LVIII. Znalazła się gwiazda

1.4K 90 160
                                    


McGonagall pospieszyła Seamusa i Neville'a, którzy mieli rozsadzić most. Cała szkoła była w wielkim szoku, Harry znowu wściekł się na dyrektora, czemu nie przygotował uczniów, czemu nie odesłał najmłodszych do domów? Naprawdę najważniejsza była posada? O co chodziło? Nie było czasu się zastanawiać. Popatrzył na Draco, którego szare oczy błyszczały na kształt paniki. 

-Damy radę. - Uśmiechnął się niepewnie i pocałował go w usta, chcąc dodać otuchy. Pocałunek przedłużył się niekontrolowanie i nawet nie zauważyli, kiedy do gabinetu wgramoliła się garstka krukonów (reszta stała zapewne na korytarzu), a na ich czele prefekt naczelny - Rick Middle. Zmierzył ich wzrokiem, a Draco aż wstrzymał oddech, naprawdę się go bał. 

-Znalazła się gwiazda. - Warknął tylko Rick, czując dziwny ciężar na sercu, nie skomentował sceny, którą przed chwilą zobaczył i czuł, że wcale nie chce się nią z nikim dzielić. 

Młodsze roczniki zostały wprowadzone do Komnaty, gdzie miały być bezpieczne, reszta albo tworzyła w Wielkiej Sali mały szpital, albo pomagała wzmacniać bramy. Harry krążył w te i z powrotem. Ogólna panika została już ogarnięta i jedynie Draco siedział skurczony gdzieś w łazience, nikt się nie przejął jego obecnością. 

Już trzy godziny później przed bramami Hogwartu miała rozpocząć się bitwa, lecz wtedy stało się coś niespodziewanego. Śmierciożercy i wszelakie stwory, wycofały się, a w głowach uczniów i nauczycieli rozległ się syczący głos: Chce tylko Harry'ego Pottera, nikt nie zginie, jeżeli mi go wydacie. Każdy zamarł spoglądając w stronę złotego chłopca. Draco, który był w prowizoryczny szpitalu popędził w stronę wyjścia, chciał powstrzymać ukochanego.

-Błagam Harry, nie bądź taki głupi, nie bądź taki głupi. - Mówił sam do siebie. Wybiegł na plac zdecydowanie za późno. Gadzią twarz Voldemorta wykrzywił uśmiech, kiedy Wybraniec stanął przed nim mężnie, gotów do walki. Draco aż wmurowało zaczął krzyczeć i się szamotać, ale Zabini złapał go za bark. Nie wiedział co się dzieję, ale nie miał zamiaru puścić tam przyjaciela. Malfoy wpadł w jego ramiona, kiedy Potter upadł ugodzony zielonym światłem. 

Szkoła otrząsnęła się dopiero, kiedy zrozumieli, że Voldemort wcale sobie nie pójdzie. Śmierciożercy stanęli po jednej stronie, razem z Hagridem, który trzymał ciało Harry'ego. Narcyza też tam była. 

-Draco. - Usłyszał swoje imię, wypowiadane przez znienawidzony przez siebie głos. - Chodź do nas. - Nastała cisza, każdy patrzył na niego, widział jak Hermiona i Ginny idą zapłakane w  jego kierunku, nawet Ron ruszył się z miejsca żeby przed nim stanąć, to zaskoczyło uczniów, ale w końcu i oni nie chcieli go puścić stając murem, za kolegą. Malfoy zacisnął pięści i przybrał bojową minę. Pomści Harry'ego, pomści swojego ukochanego. - Nie bądźcie głupcami. - Nikt się nie ruszył. - No cóż Draco, nie pozostawiasz mi wyboru. - Niespodziewanie złapał za szatę blondynkę, która stała u jego prawego boku. Kobieta chciała się bronić, ale nie zdążyła. - Avada Kedavra! - Błysk zielonego światła ugodził ją prosto w serce, a młody Malfoy poczuł jak znowu traci grunt pod nogami. Ten skurwiel zabił jego chłopaka, jego matkę... Podniósł się dopiero słysząc szmer. Lucjusz Malfoy stał na przeciwko Czarnego Pana, walecznie się broniąc. Voldemort nakazał się nie wtrącać i posłał resztę sojuszników na uczniów. Nikt nie spodziewał się zdrady Lucjusz, nikt, a najbardziej Draco. 

Zabini walczył u boku Ginny uśmiechając się do niej. Uśmiech zbladł mu, kiedy zauważył ścianę, która eksplodując zaczęła spadać w ich kierunku, krzyknął na rudowłosą, ale było za późno. Kamienie przygniotły ją, a brunet stał skołowany, dopóki Pansy nie szarpnęła go do siebie, nie miała zamiaru stracić męża. Ron biegł po gruzach, chcąc odkopać siostrę. Łzy ciekły mu po twarzy, pomimo że starał się je powstrzymać. Hermiona szarpała go, nie mogła pozwolić żeby teraz się załamał.

 Zakon i aurorzy walczyli dzielnie u ich boku, ale było coraz więcej ofiar. Luna Lovegood, leżała gdzieś pod ścianą, jej blada jak zawsze twarz miała zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Cho Chang patrzyła na nią w szoku, złapała ją z pomocą swojego chłopaka i zaniosła do Wielkiej Sali. Przed nimi Szedł Colin z Gryffindoru, który uśmiechał się lekko i motywował dwójkę nastolatków, w rękach niósł bandaże i gazy. Nagle jedna ze ścian runęła prosto na niego, a krukoni odskoczyli w szoku widząc co się stało. To co udało im się wygrzebać spod gruzów nie było już uśmiechającym się chłopakiem, obaj przełknęli ślinę, pędząc przed siebie najszybciej jak się da. 

Draco Malfoy w pocie czoła walczył z ciotką, starając się nie patrzeć na martwe ciało młodego Notta, który tak jak on przeciwstawił się rodzinie i Czarnemu Panu. Nie mógł nigdzie wyłapać długich jasnych włosów ojca i zastanawiał się co z nim się mogło stać. Tonks wyskoczyła przed niego dając mu możliwość ucieczki, niestety nie poradziła sobie za długo. Chwilę później wykrwawiała się na ziemi, ugodzona zaklęciem tnącym. Bellatrix Śmiała się szaleńczo z kobiety, dopóki sama nie została ugodzona klątwą, a końcowo zabita, przez Molly Weasley, matkę, który straciła dziś córkę. 

Arthur Weasley padł martwy prosto pod nogi Hagrida, a Harry spoglądał na niego niespokojnie, chciał już wstać, ale obawiał się, że tym razem może tego nie przeżyć. 

Nauczyciele na czele z Dumbledorem rozprawiali się z grupą śmierciożerców. Harry skanował otoczenie. Draco wraz z Ronem i Hermioną walczyli z Greybackiem.

W końcu nadarzyła się okazja, nikt na niego nie patrzył. Zeskoczył z ramiona Hagrida, którego już wcześniej poinformował o tym, że nadal żyję. Draco automatycznie odwrócił głowę i to był błąd Greyback skoczył na niego, by go ugryźć. Harry nie wiele myśląc rzucił wilkołakiem o ścianę, to spowodowało, że każdy już wiedział, że żyję. Dumbledore wyszedł w jego kierunku i razem z nim stanął przed Voldemortem, który natychmiast zaatakował Harry'ego.

-Avada Kedavra!

- Expelliarmus!

Czerwony i zielony promień zaczęły toczyć bitwę. Czerwony osłabł, kiedy zauważył martwe ciało dyrektora pod nogami. Wzmocnił się jednak, kiedy usłyszał krzyk, nie był to krzyk byle kogo.

-Kocham Cię, Harry! - Draco czuł, że zdarł sobie gardło, a nawet nie był pewien czy Potter to usłyszał, każdy patrzył na niego w szoku. Odwrócili od niego oczy dopiero słysząc przeraźliwy wrzask.

 Voldemort padł martwy na ziemię. 

Spanikowani śmierciożercy zaczęli uciekać. Niektórzy jednak nadal walczyli, a właściwie zabijali każdego, kogo tylko im się udało. Harry rzucił się na jakiegoś siwiejącego mężczyznę, który właśnie zabił Neviile'a. Aurorzy stanęli za nim. Bliżniacy Carrow zaczęli uciekać nie chcąc podzielić losu mężczyzny. 

Na placu nastała cisza, słychać było tylko ciche szlochy, matek i ojców, przyjaciół, i kochanków. 

Draco Malfoy stał niepewnie z boku patrząc na brudnego i poobijanego Pottera, który ściskał się z Ronem i Hermioną, patrząc na gruzy, gdzie leżała martwa Ginny, a właściwie to co z niej zostało... W końcu ruszył w jego kierunku. Odgarnął pozlepiane blond kosmyki z jego brudnego czoła po czym schylił się i pocałował go. 

-Ja ciebie też, Draco.


Od autorki:

Został tylko epilog! Dajcie znać co myślicie, nie jestem może idealnie, ale cieszę się, że już to praktycznie zakończyłam.

Buziaki i do następnego ♥


No co jest Pottah? ||Drarry||Kde žijí příběhy. Začni objevovat