-Rozdział 10-

513 36 1
                                    

Przewracałam się z boku na bok, próbując zasnąć. Trwała niezwykle duszna noc, a wiatr się nasilał, stąd wiedziałam, że prędko nadchodzi burza. Ułożyłam dłonie pod głową i spojrzałam w sufit. Normalnie widoczne byłyby na nim smugi księżycowego blasku, ale dziś przesłaniały go złowróżbne chmury.

Próbowałam nie myśleć o tym, co dokładnie znajdowało się w liście od Milesa oraz w tych, których nie odważył się mi wręczyć. Czy znajdowały się w nich odpowiedzi na choćby część moich pytań?

Koperta leżała na biurku, wciąż nietknięta. Nie wiem, co chciałam sobie udowodnić, nie otwierając jej. Może to, że Miles był dla mnie nikim? Naprawdę pragnęłam, by to była prawda, jednak chociaż go nie kochałam, wciąż był dla mnie mężczyzną, którego kiedyś darzyłam miłością oraz który był moim najlepszym przyjacielem. Nie dało się tak łatwo o tym zapomnieć.

Jednakże ten mój „najlepszy przyjaciel" w tamtej chwili jedyne, co we mnie budził, to złość i frustrację. Wolałabym, by nigdy nie wrócił. Nie miałam pojęcia, czego oczekiwał, dając mi tę zapisaną kartkę papieru. Że przeczytam ją, a potem mu wybaczę?

Nie dowiesz się, jeśli nie otworzysz koperty — powiedziałam do siebie w myślach. Westchnęłam, wiedząc, iż ta wewnętrzna ja ma trochę racji. Mogłam chociaż zerknąć okiem. Podniosłam się do siadu, a następnie spojrzałam na przedmiot. Jednocześnie przyciągał mnie i odpychał.

Wstałam z łóżka i podeszłam do biurka. Zapaliłam lampkę, a po moim pokoju natychmiast rozlało się żółte, ostre światło. Zmrużyłam oczy. Otworzyłam kopertę, starając się, by jej nie podrzeć. Wyciągnęłam lekko pożółkłą kartkę na biurko. Od razu zauważyłam staranne, lekko pochyłe pismo należące do Milesa. Znałam je aż za dobrze.

Wzięłam do ręki kartkę złożoną na pół. Dostrzegłam widniejącą na niej napisaną ołówkiem cyfrę jeden. Powoli rozłożyłam ją, przeciągając nadchodzącą chwilę jak najdłużej się da. Papier, w porównaniu do panującej w całym domu nocnej ciszy, zaszeleścił niezwykle głośno.

Wreszcie, choć nie do końca chętnie, wbiłam wzrok w starannie napisane litery:


Najdroższa Lindsey,

minął dokładnie tydzień, odkąd wyjechałem. Jestem niemal pewny, że mnie nienawidzisz. I dobrze. Ja sam właściwie siebie nienawidzę.

Chciałem wcześniej powiedzieć Ci o tym, że dilowałem, naprawdę. Zabierałem się do tego z tysiąc razy. O tysiąc za dużo.

Piszę ten list już od godziny. Nie jest łatwo przyznać się do błędu, wiesz? Zwłaszcza jeśli czuję, że ten błąd jest tak kolosalny. Naprawdę wolałbym nie musieć cię przepraszać, a tymczasem próbuję znaleźć odpowiednie słowa, które ukoiłyby mój, Twój, NASZ ból. Jednak takich oczywiście nie ma.

Nie wiem, czy kiedykolwiek Ci to wyślę. Jest druga trzydzieści w nocy, a ja siedzę nad kartką przy butelce piwa, wspominając, jak pięknie było wymieniać się tymi przyjemnymi listami tuż po naszych randkach.


Instynktownie spojrzałam na łóżko, myśląc o tym, co się pod nim znajduje. Bordowe pudełko z listami trwało nietknięte, zyskując coraz to nowe warstwy kurzu na wieku. Z refleksją przypomniałam sobie tę dziewczynę, która czekała z utęsknieniem na dalszy ciąg korespondencji utrzymany dzięki coraz to nowym listom od ukochanego. Jakże przykro by jej było, gdyby dowiedziała się, o czym jest ten czytany przez jej wersję z przyszłości.

Zerknęłam na zegarek, wzrok miałam zamglony. U mnie również był środek nocy, więc wiedziałam, jak zmęczony musiał czuć się Miles, pisząc do mnie. Nie wiedziałam, po co w ogóle to zrobił. Po co napisał ten list i po co wręczył mi go po blisko dwóch latach? To bolało. Wracanie do przeszłości bolało. Czułam w sercu niewyobrażalny ciężar, jakby trzymana w ręku kartka papieru przemieniła się w tonę kamieni i przez pory skóry dostawała się do organizmu, by następnie dotrzeć do serca. Chyba nigdy wcześniej nie czułam się tak zdołowana.

Kiedy wschodzi słońceDonde viven las historias. Descúbrelo ahora