włosy palcami, wyglądał dobrze. Była sobota, a co za tym idzie wcale nie musiał nigdzie wychodzić. Jednak był Malfoyem, nie mógł okazywać słabości i strachu, będzie jeszcze gorzej. Poza tym był cholernie głodny. Wygładził nieistniejącą fałdkę na koszuli i wyszedł z dormitorium biorąc głębszy, niż to było konieczne, wdech. Na korytarzu nie spotkał nikogo, kto śmiałby się z niego naśmiewać. -Wszyscy są na śniadaniu, to dobrze, poczekam do końca posiłku i pójdę, wtedy na pewno zdążą wrócić do wieży.- ustalał w głowie. Jeszcze jeden fakt przykuł jego uwagę, mianowicie wrogie nastawienie domu Godryka i Roweny.  Z tego co się orientował gryfoni lubili każdego, w końcu są tacy szlachetni, chyba, że ktoś im zajdzie za skórę, tak jak np. ślizgoni, więc to Ci drudzy musieli zaatakować dom lwa. Czy to ma związek z Chang i Potter? Ci krukoni są naprawdę durni. Jeszcze miesiąc temu myślał, że to szanujący się dom, pełen inteligentnych ludzi, którzy wyróżniają się AKCEPTACJĄ INNYCH. Draco prychnął pod nosem, poznał na własnej skórze, co dla niektórych z nich oznacza akceptacja. Naprawdę są aż tak głupi by zaczynać spór z najbardziej faworyzowanym domem Hogwartu? I to do tego z Potterem na czele. Idioci. Nie zauważyli jak bardzo Slytherin cierpi przez te głupią wojnę? Oni też musieli się w to wpakować.

Kiedy tylko przekroczył próg Wielkiej Sali usłyszał pogwizdywanie, a następnie chudy niski chłopak zwrócił się do niego szczerząc niezbyt proste zęby:

-Co tam pedziu? Obciągnąłbyś mi na tym stole co- to się robiło nudne, Draco nie wiedział o co chodziło, ale wszyscy swoimi, niby śmiesznymi, żartami zahaczali o stół Gryffindoru. Jakieś dziwne fetysze albo jednak Potter maczał w tym palce.

- Może jakbyś zakrył czymś ten obrzydliwy ryj- odpowiedział chłodno i z maską obojętności odszedł na swoje miejsce.

Pansy, nadal była obrażona. Było mu to na rękę, nie zamierzał przepraszać. Nie zrobił nic złego, nie miał czasu, to wszystko. Dwa tygodnie temu, kiedy przechodził jeden ze swoich kryzysów, po tym jak cały dzień wyzywany, dowiedział się jeszcze, że pierwszego listopada ma osobiście zobaczyć się z Czarnym Panem, popierał jego zdanie, ale jednocześnie cholernie się go bał, płacząc w ciszy pomyślał, że Parkinson może mu się przydać. W końcu jest w nim zabujana, jeżeli zacznie z nią chodzić dadzą mu spokój. Koniec końców jednak się rozmyślił.Może i był dupkiem, ale nie aż takim, poza tym ojciec zabiłby go gdyby się dowiedział o złamanym sercu dziewczyny z tak ważnego rodu, bo na pewno by je miała. Chłopak ma dużo cierpliwości, ale po dziesięciu minutach jej biadolenia byłby gotowy wyrzucić ją przez okno z najwyższego piętra.

No co jest Pottah? ||Drarry||Where stories live. Discover now