Rozdział 1

597 24 2
                                    

Anna

Jeszcze tylko trzy godziny i będę w domu. Czuję jak pociąg zaczyna hamować zbliżając się do dworca. Pomimo tego ponownie zamykam oczy i wtulam się w gruby rękaw mojego ulubionego swetra. Słyszę ludzi zmierzających do wyjścia, dźwięk otwieranych drzwi, kobiecy głos informujący o przyjeździe naszego pociągu, kolejne szuranie nóg ludzi którzy wsiadają ... tak bardzo chciałabym zasnąć. Od miesiąca śpię parę godzin na dobę, ale taka jest cena kiedy wszystko stawiasz na jedną kartę i wiesz, że musisz zdać wszystkie egzaminy przy pierwszym podejściu. Dzisiaj odebrałam ostatni wpis do indeksu, jestem tak zmęczona, że nie mam siły się cieszyć. Staż, studia, przeprowadzka ... mam jeszcze trzy godziny, mogłabym spać. Niech już wszyscy usiądą, niech pociąg ruszy.

- O! jak miło ... dla odmiany –słyszę zmęczony głos obok siebie.

Czuję, że usiadł obok. Czuję, że ciężko opiera głowę na zagłówku fotela. Słyszę jak głęboko odetchnął. Duży facet rozpycha się w fotelu. Będzie mało wygodnie siedzieć przez tych parę godzin. Nie wiem dlaczego nie reaguję? Czuję, że na mnie patrzy. Nie wiem jak to możliwe, ale dosłownie czuję, że właśnie lustruje mnie od stóp do głowy ... co to ma być do cholery. Nic nie robię. Może ze zmęczenia wszystko mnie irytuje.

Pociąg rusza. Mój współtowarzysz podróży napina mięśnie nóg , trąca mnie przy tym kolanem i ramieniem, a moje ciało napina się odruchowo. Mężczyzna cofa swoje udo i ramię, jednak ciągle patrz na mnie, wiem to zanim otworzę oczy. Wiem też, że jak je otworzę, moje kłopoty zaczną się na dobre. Nie mam wyjścia, nie zasnę, a moja ciekawość zmusza mnie do reakcji. Zanim to nastąpiło, przez ułamek sekundy dotyka mojego kolana zewnętrzną stroną swojej dłoni. Słyszę jak facet wstrzymuje oddech, a ja w tym momencie spoglądam w jego bursztynowe oczy. Świdruje mnie para przymrużonych oczu . Pociąg rusza.

- Przepraszam – usłyszałam, zanim odwrócił wzrok.

Natychmiast poprawiłam się w fotelu tak, by w żadnym przypadku nie dotknąć go nawet nogawką. Mam kłopoty, już to wiem. Siedzi obok mnie wysoki facet o innych nich wszystkie jakie do tej pory widziałam, oczach, w których dosłownie tonę. Zauważam jednak jego prosty, mocny nos, ciemny parodniowy zarost, wyrazistą oprawę oczu i ciemnoczekoladowe, krótko ścięte włosy. Gdybym miała piętnaście lat na pewno bym wzdychała już w tej chwili, ale ponieważ ma dwadzieścia trzy, to zakładam, że obok siedzi czyjś chłopak, albo mąż, albo morderca czy inny członek sekty. Znam przecież swoje szczęście jeśli chodzi o wpadanie na „ciekawych" ludzi. Słuchawki! I po chwili słyszę już kolejny utwór mojej play listy ... zamykam oczy i opieram głowę o szybę okna. Poradzę sobie, nic nie zakłóci mojego spokoju, żadne kłopoty. Niespodziewanie słuchawka z mojego lewego ucha zostaje wyszarpnięta, cała się napinam i zwracam twarz ku nieznajomemu, i właściwie już się odpalam, kiedy słyszę :

- Potrzebuję Cię.

- Słucham? – i dopiero wtedy rejestruję kolejne szczegóły moich kłopotów. Chyba jest jeszcze wyższy niż mi się wydawało.

- Potrzebuję Cię, musisz ze mną rozmawiać – mówi jakby mu to sprawiało trudność.

- Nic nie muszę – warczę odruchowo. Uśmiecha się krzywo, jednak kiedy próbuje się zaśmiać, krzywi się jeszcze bardziej.

- Jest i temperament! - Z delikatnym uśmiechem, mruczy pod nosem. - Musisz ze mną rozmawiać, słabo się czuję i nie chcę zasnąć, a tym bardziej zemdleć. Ty też tego nie chcesz, zaufaj mi - znowu wpatruje się we mnie, znowu szczypie mnie skóra

- A co ja mam z tym wspólnego?

- Kiedy zasnę, będę chrapał, przynajmniej tak mi mówiono, jeśli zemdleję opadnę bezwładnie na Ciebie, a jestem ciężki, a Ty – lustruje moją sylwetkę aż nadto starannie - Ty jesteś idealna.

FatumWhere stories live. Discover now