-Rozdział 15-

476 32 1
                                    

— Czyli tak w skrócie, Milesa gonili jacyś niebezpieczni, pijani imprezowicze i przybiegł do ciebie, a potem oglądaliście wspólnie wchód słońca?

— Mniej więcej.

— Hmm. — Rudowłosa się zamyśliła. Pociągnęła łyk lemoniady ze szklanki, wstając z miękkiego dywanu w pokoju Eileen. Dziś był piątek, ale miała zjawić się w pracy dopiero około szesnastej. Odstawiła puste już naczynie i spojrzała na mnie, jakbym postradała zmysły. — Nie mówisz poważnie.

— Właściwie... brzmi to całkiem romantycznie — stwierdziła Eileen.

— Może i tak, ale to też całkiem głupie. Dlaczego po prostu nie powiesz mu, żeby spadał, Lindsey?

Zawahałam się. Rebecca stała z założonymi rękami na piersi i wpatrywała się we mnie intensywnie. Jej bojowa postawa powodowała, że miałam ochotę się skulić lub gdzieś schować.

— Bo ona nie chce, żeby znowu wyjechał — orzekła za mnie brązowooka, kładąc się na swoim łóżku. Podparła głowę na łokciu i również wlepiła we mnie wzrok. Do diabła, czemu tak na mnie patrzyły?

— Miło, że dajecie mi dojść do głosu.

— Nie musimy. Znamy cię na tyle dobrze, by wiedzieć, co teraz czujesz.

— Więc co teraz czuję, co? Bo ja sama nie jestem tego pewna. Zresztą nie mam ochoty o tym rozmawiać. Możecie w zamian powiedzieć mi, co u was? Eileen, jak było na ostatniej randce z Cole'em?

Oczy dziewczyny momentalnie rozbłysły niczym dwie małe pochodnie.

— Dobrze. Jak zawsze zresztą. Nie wiem, jak mogłam wcześniej bez niego żyć. Znaczy teoretycznie wiem, ale... i tak tego nie widzę.

Uśmiechnęłam się.

— Lubię Cole'a. Cieszę się, że się wam układa.

— I to jeszcze jak — westchnęła, rozmarzona. Ach, ci zakochani...

Przeniosłam wzrok na Bec. Oparła się o parapet i spuściła wzrok. Wyglądała, jakby coś ją trapiło.

— Simon? — zapytałyśmy z Eileen jednocześnie.

— Co?

— Pokłóciliście się?

— Eee, nie, wszystko jest w porządku.

Posłałam jej pełne politowania spojrzenie. Choć nie patrzyłam na Eileen, ona zapewne uczyniła to samo.

— Proszę cię, kłamać to ty możesz na spowiedzi, ale nie nam — powiedziała.

— No, może lepiej nie... — mruknęłam.

— Cicho, Lindsey, wiesz, o co mi chodzi.

— Oczywiście, przepraszam.

— No, o czym to ja... ach! Rebekko Lucille Miller, masz nam w tej chwili powiedzieć, dlaczego twoja mina jest tak kwaśna. Pokłóciłaś się z Simonem czy Florek zdechł?

Boże, Eileen była zbyt bezpośrednia. Swoją drogą Florek to przesłodki chomik Rebekki, z którym, miałam nadzieję, nic się nie stało. Uwielbiałam tego zwierzaka, mimo iż nasikał na mnie niezliczoną ilość razy.

— Nie! Z Florkiem wszystko w jak najlepszym porządku. Wciąż pozostaje znienawidzony przez moją mamę, ale grunt, że nadal żyje.

— Więc? Co się wydarzyło?

— Nie mogę zwyczajnie mieć kwaśnej miny, bo twoja babcia dodała zbyt dużą ilość cytryny do lemoniady, Eileen?

— Nie, nie możesz, bo moja babcia nigdy nie dodaje zbyt dużo cytryny do lemoniady.

Kiedy wschodzi słońceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz