Rozdział 14

187 22 1
                                    


Ozi

Za chwilę wzejdzie słońce. Mija kolejna godzina kończąca moją bańkę mydlaną. Jedziemy w taksówce wtuleni w siebie. Nadal nie rozmawiamy. Właściwie od chwili kiedy wyszliśmy z domu i tych parę godzin w klubie nie zamieniliśmy z sobą więcej niż dziesięć słów. Opieram brodę o głowę Ani , wiem, że Ona nie śpi, bo cały czas bawi się moją dłonią, zamykam oczy i wracają do mnie jak na zawołanie obrazy z klubu. Jestem pewien, że zapamiętałem każdy jej ruch, każdy dotyk jej ciała. Pytanie na ile mi to wystarczy ? Otwieram oczy i skupiam się na tym, że za chwilę muszę ją wypuścić z ramion i odejść. Chciałbym ułożyć sobie w głowie jakiś plan, co jej powiem, kiedy wyję z mieszkania, ale nie potrafię się skupić nawet na jednej myśli. Wiem czego pragnę, wiem jakie mam zobowiązania, wiem jak postąpię i wiem, że będzie najlepiej dla niej jeśli się już nigdy nie pojawię , tylko nie wiem jak się do tego zmusić.

Tik tak ...

Anna

Weszliśmy do mieszkania, słyszę jak zamyka drzwi , ale nie jestem w stanie wypuścić jego dłoni. Nie zapalamy światła i trzymając się za ręce siadamy na sofie. Ozi kładzie głowę na moich kolanach. Odruchowo zaczynam bawić się jego włosami . Patrzymy na siebie w milczeniu.

Tik tak ...

Nie wiem ile czasu minęło, w pokoju jest już jasno. Z przerażającej ciszy, wyrwało nas pikniecie zegarka. Ozi sięgnął by go uciszyć. Kiedy ponownie popatrzyłam na niego miał zamknięte oczy i napięte mięśnie twarzy. Podniósł się z sofy, oparł dłonie na szybie drzwi tarasowych i pochylił głowę. Czy było mu ciężko odchodzić ?

Nigdy nie byłam przesadnie uczuciowa, właściwie to nauczyłam się kontrolować swoje emocje. Nigdy wcześniej jednak nie odczuwałam tak wielu emocji na raz. W tej chwili czułam wszystko: ból, bezsilność, panikę, strach, złość i poczucie niesprawiedliwości . Chciałabym tak wiele powiedzieć, chociaż od wielu godzin milczę. Czy potrafiłabym go błagać by został, chociaż już pierwszego dnia powiedział, że jest tu tylko na chwilę. Targają mną emocje których nie rozumiem. Jednego jestem pewna, nic nie będzie już takie same. I chociaż tyle się we mnie dzieje w tej chwili wyrzucam z siebie tylko jedno pytanie:

- Zapytam Cię jeszcze raz. Po co tu przyjechałaś, dlaczego mnie odnalazłeś?

Nawet się nie odwraca w moją stronę. Jednak podnosi głowę i zaciska dłonie w pięść . Otwiera oczy i łapię jego spojrzenie w odbiciu szyby, niczego nie potrafię z niego wyczytać. Mijają kolejne chwile i nadal panuje cisza. Przez moją głowę przelatują kolejne scenariusze: powie że się we mnie zakochał a ja będę go błagała żeby został, powie że jeszcze nie jest pewien co czuje ale prosi żebym poczekała na niego że wróci tak szybko jak będzie to możliwe, a ja rzucę mu się na szyję, powie że chciał się zabawić, a ja się wścieknę, powie, że przegrała zakład a ja go spoliczkuję. Jednak żaden scenariusz nie przygotował mnie na taką odpowiedź:

- Przepraszam

Odwraca się z wyrazem twarzy, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Zaczyna chodzić po mieszkaniu i zbiera swoje rzeczy, wrzucając je do torby.

Teraz już wiem że z łatwością mogłabym go błagać, że mogłabym rzucić mu się do stóp i jak pies uczepić się nogawki, byleby tylko mnie nie zostawił. Mogłabym, ale też wiem, że nigdy tego nie zrobię. Nie ruszam się, nie podnoszę głowy, musze się skupić by przetrwać te ostatnie chwile, musze się skupić by moje emocje nie wylały się łzami, muszę ...

Słyszę jak szarpnięciem otwiera drzwi . Podnoszę głowę i wbijam wzrok w jego plecy, napinam się cała gotowa za nim biec.

Tik tak ... tik tak

Przekracza próg i trzaska drzwiami. Wstrzymuję oddech, bo wiem że przy następnym tama puści ... Oddychaj .... Tik tak oddychaj

Oddech ...

Ozi

Tylko się nie zatrzymuj. Tylko się nie odwracaj. Najlepiej biegnij. To wszystko za chwilę minie. Dotrzesz na lotnisko, samolot, chłopaki, misja. Jeszcze tylko chwila. Najlepiej biegnij. Nie myśl, działaj, potrafisz. Tylko się nie odwracaj.

I nagle wbiegam po schodach do mieszkania. Jak ja się tu kurwa znalazłem. Biegnę. Szarpię za klamkę. Widzę ją jak wystraszona podrywa głowę. Mam ją. Całuję jej spuchnięte oczy, mokre od płaczu policzki, zasmarkany, czerwony nos.

- Ciii ... - nie może przestać płakać.

Wczepia ręce w moje włosy, szarpie moją kurtkę. Całujemy się jakby od tego zależało nasze życie.

Ostatkiem sił odsuwam ją od siebie. Próbuję wyrównać oddech.

- Aniu, popatrz na mnie – widzę jak łapie głęboki oddech i podnosi na mnie mokre od łez oczy – Wrócę, przyrzekam, że wrócę.

- Będę czekała ...

FatumWhere stories live. Discover now