-Rozdział 22-

432 25 1
                                    

Pędząc trotuarem na Hempstead Road, uświadomiłam sobie, że bieganie nie jest tak odprężające, jak niektórzy twierdzą, że jest. Wcale nie pomaga w wyciszeniu umysłu. Sprawia tylko, że czujesz, jakby było w nim więcej krwi, niż potrzeba. A to wcale nie jest przyjemne.

Pochyliłam się, kładąc dłonie na kolanach. Oddychałam ciężko, czując, jakby na sercu ktoś postawił mi kulę od kręgli.

Kiedyś na zajęciach z języka angielskiego pani wzięła do tablicy mojego kolegę z klasy, Deana. Nigdy nie był zbyt bystry, dlatego nie umiał rozwiązać banalnie prostego zadania z gramatyki. Dziesięć minut stał pod tablicą, wytrzymując dzielnie prześmiewczy wzrok rówieśników i ten załamany należący do nauczycielki. Zrezygnowana poprosiła mnie, bym pokazała Deanowi, „jak to się robi". Niemal za jednym pociągnięciem dłoni wykonałam zadanie. Następnie odłożyłam kredę na miejsce, czując lekki posmak satysfakcji. Kiedy wracałam do ławki, za mną ze spuszczoną głową szedł Dean. Mnie koledzy i koleżanki bili brawo za wybawienie chłopaka z opresji, a z niego zaś drwili. Poczułam się koszmarnie. Jakby to, że umiałam wykonać zadanie, było grzechem, choć wcale nie było. Potem przez cały dzień myślałam o tym, dlaczego bycie w czymś dobrą może wydawać się tak niewłaściwe. W dodatku Dean na stołówce patrzył na mnie, jakbym złamała mu nogę lub zwinęła ostatnie ciastko z jego talerza. I wtedy pojęłam, że powinnam była postąpić inaczej. Zastanowić się nad rozwiązaniem, żeby wyglądało na to, iż nie tylko Deanowi sprawiło ono trudność. Co z tego, że byłoby to kłamstwo. On na pewno czułby się lepiej. A ja nie miałabym wrażenia, że zrobiłam coś nie tak.

Teraz też czułam, że wobec brata nie zachowałam się właściwie. Tyle że w przeciwieństwie do sytuacji sprzed kilku lat nie miałam pojęcia, jak inaczej mogłabym się zachować. Co utwierdziłoby go w przekonaniu, że może na mnie liczyć? Nie tylko to mnie zastanawiało. W jednym momencie powiedział mi, że jestem świetną siostrą, a w drugim dał do zrozumienia, że właściwie to nie do końca. Zupełnie jakby sam nie był w stanie się zdecydować. Jakby mówił: „Jesteś super, ale..." . A l e . To słowo nie powinno istnieć. Albo nią jestem, albo nie. A w tamtym momencie już nie wiedziałam.

Kiedy mój oddech wrócił do normy, stwierdziłam, że powinnam wracać do domu. Miałam na sobie wczorajsze ubrania, nieuczesane włosy, a temperatura mojego ciała z pewnością nie wróciła jeszcze do normy. Jednakże coś mnie przed tym powstrzymywało. Przed oczami stanęło mi jedyne miejsce, do jakiego miałam w tamtej chwili ochotę się udać i nie był nim mój dom.

Dochodziła piąta trzydzieści, kiedy pojawiłam się na klatce schodowej nowego mieszkania Milesa. To chyba ten adres. Upewniłam się co do tego jakieś milion razy, patrząc na treść wcześniej otrzymanego od przyjaciela SMS-a, ale cały czas nie byłam pewna. Budynek przypominał bardziej przerośnięty dom niżeli blok mieszkalny. Znajdował się niedaleko hotelu czterogwiazdkowego, ale nie był tak nowoczesny. Wykonany został z czerwonej cegły i wyglądał na co najmniej stuletni. Podobał mi się. Miał w sobie coś z tajemniczości, a kiedy się na niego patrzyło, od razu odnosiło się wrażenie, że mieszkają w nim ludzie eleganccy. Miles oczywiście zawsze był elegancki, więc to miejsce jak najbardziej do niego pasowało.

Pod drzwiami do mieszkania o numerze dwanaście wykonanych z ciemnego drewna zaczęły zżerać mnie nerwy. Dosłownie czułam, jak ściska mnie w żołądku, ale to może też z głodu. Nie jadłam nic od wczorajszej kolacji.

Spróbowałam na szybko oszacować, jak bardzo tragicznie wyglądałam. Na pewno bardziej, niż podejrzewałam. Do niechlujnego ubioru dochodził fakt, że byłam nieco spocona po kilkukilometrowym spacerze od mojego domu do tego budynku. Dlaczego musiałam wszędzie chodzić na pieszo? Przecież miałam samochód. Może gdybym go użyła, nie prezentowałabym się  a ż   t a k  źle.

Kiedy wschodzi słońceWhere stories live. Discover now