LVII. Nikt się nie może domyślić.

1.2K 83 29
                                    


Dumbledore był wściekły. Szedł szybko wejściem do komnaty. Rozumiał wszystko. Ale porwanie ucznia! Miał tego dość, dość Pottera i jego świty. Doskonale wiedział o ataku! Powiedział mu o tym sam Severus... a one... porwały ucznia i schowały w Komnacie Tajemnic! Zatrzymał się. 

Draco Malfoy stał, a w jego pierś wtulał się Harry. Obok stała Hermiona z różdżką. 

-Panno Granger... - policzył w głowię do dziesięciu. - Będziemy o tym rozmawiać później. Harry, co tu robisz?

-Ja... 

-Chodzimy ze sobą. - Przerwał mu Draco. Potter nie zaprzeczył, a Albus czuł jak krew opuszcza jego twarz. Tylko spokojnie, powtarzał sobie. Uśmiechnął się, typowo dla siebie. 

-Dropsa? -Nikt mu nie odpowiedział. - Draco, musisz tu zostać, przynajmniej do środy... Wybrałeś już stronę, po której zamierzasz zawalczyć? - Malfoy spojrzał na swojego chyba chłopaka, ścisnął jego ramię.

-Tak. 

-Cudownie. Harry, musisz stąd wyjść.

-Ale profesorze..

-Żadnych ale. Wracasz do siebie i ani mi się waż tu przychodzić. Nikt się nie może domyślić. 

W tym samym czasie parę pięter wyżej Narcyza Malfoy wyrywała sobie włosy z głowy, nie wiedząc, że dni do jej śmierci są już policzone. Miała zamiar zostać tu do czasu znalezienia syna, miała przeczucie, że właśnie tu powinna być. Snape siedział w kącie patrząc na kobietę. On też się martwił. Co się mogło wydarzyć? Czyżby Draco uciekł? Zarówno Lucjusz, jak i jego żona mówili, że na pewno nie, ale nietoperz nie był tego taki pewien. Może się wystraszył? Ale czy naprawdę jest aż tak samolubny? Skazuję swoją matkę na śmierć, przy okazji wywołując ostateczną bitwę? W końcu do tego to wszystko prowadzi. Nie miał mu tego za złe. Był jeszcze dzieckiem. 

W środę... zapewne zginie. Tak samo jak Dumbledore i Potter. Już dawno zniszczyli horkruksy, został tylko ten dzieciak. Albus mówił, że jest szansa, na to, że chłopak przeżyję, ale raczej niewielka. Severus miał za zadanie przekonać swojego Pana do wywabienia Harry'ego, a wtedy on pod manipulacją Dumbledore'a pójdzie tam i zginie. To tyle z wielkiego wybrańca. Był zwykłą świnią hodowaną na rzeź. Przepraszam, Lily, pomyślał. Nie ma innego wyboru, ale chłopak albo cały świat. Dumbledore zawsze działał na zasadzie dobra ogółu. Jednostki się nie liczyły. Może to i dobrze? 

Harry wbiegł do pokoju wspólnego, nie miał czasu, musiał się przygotować do bitwy. W środę... to może być już w środę. Minął Ginny, ale nie odezwał się do niej, co wcale dziewczyny nie zdziwiło. Napisał listy do Łapy i Lunatyka, nie wiadomo co się może wydarzyć. Ron patrzył na jego nową energię, ale nic nie mówił, był raczej zadowolony.

We wtorek szkoła była raczej spokojna. Raczej, bo Draco nadal się odnalazł. Ron, który dzień wcześniej o wszystkim się dowiedział chaotycznie szukał jakiś zaklęć w książkach. Hermiona i Ginny pozostały w swoich towarzystwie, a Harry był w innym świecie, chciał już zobaczyć ukochanego, ale nie chciał bitwy, miał nadzieję, że Voldemort jednak sobie odpuści.

Tak, to było tak głupie jak brzmiało. 

W trakcie kolacji Dumbledore zastukał nożem o wielki puchar z sokiem dyniowym. Wstał i odchrząknął zaczynając przemowę.

- Jak pewnie wielu z was wie zbliża się wojna, nie chce was straszyć, ale jest  ona bliżej niż myślimy. Wielu osób może zabraknąć, ale pamiętajcie, że Ci co nadal są też mają siłę, liczę, że ciężka praca w szkole na coś się przyda w trakcie bitwy ostatecznej... - Usiadł. W Sali zawrzało. Harry wywrócił oczami, no tak, bo nie można powiedzieć wprost, prawda? 

Następnego dnia rano Potter obudził się spięty, taki też był na lekcjach, a kiedy pod wieczór Dumbledore wezwał go do siebie żeby oznajmić, że Draco będzie przebywać u niego, bo Narcyza w końcu przeniosła się do gabinetu Snape'a w lochach, nie mógł uwierzyć, że dzień się skończył. 

Po paru szczerych rozmowach opuścił Dracona, kierując się do własnego dormitorium. Jednak nie na długo. Już dwie godziny później usłyszał huk - ktoś próbował przedrzeć się przez zapory ochronne. 

Od autorki: 

Hejka! Ja wiem, że minął prawie miesiąc i przepraszam, ale potrzebowałam czasu, mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta. 

ps. zdaję sobie sprawę, że żeby wejść do komnaty trzeba było zjechać rurom, ale na potrzeby ff uznajmy, że były tam schody hah. 

Do końca został jeszcze jeden rozdział i epilog! 

Buziaki i do następnego ♥

No co jest Pottah? ||Drarry||Where stories live. Discover now