Rozdział 38

178 16 7
                                    

To był chyba jeden z najgorszych snów w życiu Owena McRae'a.

A może... wręcz przeciwnie. Nie potrafił się zdecydować.

Znalazł się nagle w jakimś samochodzie. W pierwszej chwili przypomniał sobie swoją matkę - Nemezis - i przejażdżkę do jej tymczasowego domu.

Ale nie. Ten pojazd wcale nie jechał, tylko stał w miejscu. Okna przykrywały zasłony, lecz mimo to w środku wcale nie panował mrok - pomimo braku jakiegokolwiek oświetlenia. Półbóg usłyszał nucenie tuż koło swojego ucha. Odwrócił się... i oniemiał.

Kobieta, która siedziała obok niego, nie była Nemezis, choć przez jedną setną sekundy miała takie same długie, czarne włosy i brązowe oczy. Miała na sobie obcisłe dżinsy i różowy top. Trzymała przed sobą niewielkie lusterko i przeglądała się w nim, poprawiając drugą ręką makijaż. Jej twarz... Była tak piękna, że dosłownie zwalała z nóg, a na dodatek ciągle się zmieniała. Przez chwilę przypominała Owenowi Laurel. Potem jej włosy skróciły się do ramion i przybrały jasnobrązową barwę. A potem przeobrażała się tak szybko, że nie dało się nawet ogarnąć tego w całości wzrokiem.

Okej. To wystarczyło, żeby Owen domyślił się, kogo ma przed sobą.

- Afrodyta? - zapytał.

Zerknął na drzwiczki po swojej stronie. Nie były magicznie zablokowane ani nic takiego. Owen już rozważał ucieczkę, ale wtedy bogini odwróciła się do niego.

Uśmiechnęła się. Miała idealne zęby: równe, proste i olśniwająco białe.

- Hmmm? - odjęła szminkę od pomalowanych na jaskrawą czerwień ust. - Ach, tak. Już się zorientowałeś, co?

Jej oczy mieniły się wieloma kolorami - tak, jak oczy Piper McLean. Właśnie, Piper... Owen nadal nie wiedział, co się stało z resztą obozowiczów. Bogowie nie pozwalali się tam zbliżać. Ale może teraz, kiedy Afrodyta objawiła mu się w śnie, miał szansę.

Nagle zrezygnował z możliwości ucieczki.

- No a w sprawie obozu... - zaczął.

Olimpijka uniosła brew.

- Obozu? O tym chcesz porozmawiać? Na wszystko przyjdzie czas, Owenie McRae, a my mamy teraz ciekawsze zajęcia. Chcesz herbatnika?

Chłopak nie widział, żeby ktoś siedział z przodu, ale kiedy tylko Afrodyta zadała mu to pytanie, w ich kierunku wysunęła się ręką z siedzenia przed nim, trzymająca paczkę ciastek.

- Eee, dziękuję - powiedział Owen.

- Na pewno? No cóż, jak chcesz - bogini sięgnęła po ciastko i odłożyła swoje kosmetyki na bok, a ręka schowała się. - To jak myślisz, chłopcze, dlaczego tu jesteś?

Półbóg spojrzał na Afrodytę. Początkowe osłupienie już minęło, ale w dalszym ciągu miał problem z wyczytaniem czegokolwiek z jej oczu.

Może patrzył się trochę zbyt długo, bo w pewnym momencie obraz patronki miłości zamigał. Chłopak zobaczył ją w długiej szacie i zbroi, pędzącą na polu bitwy z groźnym spojrzeniem, które dosłownie zwalało z nóg. Owen widział je tylko przez pół sekundy, a już poczuł, że by upadł. Gdyby nie siedział.

- No bo... To jakiś kolejny proroczy sen, w którym dowiem się czegoś ważnego?

Afrodyta ugryzła ciastko i usadowiła się nieco wygodniej na swoim fotelu, zakładając nogę na nogę.

- To akurat oczywiste. Pytanie tylko, co to za ważna rzecz. Bo widzisz, herosie, nie przepadam za twoją matką, więc w normalnych warunkach rozważałabym już spalenie cię na popiół.

❝Wakacje herosów❞ | Dwoje wybranych | tom 2 Where stories live. Discover now