-Rozdział 16-

513 32 2
                                    

Uświadomiłam sobie, że Miles naprawdę się zmienił — nie prowadził roweru jak jakiś szaleniec, a jechał spokojnie i, o dziwo, nie udało mu się nas zabić. Dzięki Bogu!

— I co, było aż tak źle? — zapytał, zsiadając z roweru.

— Nie, nie było. Zwracam honor.

— Nie zapomnę miny tej starszej pani, która patrzyła na nas zza swojego płotu, jakbyśmy byli diabłami wcielonymi. — Próbował mówić z urazą, ale w jego oczach widoczne były wesołe ogniki.

— Trochę jej współczuję, bo prawie przejechałeś jej piękne róże.

Prychnął.

— Wypraszam sobie. To jej wina. Kto normalny sadzi kwiaty zaraz obok chodnika i to jeszcze przed płotem, a nie za? Zresztą to „prawie" robi różnicę, bo przecież przejechałem kilka centymetrów obok nich.

— Ale to nie powstrzymało jej przed nazwaniem nas „niedobrymi dzieciakami".

— No właśnie. Co to za kobieta? Żeby tak wyzywać niewinnych rowerzystów?

Zaśmiałam się.

— Może i nie zasłużyliśmy, ale to i tak jedno z najłagodniejszych wyzwisk, jakie kiedykolwiek słyszałam.

Otworzył przede mną szklane drzwi do Creams Cafe Watford i mnie w nich przepuścił.

— Mówisz tak, jakbyś słyszała ich w życiu wiele.

— Cóż... Nick nieraz potrafi być niemiły.

Spojrzał na mnie z troską wymieszaną ze współczuciem.

— Nick to pragmatyczny dupek i tyle. To okropne, że tak cię nie docenia. Nie docenia  w a s, całej swojej rodziny. Ale w końcu zrozumie swój błąd, zobaczysz.

Weszliśmy do środka, a ja uśmiechnęłam się, ujrzawszy znajome wnętrze. Fioletowe ściany idealnie komponowały się z wieloma błyszczącymi kolumnami, które wyglądały, jakby ktoś posypał je gwiezdnym pyłem. Pomiędzy nimi ustawione zostały rzędy stołów z czarno-fioletowymi skórzanymi kanapami. Lodziarnia była naprawdę duża i stylowa i uwielbiałam w wolnym czasie do niej przychodzić. Dodatkowo — co najważniejsze — serwowała najlepsze desery lodowe i gofry na tej planecie i nikt nie był w stanie mi udowodnić, że się mylę.

No i do tego pracowała tu moja najlepsza przyjaciółka. Jednak cieszyłam się, że jeszcze jej nie ma — gdyby zobaczyła mnie z Milesem tylko bardziej by się ze złościła.

Stanęliśmy w kolejce do złożenia zamówienia. Z podświetlanej witryny kusiły mnie obłędnie wyglądające babeczki.

— Możliwe — odparłam. — Jednak dziś nie ma czasu na zamartwianie się, dobrze? Już nie. Porozmawiajmy o czymś przyjemnym.

Zamyślił się na chwilę. Przyszła nasza kolej na złożenie zamówienia. Mój towarzysz zażyczył sobie czarną kawę bez cukru, a ja karmelowe latte z lodem. Do tego zamówiliśmy chrupiące gofry z pokruszonymi ciasteczkami Oreo i lodami o ich smaku. Może to bomba kaloryczna, ale zdecydowanie warta wybuchnięcia w moim żołądku.

Kiedy usiedliśmy na końcu pomieszczenia, Miles powiedział:

— Gratuluję ukończenia liceum. To niemałe osiągnięcie.

— Dziękuję, choć to nie było takie trudne.

— Pierwszy wynik w szkole, hę?

Spuściłam wzrok, zawstydzona.

— Mhm.

— Ha! Angela McKenzie może ci naskoczyć!

Miałam ochotę zbesztać go za tak niemiłe słowa, ale...

Kiedy wschodzi słońceWo Geschichten leben. Entdecke jetzt