Rozdział 7

225 18 1
                                    

Anna

Zatrzymał się, ale napierał na moją rękę, na tyle że musiałam, ją zgiąć w łokciu. Byłam zbyt pochłonięta gapieniem się na niego, by od razu zauważyć , że przykrył moją rękę opartą na jego piersiach. Dopiero kiedy poczułam rozpływające się po moim ciele ciepło, odruchowo zerwałam kontakt fizyczny, chyba z nadmiaru emocji, a może był to odruch.

- Właśnie to – pokazał ręką na przestrzeń pomiędzy nami – muszę zrozumieć co to jest, bo to, że coś jest to wiem na pewno i że Ty to czujesz, też jestem pewien.

Jego oczy pociemniały, pomimo tego, że je przymrużył. Zmienił się jego wyraz twarzy, przez chwilę wyglądał na słabszego niż wskazywała na niego jego postawa. Otaczający nas magnetyzm tej chwili spowodował, że facet mógł zrobić ze mną co tylko chciał, jedyne co mogłam zrobić ja, to podążać za nim. Jednak On zrobił niewiele, cofnął się nieznacznie i zerwał kontakt wzrokowy. Pochyliłam głowę, uspokoiłam oddech i ruszyliśmy dalej. Milczymy oboje, ale przy zejściu z plaży Ozi łapie mnie za rękę i zatrzymujemy się oboje.

- Nie wiem co mam Ci odpowiedzieć na to pytanie, sam niewiele rozumiem. Może właśnie po to tu jestem, żeby to zrozumieć. Łazisz mi po głowie, odkąd obudziłem się w szpitalu. Nie mogę przestać o Tobie myśleć – zmarszczył brwi i delikatnie się uśmiechnął, jakby się bał wypowiedzieć ostatnie zdanie.

- I co zamierzasz z tym zrobić ?

- Nie wiem, chyba oboje się o tym za chwilę przekonamy. Chodźmy już. – wyciągnął do mnie dłoń, którą pochwyciłam bez zastanowienia.

Kiedy weszliśmy na teren campusa, panował tu jeszcze względny spokój. Mój pokój z łazienką znajdował się na pierwszym piętrze, więc od razu skierowałam się w stronę schodów, jednak jak tylko weszłam na pierwsze stopie zatrzymałam się.

- Chcesz wejść do środka czy poczekasz w holu na dole?

- Jeśli nie będę przeszkadzał, wejdę z Tobą. Też wolałbym nie spuszczać Cię z oczu

- Chyba właśnie to robisz od tygodnia: nie spuszczasz mnie z oczu – prychnął z uśmiechem na ustach i ruszyliśmy dalej.

Całe szczęście mam nawyk ścielenia łóżka, więc bezpiecznie mogliśmy wejść do środka. Odruchowo zaczęłam się rozbierać.

- Rozgość się

- Ciasno tu – stanął nad łóżkiem i rozglądał się dookoła. Spojrzałam na pokój jego oczami: łóżko, szafa, komoda, biurko i fotel, w rogu drzwi do łazienki.

- Fakt, ale w zupełności wystarczy. Zaproponowałabym Ci kawę, ale skoro mamy wyjść na śniadanie ...

- Masz rację, masz trzy minuty i wychodzimy

- Pięć minut – wyciągnęłam z szafy czysty ręcznik i parę rzeczy i zniknęłam w łazience. Nie wiem czy zajęło mi to całe pięć minut, kiedy jeszcze z mokrymi włosami czystej koszulce i jeansach wyskoczyłam z łazienki.

Oz stał przy oknie z rękami głęboko wciśniętymi w kieszeń. Jego kurtka leżała na moim łóżku. Odwrócił się w moją stronę i dokładnie, bezczelnie obejrzał moją sylwetkę. Kiedy ponownie spotkaliśmy się wzrokiem, przełknął nerwowo.

- Wysusz te włosy i chodźmy już.

- Aż taki głodny jesteś?

- Nie, ale czuję się tu klaustrofobicznie. Proszę Cię pospiesz się - schylił się po kurtkę w momencie kiedy ja próbowałam przejść do komody po suszarkę. Wpadliśmy na siebie, ale jeszcze szybciej odskoczyliśmy od siebie, tak że Ozi musiał usiąść na łóżko.

FatumWhere stories live. Discover now