Rozdział 22

201 21 1
                                    


Jakub Rosz

- Piotr – bałem się go wypuścić z uścisku.

- Tato, przeżyłem, ale za chwilę mnie udusisz – Odsuwam się na chwilę. Przyglądam mu się po raz setny, odkąd wszedł z hali przylotów.

- Chodźmy, bo jak cię nie przywiozę, to obaj zginiemy z rąk mamy.

W samochodzie nie mam siły z nim rozmawiać. Delektuję się jego widokiem.

- Tato przestań, patrz na drogę. Nic mi nie jest –uśmiecha się, tylko te oczy ... może to zmęczenie – Wiem, że chciałbyś mi zadać tysiąc pytań i doceniam, że się jeszcze powstrzymujesz.

- Właściwie to chciałbym ci zadać tylko dwa pytania. Na tysiąc pytań odpowiedzieli mi twoi przełożeni.

- Czyli o czym nie wiesz?

- Wyszliście w ostatniej chwili. Wszyscy jesteście poparzeni , ale wszyscy żyjecie.

- Nie wiem czy wszyscy ... nie wiem co z Młodym ... i gość, który nas uwolnił z tego piekła, nie wiem czy oni przeżyli.

- Dowiemy się, dowiemy ... powiedz mi czy wiecie już jak to się stało, że wpadliście? Czy Meschtral ma już jakąś teorię na ten temat?

- Nie wiem tato, został tam. Pewnie nie wróci, póki czegoś nie ustali.

- Dobra synu, ostatnie pytanie – na jak długo zostaniesz?

- Na wystarczająco długo, by dojść do siebie. Mam trzy miesiące urlopu. Za parę tygodni muszę podjechać na zabieg do Katowic .

- Dobrze. Wszystko będzie dobrze. Najważniejsze, że jesteś w domu.

- Tak ...


Anna

Dzień dwieście dwudziesty ósmy

Śniłam o bieganiu po plaży. Widziałam Michała na brzegu, przy samych falach. Czekał na mnie, ale ja nie potrafiłam dobiec do niego. Nie ważne jak bardzo się starałam, ona zawsze stał w oddali. 

Obudził mnie krzyk. Zrywam się i biegnę do pokoju Piotra. Jednak zanim się wygrzebałam z pościeli, tato mnie ubiegł i zamknął drzwi za sobą. Opieram czoło o drzwi . Słyszę, że rozmawiają . Odwracam się w kierunku mamy, która znowu cicho płacze. Przytulam ją i schodzimy do kuchni. I tak dzisiaj już nikt nie zaśnie.

Piotr jest w domu od tygodnia. Co noc przeżywa ten sam koszmar. Nie wiemy jak mu pomóc . Możemy tylko być.


Krzysztof Oziński

Powinienem wrócić na parę dni do domu. Jeśli tego nie zrobię matka przyjedzie do Warszawy. Właściwie to chyba i tak przyjedzie, skoro rano w szpitalu nie pojawił się Leo, pewnie już po nią jedzie. Chciałbym kiedyś być komuś oddamy tak jak ten dzieciak. Kocham go jak syna, chociaż nigdy mu o tym nie powiedziałem. Właściwie nie pamiętam kiedy powiedziałem o tym Michałowi. Muszę mieć możliwość naprawienia tego. Mój syn będzie żył. Muszę mu pomóc, chociaż sam już nie wiem jak. Tyle już w życiu straciłem. Jego nie mogę stracić. Jest dla mnie najważniejszy. Od dwóch tygodni leży w warszawskiej klinice. Jutro profesor Ways wraca do Berlina, zrobił co mógł. Teraz musimy czekać na wynik decyzji konsylium.

Za chwilę przyjdą rehabilitanci, jak zwykle o tej porze. Nie wiem tylko dlaczego nie ma jeszcze Mateusza. Ten chłopak wpędzi mnie żywcem do grobu. Nigdy wcześniej nie przypominał swojej matki tak bardzo jak teraz. Czasami mam wrażenie, że nawet jak jest to go nie ma. Jak tylko Michał wyjdzie z tego, zajmę się nim. Muszę.

FatumWhere stories live. Discover now