Rozdział 51

109 16 7
                                    

Will Solace zauważył to zdjęcie dość późno. Może dlatego, że niezbyt skupiał się na wystroju domu. 

Ale teraz był już pewien - nie było tutaj żadnych fotografii, przynajmniej nie stojących na widoku. Poza tą jedną. 

Przedstawiała ona jakąś rodzinę, jednak nie było na niej Luisa. Po lewej stronie stała kobieta w błękitnej bluzce, ze związanymi z tyłu rudymi włosami przykrytymi kapeluszem. Jedną ręką obejmowała sporo wyższego od siebie blondyna o fiołkowych oczach - choć nie takich radosnych i roześmianych jak u Luisa, ale poważnych, surowych i trochę zmęczonych. No i była jeszcze dziewczyna - na oko dziewięć albo dziesięć lat, ale była bardzo ładna. Włosy, tego samego koloru co jej mama, opadały jej na ramiona. Oczy miała piwne i błyszczące, a policzki pokrywała mgiełka piegów. 

Rude włosy... To przypominało Willowi jego siostrę Kaylę w Obozie Herosów. Ciekawe, jak sobie radzi (o ile wciąż żyje, jednak chłopak wolał myśleć optymistycznie). Chciał zapytać Luisa, co się stało z jego rodziną, jednak się powstrzymywał. To była prywatna, może nawet delikatna sprawa. 

Ale Luis zorientował się, że Will patrzy. Byli sami w pokoju, więc westchnął. 

- Nie mieszkam sam. Moja rodzina tylko tymczasowo wyjechała - wyjaśnił. 

- Ach - odparł Will. - Więc... ile czasu dokładnie mamy, zanim wrócą? 

Luis wzruszył ramionami. 

- Niecały tydzień. Chyba jakieś pięć albo sześć dni. 

Solace postanowił odejść od tematu śmiertelniczej rodziny. 

- No a twoja matka? - zapytał. - To znaczy, Chione. Rozumiem, że ją kiedyś spotkałeś... 

- Parę razy - potaknął Luis. - Ale ona jest... no, Chione - skrzywił się. - Stoi po stronie Chaosu i tak dalej. Zakochała się w moim tacie, kiedy był młodszy, ale nie zdradziła mu, że jest boginią. Przynajmniej nie na początku. Zrobiła to dopiero po moich narodzinach. A potem po prostu odeszła, tak jak większość nieśmiertelnych gości. 

Will skinął głową. Sam był półbogiem i wychowywał się tylko z matką, Naomi Solace. Przynajmniej do czasu - bo później przeniósł się do Obozu Herosów, gdzie zdecydował się zostać całorocznym obozowiczem ze względu na swoje uzdrowicielskie umiejętności, dzięki którym mógł pomagać rannym herosom. Wspominał te lata jako jedne z najlepszych. Poznał przyrodnie rodzeństwo, mnóstwo przyjaciół, no i oczywiście Nica di Angelo, w którym się zakochał - i to z wzajemnością. 

A jednak miał wrażenie, że w przypadku Luisa sprawy były o wiele bardziej skomplikowane, niż przypuszczał. 

Przyglądał mu się, nie mogąc zrozumieć, co tak naprawdę siedzi w głowie tego chłopaka, który wsuwał ciastka czekoladowe (których sam Will nie zjadł wiele, były zbyt niezdrowe) jak ludzki odkurzacz i tylko od czasu do czasu otrzepywał ręce. 

Wreszcie do pokoju wszedł Nico. 

- Ci dwoje nadal nie wrócili? - zapytał jakby od niechcenia. 

Luis przełknął ciastko tak szybko, że Will zastanawiał się, jakim cudem się nie udławił. 

- Mówisz o Tylerze i Lei? Nie, jeszcze nie - odparł wesoło. - Chcesz trochę? - podsunął mu opakowanie. 

Nico westchnął i potaknął. Sięgnął po ciastko. 

- Hej, di Angelo! - Will złapał go w ostatniej chwili za rękę. - Wiesz, ile to ma konserwantów? Chcesz się zatruć na śmierć, żeby uniknąć zgonu w walce? 

❝Wakacje herosów❞ | Dwoje wybranych | tom 2 Where stories live. Discover now