Epilog

498 28 21
                                    




Ozi

Zrywam się. Nie potrafię określić dźwięku, który mnie wyrwał ze snu, ale już wiem, że Ani nie ma w łóżku.

- Anka? - biegnę w stronę łazienki słysząc prysznic - Co się dzieje ? Dlaczego bierzesz prysznic? Jest środek nocy! - widzę ją, więc uspakajam się trochę. Odruchowo wyciągam przed siebie duży ręcznik kąpielowy, którym okrywam ciało mojej kobiety. Patrzę na jej zmartwioną twarz.

- Nie mogłam spać, bolą mnie plecy - przyciągam ją do siebie i wycieram ręcznikiem. Znowu widzę ból na jej twarzy - Michał, chyba zaczął się poród ...

Widzę, że coś jeszcze mówi, ale zatrzymałem się na słowie poród. Biorę ją na ręce i zanoszę do sypialni. Wiem co robić, to znaczy ufam, że wiem co robić.

- Słyszysz mnie ?

- Tak, tak ... - mam nadzieję, że nie słyszy paniki w moim głosie - przyniosę ci jakieś ubrania, i zadzwonię po Leo, żeby przyszedł do Helenki.

Sześć godzin później, przytulam mojego syna. Nie potrafię go wypuścić z rąk. Siedzę w głębokim fotelu, przy łóżku Ani i przyglądam się, rejestrując każdy szczegół na twarzyczce tego młodego człowieka. Słucham pomrukiwań śpiącej Ani, która po cesarce będzie spała jeszcze przez parę godzin. Wiem, że jak tylko otworzy oczy będę musiał oddać w jej ramiona naszego syna, ale teraz, nie muszę się nim dzielić z nikim. Jest cały mój. Piękny, cały i zdrowy, silny i cholernie bezbronny. Moje serce puchnie z dumy i radości patrząc na tą małą istotę.


Anna

Otwieram oczy wprost na widok, który zapamiętam do końca życia. Nasz syn w ramionach Michała, który jak zaczarowany wpatruje się w twarz dziecka. Kiedy wzruszona przełykam łzy, mój mąż podnosi na mnie wzrok i uśmiecha się. Patrzą na mnie oczy, które pokochałam odkąd spojrzały na mnie w pociągu, kiedyś z zaciekawieniem, a teraz z ogromem miłości.

Kiedyś wisiało nade mną jakieś fatum, ale wygląda na to, że ten człowiek przegonił je na zawsze, taką mam nadzieję. Kiedyś żyłam bez niego, teraz jest moim życiem, oddycham nim. Kiedyś byłam zadowolona ze tego co mam, teraz jestem szczęśliwa.

Patrzymy na siebie i rozmawiamy bez słów. Czuję łzy na policzku i pewnie dlatego mój mąż wkłada w moje ramiona nasze dziecko i całuje mnie, płacząc i śmiejąc się jednocześnie.

- Jesteś moim ZAWSZE - szepcze w moje usta.


Piotr

Od miesiąca mieszkam w starym mieszkaniu Oziego w Gdańsku, choć od wielu miesięcy czuję się tu jak w domu. Od tygodnia pracuję w PENUMBRA i właściwie nie mam czasu na nic i wcale się nie zdziwię, jak się okaże, że przyjechałem do szpitala ostatni. Cholera. Biegiem wpadam do windy i uderzam w przycisk więcej niż raz, jakby to mogło przyspieszyć zamykanie drzwi. Niestety piętro wyżej winda zwalnia i kiedy drzwi się otwierają spoglądam niezadowolony na sprawcę tego spowolnienia. Z rękoma w kieszeniach jasnej kurtki, na wprost windy stała kobieta. Zapłakane, jasno szare oczy patrzyły na mnie, choć jestem na sto procent pewien, że mnie nie widziały. Łzy płynęły po jej policzkach, usta drżały, ale kobieta się nie ruszała. Drzwi zaczęły się zamykać , zatrzymałem je w ostatniej chwili.

- Proszę pani, czy wszystko dobrze? Czy potrzebuje pani pomocy? - nawet nie drgnęła, mrugnęła i pochyliła głowę dopiero kiedy usłyszała sygnał windy - Proszę pani? - zaprzeczyła ruchem głowy i cofnęła się w głąb korytarza.

Zabrałem rękę z przytrzymywanych drzwi i kiedy te się prawie zamknęły, kobieta spojrzała na mnie jeszcze raz, tym razem mnie zobaczyła.

- Dobry Boże - mruknąłem sam do siebie porażony tym spojrzeniem.

Na szpitalnym korytarzu położnictwa stał spory tłum ludzi wypraszanych właśnie przez położną.

- Jeszcze was dobrze nie poznali, a już was wyrzucają - prycham na powitanie - co zrobiliście patafiany?

- Goń się - warczy Baca - nie chcą nas wpuścić, podobno tu nie ma odwiedzin.

- Mnie wpuszczą - przepycham się w stronę położnej - proszę pani , ja muszę wejść, to moja siostra urodziła, zostałem wujkiem - dorzucam swój najlepszy uśmiech.

- Tak, słyszałam , wszyscy jesteście wujkami i każdy jest jej bratem ...

- Każdy? Tylko ja jestem jej bratem

- I ja - Leo podnosi rękę do góry - mam świadków jak Anka o tym mówiła - gada do mnie jakieś bzdury.

- Ja jestem jej najlepszym przyjacielem - Baca się przepycha do przodu.

- Dość! Proszę natychmiast stąd iść, bo wezwę ochronę. Pani Ozińska jest po cesarskim cięciu, jest zmęczona i nikogo tam dzisiaj nie wpuszczę. Zrozumiano?

- Nie ma mowy, niech pani zawoła Oziego, niech nam chociaż syna pokaże, nigdzie stąd nie pójdziemy.

- Co tu się dzieje ? -wszyscy jak na komendę odwracamy się i ponownie tonę w spojrzeniu jasno szarego oczu. Kobieta już nie płacze, ale nie da się ukryć, że jeszcze przed chwilą tak było, więc wszyscy milkniemy.

- Pani doktor, państwo już opuszczają oddział - położna z wyraźną troską w oczach zwraca się do kobiety która nadal nie odrywa ode mnie wzroku - tłumaczyłam, że nie ma odwiedzin.

- Do kogo pan przyszedł? -pyta mnie chociaż stoję w tłumie łosi.

- Moja siostra urodziła dzisiaj w nocy, chcemy ...

- Cesarką, tłumaczyłam już ... - podniesiona dłoń lekarki skutecznie ucisza położną

- Chodźmy pani Kasiu, sprawdzimy jak się miewa pacjentka - rusza korytarzem, ale odwraca się i ponownie zwraca wprost do mnie - proszę tu chwilę poczekać.

- Stary co to było? - Baca klepie mnie w plecy

- Nie mam pojęcia - ciągle patrzę na znikającą postać - nie mam pojęcia

- Ale dlaczego doprowadziłeś ją do łez - żartuje Ola

- Płakała już zanim mnie zobaczyła - marszczę czoło, bo właściwie bardzo chciałbym wiedzieć, co wywołało w niej tyle emocji.

Chwilę później ponownie pojawia się pani doktor, tym razem już w szpitalnych uniformie i kiedy staje na przeciwko nas mówiąc tym razem do ogółu, mogę się jej bardziej przyjrzeć. Jest wysoka, szczupła, a jej krótkie, jasne włosy odsłaniają smukłą szyję, jednak to jej oczy, to one powodują, że stoję w miejscu, kiedy wszyscy ruszyli już w stronę sali.

- Pan nie idzie?

- Piotr, Piotr Rosz - wyciągam przed siebie rękę - bardzo dziękuję pani doktor - delektuję się tym chwilowym dotykiem, potrząsając jej ciepłą dłonią.

- Pola Sley - uśmiecha się słabo, ale jednak - niech pan już rusza, bo to będę krótkie odwiedziny.

- Tak - niechętnie, ale zrywam kontakt - do zobaczenia pani doktor.


Leo

Wpadamy całą chmarą do sali. Ozi poprawia poduszki na łóżku Anki, szepcząc jej coś do ucha, powodując rumieniec na jej twarzy. Jak to możliwe po takim czasie? Jak dzieci, jak dzieci. Obok w wysokim, przeźroczystym wózeczku śpi pomarszczony maleńki człowiek. Ściskamy Oziego, choć tak naprawdę mamy go w nosie, wszyscy wisimy nad maleństwem.

- Wygląda jak Helenka tylko jest ciut bardziej zarośnięty - komentuję bez zastanowienia - o nawet tak samo marszczy nos.

- Widzisz , mówiłam ci - Anka uśmiecha się do Oziego.

- Mówiłaś mówiłaś ... dobra, panowie i panie, poznajcie Jakuba Ozińskiego.

FatumWhere stories live. Discover now