Rozdział 6

220 20 0
                                    


Ozi

Nie wiem czy spałem tej nocy, nie mogłem się doczekać świtu, od godziny stoję na tej plaży. Nie mogę przestać myśleć o wczorajszym dniu. Kiedy zobaczyłem ją na parkiecie w klubie, zamarłem. Moje wyidealizowane wyobrażenia o tej dziewczynie były niczym w porównaniu z rzeczywistością. Nie mogłem oderwać od niej oczu kiedy tańczyła. Nie wiem jak to możliwe, bo znam wiele pięknych kobiet, zmysłowych, jednak nigdy wcześniej nie zamurowało mnie na czyjś widok. Kiedy odnalazła mnie w tłumie i przyszpiliła wzrokiem, zapomniałem o oddychaniu. Dopadła mnie, nawet nie zdaje sobie z tego sprawy i mam nadzieję, że nigdy się o tym nie dowie. Nie jestem w stanie się trzymać od niej z daleka, koniec z zabawą w kotka i myszkę. Muszę ją mieć, później pewnie mi przejdzie, mam taką nadzieję.

Widzę ją, kiedy w biegła na plażę. Tak, teraz to już pewne, zachowuję się jak napalony nastolatek, jeszcze chwila i zacznę przebierać nogami, serce mi za chwilę wyskoczy, ręce zaczynają mi się pocić. Zaczynam się zastanawiać czy ta kobieta nie jest czarownicą i nie rzuciła na mnie uroku, bo przecież to co się ze mną dzieje to nie jest normalne. Odwracam się w stronę morze, ale czuję jak się zbliża, moje ciało napina się, kiedy czuję ją za plecami. Słyszę jej oddech. I nagle się zatrzymuje . Każdą cząstką mojego ciała zaczynam na nią reagować. Koniec zabawy, czas sprawdzić o co w tym wszystkim chodzi. Nabieram głęboko powietrza, wyciągam ręce z kieszeni, odwracam się i od razu zapadam się w jej oczach. Po chwili widzę jak uderza kolanami o mokry piasek, ale nie spuszcza ze mnie wzroku. Kiedy podchodzę do niej powoli i wyciągam rękę, aby ją podnieść, żadne z nas nie odzywa się słowem, jednak Ania przyjmuje pomoc i wstaje. Trzymam jej dłoń i mam nadzieję, że już jej nie będę musiał wypuścić.

- Myślałam, że zwariowałam – ciągle nie odwraca wzroku, ale kiedy widzi moją zdziwioną minę, kontynuuje – czułam Cię od jakiegoś czasu, choć wiedziałam, ze to niemożliwe, dlatego myślałam, że oszalałam – wyciąga lewą dłoń do mojej twarzy, ale jej nie dotyka i cofa ją pospiesznie – a ty naprawdę istniejesz

- Od zeszłej środy

- Co od zeszłej środy?

-Jestem tu od zeszłej środy

- Dlaczego ?

-Co dlaczego?

- Dlaczego tu jesteś? I dlaczego czekałeś tyle dni, żeby się o tym dowiedziała ?

- Tak naprawdę to nie potrafię odpowiedzieć na żadne z tych pytań

Ten jej wzrok, jak ona to robi. Mam wrażenie, że czyta ze mnie jak z otwartej księgi. Co ja mam jej powiedzieć, że jedyne o czym myślę odkąd ocknąłem się w szpitalu to ONA. Pomyśli, że jestem szalony, sam o sobie tak myślę. Co ja mam jej powiedzieć.

- Nie potrafisz. No cóż – wykonuje krok do tyłu, spogląda na nasze dłonie, może dlatego odruchowo ją uwalniam – a jak się czujesz ? Widzę że swobodnie oddychasz.

- W tej chwili nie powiedziałbym, ze oddycham swobodnie, ale czuję się bardzo dobrze – przygląda mi się teraz marszcząc delikatnie czoło. Świerzbią mnie ręce, żeby przyciągnąć ją do siebie, a ponieważ to pragnienie jest tak duże, ze nie ufam sobie, wkładam ręce znowu do kieszeni , mało eleganckie, ale lepsze to niż wyjść na desperata. Zapada niezręczne milczenie, co uświadamia mi, że jeśli czegoś nie zrobię albo nie powiem, Ania cofnie się o kolejny krok – zostały Ci jeszcze dwa kilometry w tą stronę i cztery powrotem, poczekam na Ciebie przy wejściu na plażę i potem pogadamy. Biegnij.

- Wiesz ile kilometrów mi zostało ... no tak ... wiesz też gdzie chodzę na zajęcia, gdzie się spotykam ze znajomymi ... wiesz gdzie mieszkam? ... oczywiście, że wiesz ... ale nie wiesz, że nie pobiegnę już dalej, bo będę się bała stracić Cię z oczu?

- Biegnij, nigdzie się nie wybieram – rozbawiła mnie, tego się nie spodziewałem.

- Nie wierzę Ci. Miałeś dużo czasu, żeby się ze mną skontaktować, a jednak tego nie uczyniłeś, więc nie odwrócę się teraz i nie pobiegnę, bo jeśli znikniesz, nie będę miała możliwości zadania Ci setki pytań które chodzą mi po się w środku, uwielbiam ją, nic z nią nie będzie proste.

- Dobrze, zapraszam Cię na śniadanie i dobrą kawę, pogadamy, po to tu jestem.

- Czyli jednak wiesz dlaczego tu jesteś?

- Nie do końca – znowu to robi, powoduje że się uśmiecham, sama też się uśmiechnęła, jej oczy rozbłysnęły chociaż je przymrużyła – Dobrze, chodźmy stąd, gdzieś usiąść i coś zjeść.

- Niestety muszę się przebrać – pokazuje mi ręką mokre spodnie, całe z piasku – możesz pójść ze mną na campus, albo możemy się spotkać na miejscu, chociaż jak już wspomniałam wcześniej wolałabym Cię nie spuszczać z oczu.

- Chodźmy na campus, a później Ty coś wybierzesz, a ja Cię tam zaproszę – ruszamy, ale ciągle spoglądamy na siebie.

Nie wiem czy jestem szczęśliwy, nigdy nie potrafiłem dobrze zdefiniować u siebie tego stanu, zawsze wiedziałem kiedy jestem zadowolony, ale teraz czuję się więcej niż zadowolony. Nie wiem czego się właściwie spodziewałem stojąc na tej plaży. Miałem tylko jedno życzenie, żeby się zatrzymała, żebym mógł ją więcej niż zobaczyć, żebym mógł ją poczuć.

Nigdy nie uganiałem się za kobietami, zawsze je miałem, ale nie musiałem nigdy „stać na głowie i zionąć ogniem" zawsze wystarczała „tania" gadka i byłem zadowolony, a później po dobrej zabawie ładnie dziękowałem i nabierałem ochoty na zmianę, czy teraz też tak będzie? Bo przecież muszę ją mieć. Czy jej też podziękuję? Wiem, że będzie to wspaniała zabawa, czuję to całym sobą. Chyba męczy mnie też fakt, że nie zabawiałem się odkąd wyszedłem ze szpitala? Po tylu dniach stawiania tych i podobnych pytań, mam tylko jedną teorię: to ta chemia. To wzajemne przyciąganie o którym wszyscy mówią, a którym piszą "w dziewczyńskich" książki. Chemia, która pochłania cię bez reszty, podobno się zdarza, więc to musi być to. Gdyby to było jakieś proste pożądanie, to zdarzyło mi się nie raz, po prostu je zaspakajasz i idziesz dalej, czysty seks czysta przyjemność, ale się nie zatrzymujesz, po prostu idziesz dalej.

Nagle Ania zachodzi mi drogę i się zatrzymuje. Opierając rękę na mojej kurtce, zatrzymuje mnie

- Poczekaj ... ja muszę wiedzieć: co Ty tutaj robisz ?

FatumTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon