-Rozdział 3-

582 41 2
                                    

Dokładnie pamiętałam dzień, w którym Miles pierwszy raz przekroczył próg mojego domu, a ja sama zobaczyłam go po raz pierwszy. Ashton, mój starszy brat, cztery lata temu pojechał na obóz sportowy; jakże wielkie było nasze zdziwienie, że wraz z walizkami i torbami wrócił do domu z nowym przyjacielem. Stałam wtedy w przedpokoju, zdążyłam się przebudzić. Na sobie miałam jedynie piżamę oraz cienki szlafroczek, włosów nie zdążyłam uczesać — tak bardzo spieszyłam się przywitać brata. Kiedy Ashton wyłonił się zza drzwi, ja, rodzice oraz reszta rodzeństwa przywitaliśmy go radosnymi uśmiechami i uściskami. Nie zauważyliśmy nawet, że w przedpokoju razem z nami był ktoś jeszcze — zupełnie obcy chłopak stojący tuż przy drzwiach, skulony, jakby tak duże zbiorowisko szczęśliwych ludzi go przytłaczało.

— Kto to taki? — zapytała mama, marszcząc brwi, gdy jako pierwsza dostrzegła gościa. Odruchowo poprawiła swe ciemne włosy sięgające jej do ramion.

— Ach, kurczę, zapomniałem o tobie, stary — zaśmiał się mój brat. — Kochani, to jest Miles, mój przyjaciel. — Wskazał dłonią na chłopaka. — Poznałem go na obozie. Wyobrażacie sobie, że mieszka tylko trzy kilometry od nas, a ja go nigdy nie widziałem?!

— Dzień dobry — przywitał się tamten i skinął głową. — Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

— Och, skądże. Lindsey, skarbie, zrób chłopakom coś do jedzenia. Na pewno są głodni po podróży.

— Jasne — mruknęłam i wpełzłam do kuchni. Stamtąd słyszałam, jak cała rodzina wita się z nowym przyjacielem Ashtona, śmiejąc się przy tym z czegoś, co powiedział, i siląc się na najbardziej uprzejmy ton, jaki był tylko możliwy. Nawet Nick zaproponował, że zabierze jego walizki do salonu, by nie musiał ich dźwigać. Miles oczarował wszystkich od razu, chyba miał w sobie swego rodzaju urok. W dodatku co jak co, ale moi bliscy umieli sprawiać, że wszyscy czuli się w naszym domu komfortowo.

Przygotowałam chrupiące tosty, przełożyłam je na talerz i postawiłam na stole. Chłopcy zaczęli pałaszować niemal natychmiast. Mama i tata zagadywali Milesa, pytając o przebieg podróży i wrażenia z obozu. Ja, siedząc na szczycie stołu, mogłam dokładniej mu się przyjrzeć. Kasztanowe kosmyki jego włosów opadały mu lekko na czoło. Urzekło mnie, jak błyszczały w świetle promieni słonecznych sączących się przez szybę. A jego cera, nieco ciemniejsza od mojej, byłaby najbardziej nieskazitelną na ziemi, gdyby nie mała blizna ulokowana tuż pod lewym okiem. Ciekawe, skąd się wzięła, pomyślałam wtedy. Miałam wtedy szesnaście lat i coraz bardziej interesowałam się chłopcami. Ten był inny, nie tylko przystojny, a  o s z a ł a m i a j ą c y. Poważnie, zrobił na mnie wrażenie. Przy stole nie mogłam oderwać wzroku od jego umięśnionych, opalonych ramion i uśmiechu co jakiś czas rozjaśniającego kuchnię. Często się uśmiechał. Nie miałam nic przeciwko temu. Żałowałam tylko, że nie ubrałam jakiejś sukienki i nie rozczesałam włosów.

Już niemal wyobrażałam sobie nas razem, w domu na plaży, z gromadką dzieci i psem, gdy nagle przypomniało mi się, że przecież jest w wieku Ashtona — trzy lata starszy ode mnie, dorosły.

Niestety, to tylko sprawiło, że podobał mi się jeszcze bardziej.

☆☆☆

Kiedy tylko rodzice wrócili do sklepu, kupiwszy beżową farbę satynową, oznajmiłam im, że muszę coś załatwić, i opuściłam pracę. Wybiegłam na chodnik, może nieco zbyt szybko, trochę podejrzanie, więc zwolniłam kroku. Musiałam uwolnić się od tego miejsca, bo patrząc na wnętrze sklepu, wciąż widziałam go stojącego za ladą, wyglądającego tak inaczej, tak dojrzale i... ekskluzywnie.

W drodze do domu wyjęłam komórkę z torebki i wybrałam odpowiedni numer z listy kontaktów.

Ashton odebrał po trzech sygnałach.

Kiedy wschodzi słońceWhere stories live. Discover now