-Rozdział 18-

470 28 6
                                    

Zamknęłam okno i pospiesznie zeszłam na dół. Przecież nie mogłam usiąść przy stole jako ostatnia.

Przy drzwiach wejściowych zebrali się wszyscy. Większość patrzyła z uśmiechem na Milesa, który pojawił się w przedpokoju, choć Danny i tata mierzyli go uważnym spojrzeniem. Oni jako jedyni wciąż nieco gniewali się na chłopaka o to, jak mnie potraktował. Jednak pod wpływem jego promiennego uśmiechu ich miny złagodniały. No oczywiście. Miles miał w sobie coś, co sprawiało, że nie dało się długo na niego złościć.

Tego wieczoru ubrany był w elegancką, białą koszulę z długim rękawem. Przyozdabiały ją czarne, maleńkie błyskawice, rozmieszczone nierównomiernie po materiale. Do tego założył ciemne, dopasowane spodnie, w których jego nogi wyglądały na jeszcze dłuższe niż zazwyczaj. Na jego nadgarstku jak zwykle spoczywała gumowa bransoletka, a włosy — wilgotne wskutek deszczu — były odrobinę krótsze niż ostatnim razem i zaczesane do tyłu.

Musiałam to przyznać — Miles prezentował się perfekcyjnie.

Mama radośnie przywitała chłopaka, zamykając go w serdecznym uścisku. Na to brunet z uśmiechem wręczył jej bukiet tulipanów — to były jej ulubione kwiaty. Pamiętał, jakże by inaczej. Zadbał także o to, by i Jenna dostała kwiaty; jej dał bukiet różowych róż. Dziewczyna wydawała się być zaskoczona, ale przyjęła go z wdzięcznością. Molly chłopak wręczył związane fioletową kokardką goździki. Moja siostra wzięła je, przewracając oczami. Z jej miny wyczytałam, że chętnie wyrzuciłaby kwiaty do śmietnika, ale jednocześnie wiedziałam, że tego nie zrobi — zbyt bardzo lubiła ich zapach.

W końcu — nie to, że czekałam — Miles podszedł do mnie. Uśmiechnął się czule, jak gdyby te dwa lata rozłąki w ogóle nie miały miejsca, i utkwił we mnie wzrok tak intensywny, iż byłam pewna, że poza mną nie widział w tamtym momencie nikogo. Wyciągnął dłoń z bukietem przewiązanych błękitną wstążką niezapominajek w moją stronę, a ja poczułam, jak nogi się pode mną uginają. W tym momencie nie potrafiłam oderwać wzroku od kwiatów. Moje serce dosłownie zamarło. Po chwili jednak przypomniało sobie, że prawdopodobnie należy już zacząć bić, bo inaczej skutki nie będą zbyt wesołe, i nadrobiło swoje zatrzymanie szybszym tempem uderzeń. Kurczę. Nigdy nie mówiłam Milesowi, iż niezapominajki są moimi ulubionymi kwiatami, bo w zasadzie nimi nie były, ale on kiedyś stwierdził, że niezwykle do mnie pasują. Patrząc na nie, widział mnie — może to przez ich kolor będący moim ulubionym, a może przez ich delikatność i drobność. W tamtej chwili, gdy patrzyłam na bruneta trzymającego je w dłoniach, przypomniałam sobie chwilę, w której dał mi je po raz pierwszy. Powiedział wtedy: „Niech te niezapominajki będą symbolem mojej miłości do ciebie. Ponieważ ja, kochanie, nigdy o niej nie zapomnę. I ty, proszę, nie zapominaj, nawet jeśli pewnego dnia przyjdzie nam się rozstać".

— Nie zapomniałem.

Uniosłam głowę, usłyszawszy szept Milesa. Spojrzałam mu w oczy.

Ja też, Milesie. Ja też — pomyślałam, lecz nie dane było mi wypowiedzieć tych słów, bo tata klasnął w dłonie i zaczął popędzać nas wszystkich, byśmy usiedli do kolacji.

— Umieram z głodu — wyznał.

Oderwałam wzrok od człowieka naprzeciwko, przyjęłam kwiaty i mamrocząc ciche podziękowanie, pognałam do kuchni. Musiałam ochłonąć, bo moje policzki na nowo płonęły, ale oficjalna wersja brzmi, że chciałam zwyczajnie wstawić bukiet do wazonu z wodą. Jenna widocznie wpadła na ten sam pomysł, bo właśnie napełniała wodą z kranu trzy wazony i po kolei wstawiała do nich bukiety, nie tylko swój.

— Miles ma gest. Kwiaty są piękne — powiedziała, kiedy stanęłam obok niej. — A tak swoją drogą, czy wy aby na pewno się nie zeszliście?

Kiedy wschodzi słońceWhere stories live. Discover now