-Rozdział 14-

484 35 3
                                    


Dwa dni po spotkaniu Milesa w schronisku obudził mnie jakiś szelest. Otworzyłam zaspane oczy i rozejrzałam się po skąpanym w mroku pokoju. Zwęziłam powieki, bo zupełnie nic nie widziałam. Wciąż jeszcze w połowie tkwiłam we śnie, w którym znowu chodziłam do liceum i pisałam kartkówkę z historii. Coś okropnego.

Dreszcz przebiegł mi po plecach, gdy w sypialni wyczułam czyjąś obecność. Może to zwykłe omamy, może wciąż śniłam, ale byłam niemal pewna, że słyszałam czyjś nierówny oddech.

— Lindsey — ktoś szepnął.

Krzyknęłam. Szybko ukryłam się pod pościelą, tworząc z niej tarczę ochronną. Na wojnie by się nie sprawdziła, ale teraz miałam nadzieję, że ochroni mnie przed niebezpieczeństwem. Moje plecy oblał zimny pot. Byłam za młoda, by umierać!

— Cii, Lindsey, to ja. Miles.

Nadal trzęsłam się z przerażenia, gdy powoli docierały do mnie słowa intruza. To tylko Miles. Już całkiem rozbudzona, złapałam za pościel i odkryłam się. Usiadłam na łóżku, a moje ciało zalała fala ulgi pomieszanej ze złością.

— Co ty tu robisz?! — syknęłam, podrywając się, by zapalić lampkę na biurku. — Wkradasz się w środku nocy do mojego domu jak jakiś złodziej? Co to ma być, Milesie?

— Spokojnie, tylko się nie denerwuj. — Uniósł ręce, jakby chciał uspokoić jakieś dzikie zwierzę.

Przyjrzałam mu się. Czuć było od niego alkoholem, choć wcale nie wydawał się być pijany.

— Czy coś się stało? Wyglądasz na... zmachanego. — Rzeczywiście brunet miał potargane włosy i rumiane policzki, z czego łatwo wywnioskowałam, że musiał tutaj przybiec.

— Powiedzmy, że wdałem się w taką maluteńką bójkę, a facet zawołał swoją paczkę i zrobiło się niemiło — skrzywił się.

Posłałam mu pełne politowania spojrzenie. Mogłam się domyślić.

— Poczekaj, wiem, co teraz powiesz: że w ogóle się nie zmieniłem. Ale ja tylko próbowałem obronić pewną kobietę, która akurat była w tym samym pubie co ja, bo ten buc chciał ją pobić i on strasznie się zdenerwował, że mu przeszkodziłem i...

— Zaczekaj, powoli. Czemu po prostu nie zadzwoniłeś na policję, skoro chciał jej coś zrobić?

— Ta kobieta prosiła, bym nie dzwonił. Nie chciała narobić problemów temu mężczyźnie, nawet jeśli zamierzał ją skrzywdzić. Powinienem był to zrobić, wiem, ale ona tak błagała i płakała... Nie mogłem. Za to miałem ochotę dać mu w gębę i w sumie to właśnie zrobiłem, ale ni stąd, ni zowąd pojawili się jego kumple. Zaczęli się dziwnie szczerzyć i jeden pokazał trzymany w kieszeni scyzoryk. No i... wtedy zrozumiałem, że należy wiać.

Poczułam uścisk w żołądku.

— Gonili cię?

— Tak, dasz wiarę? Krzyczeli za mną, że się ze mną policzą i w ogóle. Nie wygrałbym z nimi. A chciałem tylko pomóc niewinnej kobiecie, Lindsey. Tylko tyle, a może aż, bo omal... — urwał i przełknął ślinę. Chyba nie był w stanie nawet myśleć o tym, co tamci zapewne pijani i zdolni do wszystkiego ludzie by mu zrobili.

Ja zresztą też nie.

Zrobiło mi się niedobrze. Zacisnęłam dłoń na rąbku góry od piżamy.

— Widzieli, jak tu wchodzisz? — spytałam ze ściśniętym gardłem.

— Nie. Nie sądzę. Byli dość daleko. Cholera...

Kiedy wschodzi słońceWhere stories live. Discover now