-Rozdział 5-

594 34 0
                                    

Nie pytając o pozwolenie, Miles odsunął restauracyjne krzesło stojące naprzeciwko mnie, a następnie na nim usiadł.

— Cześć po raz drugi — rzucił i uśmiechnął się nieśmiało.

Zmarszczyłam brwi. Mówił, że niczego ode mnie nie chce, a teraz przysiadł się do mnie, ot tak, po prostu? I jeszcze szczerzył się, jakby uradowany, że mnie widzi. Nawet jeśli to prawda, to bez wzajemności. Skrzyżowałam ręce na piersi.

— To miejsce jest zajęte.

Zaczął się rozglądać.

— Przez kogo?

— Przez mojego chłopaka — odparłam chłodno.

W jego oczach coś mignęło, głupio pomyślałam, że może rozczarowanie. Pokiwał głową.

— Okej. Domyśliłem się, że nie przyszłaś tu sama. Ale nie zajmę ci dużo czasu, obiecuję.

Wolałabym, żebyś nie zabierał go wcale — chciałam powiedzieć, ale się powstrzymałam. Byłam dobrze wychowana. Pozostało mi tylko słuchać, co ma do powiedzenia.

— Pięknie wyglądasz — zaczął. — Gdybym zobaczył cię dziś po raz pierwszy, w tej czerwonej sukience, na bank ponownie bym się w tobie zakochał.

— Nie możesz tak mówić. Nie po tym, co się stało.

— A co się stało? Rozstaliśmy się, owszem. I co, to ma oznaczać, że nie mogę mówić mojej byłej dziewczynie, że ładnie wygląda? Nie jestem ślepy, Lindsey. Kiedyś też nie byłem. A gust wciąż mam ten sam.

Pokręciłam niedowierzająco głową. Jak mógł być tak bezczelny?

— Lindsey, posłuchaj. Głupio to wszystko wyszło. Naprawdę głupio. Wiem, że nie widzieliśmy się prawie dwa lata, a teraz wpadam tu jak gdyby nigdy nic...

— No właśnie. „Głupio to wyszło".

— Słuchaj, bardzo chciałbym z tobą porozmawiać.

— Jestem zajęta. — Przyglądał mi się, a ja zorientowałam się, że siedzę z założonymi rękami i niczym się nie zajmuję. Wzięłam więc telefon do ręki i udałam, że z kimś esemesuję. — Nie mam czasu.

Prychnął.

— Akurat   t e r a z  musisz to robić?

— A ty musisz tu być? Lepiej mi było, zanim się pojawiłeś.

Nie musiałam podnosić wzroku, by wiedzieć, że jego powieka drgnęła, a mina stężała. Znałam jego reakcje na pamięć.

To, co powiedziałam, musiało go zaboleć, ale czemu miałam się tym przejmować? On zranił mnie o wiele bardziej, silniej, boleśniej. A teraz pojawiał się, by co? Porozmawiać? Powspominać stare, dobre czasy? Choć przez tak długi okres czasu nie zdołałam o nim zapomnieć, przyzwyczaiłam się do myśli, że już nigdy więcej go nie zobaczę. A tymczasem on wrócił. Na krótko czy na długo, to nie miało znaczenia. Kilka minut wystarczyło, by doprowadzić mój umysł i serce do obłędu.

Musiałam to przerwać.

— Powiedz, Milesie, przyszedłeś tu po to, by znowu zniszczyć mi życie? Bo raz ci się udało. Myślałam, że coś dla ciebie znaczę, cokolwiek, a tymczasem ty odszedłeś, wybierając życie beze mnie. Nigdy na nikim nie zawiodłam się tak, jak na tobie. Jakim prawem teraz uważasz, że będę chciała z tobą rozmawiać?

— Bo czuję, że jestem ci to winien — odpowiedział. Brzmiał całkiem szczerze.

Zmierzyłam go nieufnym spojrzeniem.

Kiedy wschodzi słońceOnde as histórias ganham vida. Descobre agora