-Rozdział 21-

427 20 4
                                    

Nadeszła połowa wakacji i zastanawiałam się, jakim cudem czas leciał tak szybko. Wydawało mi się, jakbym dopiero wczoraj świętowała z przyjaciółkami ukończenie szkoły średniej i początek lata.

Mimowolnie zaczęłam zastanawiać się, czy w ciągu tego miesiąca coś się w moim życiu zmieniło. Kiedy zadałam sobie to pytanie, oczywiście przed oczami ujrzałam twarz Milesa. Właśnie. To on był największą zmianą w moim życiu. Wcześniej nie przypuszczałam, iż jeszcze kiedyś dane mi będzie go zobaczyć, a teraz mieszkał w tym samym mieście i relacja między nami wydawała się swobodna jak nigdy dotąd.

Ostatni raz widziałam się z nim w kawiarni, podczas rozmowy o naszym prawie pocałunku. Od tamtej chwili minęły niecałe dwa tygodnie.

Nie spotkałam się z nim od tamtego czasu, ale parę razy rozmawialiśmy przez telefon. Przygotowywał się do przeprowadzki do Watford. Zabierał rzeczy z Fulham, żegnał się ze znajomymi stamtąd, bo znalazł niedrogie mieszkanie i miał się do niego wprowadzić. Podobno jakiś chłopak rok młodszy od niego szukał współlokatora, żeby koszty zakwaterowania były niższe, więc idealnie się złożyło. Teraz można powiedzieć, że miał urwanie głowy.

Mogłam cieszyć się, że nie rozmawialiśmy zbyt wiele, a już na pewno nie na ten temat, co tamtego deszczowego dnia w The LP Café. W końcu pragnęłam zachować między nami pewien dystans, prawda?

Tyle że nie byłam w stanie nic poradzić na to, że brakowało mi widoku jego twarzy.

Teraz siedziałam przy sobotniej kolacji z rodziną. Przed chwilą na zegarze ściennym w jadalni wybiła godzina dziewiętnasta, a ja ze spokojem przyglądałam się wskazówce odliczającej sekundy do minięcia kolejnej z minut. Ze wszystkich domowników przy stole brakowało jedynie Nicka. Ostatnio rzadko bywał w domu; podejrzewałam, że spotyka się ze znajomymi i razem chodzą do klubów czy też zostają w pokoju któregoś z nich, by tam, wlewając w siebie oceany taniego alkoholu, imprezować. Nie było to oczywiście nowością. Przez ostatni czas próbowałam z nim porozmawiać, chociażby o tym, czy na pewno robi to tylko dla zabawy, czy kieruje nim coś zupełnie innego. W mniej więcej osiemdziesięciu procentach byłam pewna, że miał problemy, o których nie miałam pojęcia. Jednak on uparcie twierdził, że to nie moja sprawa, a kilka dni temu, by mnie zbyć, powiedział: „Wszystko w porządku, Lindsey, nic się nie dzieje". Coś w jego oczach kazało mi nie wierzyć tym słowom. I chociaż przysięgłam sobie, że dowiem się, o co mu chodzi, to okazało się to trudniejsze, niż przypuszczałam.

Pokrzepiało mnie tylko to, że przynajmniej zawsze wracał do domu na noc. Tego dnia obiecał, że wróci około dwudziestej, dlatego tak uparcie wpatrywałam się w zegarek.

— Lindsey. — Od tej czynności oderwał mnie głos mamy. — Jedz zapiekankę, bo wystygnie.

Pokiwałam głową i umieściłam widelec w samym środku talerza z warzywną zapiekanką. Eksplozja kolorów na tymże naczyniu zachęcała do prędkiego zjedzenia dania, a zapach również robił swoje — wabił niczym woń kwiatu pszczołę, aż wszyscy prócz mnie nie mogli powstrzymać się przed jedzeniem. Ja jednak nie byłam głodna. Mimo to wzięłam do ust kęs, by nie martwić mamy. Chyba brało mnie przeziębienie; cały dzień miałam dreszcze, a do tego bolała mnie głowa.

Przez resztę kolacji przysłuchiwałam się beztroskim rozmowom Molly, która tydzień temu wróciła znad morza, i Danny'ego. Przekomarzali się, kto jechał szybciej rowerem podczas ich dzisiejszej przejażdżki, a rodzice wymieniali się radosnymi spojrzeniami, jakby mówili do siebie: „Zobacz, jaką wspaniałą rodzinę stworzyliśmy".

Kiedy wzrok taty padł na mnie, zmarszczył brwi i zapytał:

— Wszystko dobrze, kochanie?

— Mhm, tak. Wszystko gra.

Kiedy wschodzi słońceWhere stories live. Discover now