Rozdział 24

164 25 19
                                    

Jedyną osobą, która tej nocy mogła konkurować z Dianą o koszmary, był Nico di Angelo.

Pierwsza wizja, jaka mu się ukazała, przedstawiała Willa Solace'a. Stał na wernadzie siódemki, a niesfornymi miodowymi włosami z charakterystycznym kosmykiem nad uchem targał wiatr. Gdy patrzył w górę, jego niebieskie oczy zlewały się kolorystycznie z niebem. Jasny fartuch lekarski, zarzucony byle jak na ramiona, kontrastował z idealną, mocną opalenizną.

Nico doskonale pamiętał dzień, w którym ta scena miała miejsce. To było pod koniec sierpnia, po walce z Gają - Leo Valdez jeszcze nie wrócił, a on nie był w związku. Dopiero co zdał sobie sprawę, jak rozpaczliwie mocno jest zakochany w Willu, ale bał się do tego przyznać. Zachwycał się nim dyskretnie, wyobrażając sobie nie wiadomo co, podczas gdy w twarz potrafił powiedzieć mu jedynie: Nienawidzę cię albo Jesteś okropny. A jednak wiedział, że to o wiele silniejsze uczucie od tego, którym darzył niegdyś Percy'ego Jacksona.

Will był inny niż Percy. Owszem, znalazłoby się parę wspólnych cech, a jednak różnic również. Jackson znaczenie bardziej rwał się do walki. To on grał rolę głównego bohatera - jako syn Posejdona z mnóstwem niebywałych osiągnąć na koncie. Taki charyzmatyczny, brawurowy i buntowniczy. A jednak Nico wolał Willa.

To, jak syn Apollina mu się narzucał, było z początku strasznie irytujące. Ale później Nico zrozumiał, że to nie narzucanie się, a troska. Will, uparty, wkurzający, a przy tym sympatyczny i wyrozumiały, z jakiegoś powodu znalazł coś wyjątkowego. Klucz do serca Nica, zgubiony niedawno przez Percy'ego, który otworzył ze stokrotnie większą łatwością.

Will - ten ze snu - odwrócił się do niego i uśmiechnął. Nico stał obok niego, walcząc z rumieńcami. Czy w śnie można się zarumienić?

- I co, Kumplu Śmierci? - Dokładnie tak brzmiały słowa wypowiedziane przez Willa tamtego dnia. - Nie jest tak źle u nas w obozie. Wszyscy są mili. Możesz zostać, jak długo zechcesz. I być szczęśliwym.

Wskazał na Wzgórze Herosów i obozowiczów biegających po zielonej trawie. Upały zaczynały już mijać, więc większość z nich miała długie spodnie lub długie rękawy. Sam Will także włożył dżinsy do pomarańczowej koszulki.

Nico prychnął.

- Ta - wymamrotał.

Fakt, zadomowił się ostatnio w Obozie Herosów. Ale nie miało to nic wspólnego z tą radosną, rodzinną atmosferą. Zależało mu tylko na jednym: na Willu Solace'u. Z nim mógł być gdziekolwiek. Zgodziłby się nawet na stałą przeprowadzkę do Tartaru, gdyby tylko mógł mieć Willa - całego, zerowego i szczęśliwego - przy sobie.

Ale, naturalnie, nie przyznał tego na głos.

Will parsknął śmiechem. O rany, jak on się cudownie śmiał! Nico patrzył na jego idealne usta. Na pewno były miękkie i gładkie. Mógłby to sprawdzić, całując go teraz, ale nie miał odwagi.

- Wyglądasz lepiej, niż wcześniej, do Angelo - oznajmił radośnie Will.

Nico miał ochotę się na niego wściec i rzucić sarkastycznym komentarzem. Ale nie mógł się na to zdobyć. Will był po prostu zbyt fantastyczny.

Nagle wizja zmieniła się. Nico patrzył na Obóz Herosów, który stał w płomieniach. Herosi z Annabeth i Percy'm na czele usiłowali rozpaczliwie, ale na próżno go bronić. Annabeth coś krzyknęła. Pot lał się z jej czoła. Domki zaczęły się przewracać jeden po drugim jak klocki domina.

Sytuacja półbogów była beznadziejna. Tworzyli tylko jedną, zbitą ciasno grupkę, otoczoną przez chmarę przeciwników.

Nico miał nadzieję, że Annabeth coś wymyśli, ale po chwili usłyszał tylko jej głos:

❝Wakacje herosów❞ | Dwoje wybranych | tom 2 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz