— Spoko.

***

— Jakie śliczne — szepnęła Ceddar. Za oknem powoli zaczynało świtać. Różowa poświata słońca delikatnie zaczynała rozświetlać pokoj i rzucać na nas ciepłe promienie.

Przez jakieś piętnaście minut szukaliśmy garderoby, lub szafy w dosyć sporym osiemnastowiecznym domu. Okazało się, że jest w możliwie najgorszym miejscu. Ubrania znajdywały się w szafie, a szafa w sypialni. W sypialni również stoi lóżko. W łożku spali prawdopodobnie właściciele domu. Po jednej stronie kobieta o kasztanowych włosach i maseczce na oczach, a po drugiej trochę starszy od niej mężczyzna z początkami łysiny i zakręconym wąsem.

Jeśli się tylko obudzą, to po nas. Nie wiem co się stanie, ale na pewno nic dobrego.

Zajadałam się trzecią bułką o tak niewyobrażalnie pysznym smaku, że nie nie byłam pewna, czy nie jadłam kiedykolwiek czegoś lepszego. Może to dlatego, że nie ma w niej tony chemii, jak to jest w naszych czasach, a może dlatego że jestem potwornie głodna. Tak, czy owak byłam szczęśliwa z powodu jedzenia w ustach.

Przed nami stała ogromna drewniana szafa. Ściany były jasnożółte w malutkie malunki oceanów, a w rogu pokoju stał drewniany manekin przedstawiający jedynie tors i biodra. Prawdopodobnie trafiliśmy do domu krawcowej, bo sukien i stroi w szafie miała nieograniczona ilość, a w tamtych czasach raczej nie był to zbytnio popularne.

Zasłoniłam usta. Zawsze marzyłam, żeby włożyć piękną suknię w stylu oświecenia. Jednakże nie sprzedają już takich, a jakieś nowe podróby. To jedyna okazja, żeby dostać oryginalną.

A ja nie mogę wziąć jakiejś rozbudowanej z falbanami i koronkami, bo takie się nadają jedynie na bal. Wyglądałabym conajmniej komicznie na ulicy, podczas gdy znajdujemy się w nie najbogatszej dzielnicy i wszyscy chodzą w raczej skromnych i subtelnych strojach.

Ale gorsetu nie oszczędzę. Jestem raczej chłopczycą, ale gorset zawsze chciałam wypróbować.

W szafie znajdowała się większa szufladka z modelatorami figury. Wzięłam jedne w różowym odcieniu i delikatnymi wiązaniami.

Sukienkę wzięłam najprostszą, jaka tylko zobaczyłam i ubolewałam nad tym niesamowicie. Co prawda moja była naprawdę bardzo ładna, ale mogłam dostrzec tam suknie ciągnące się po ziemi w kwiaty, falbany i wręcz wykonane z koronek elementy. Bufiaste rękawy i ciekawe podszycia dodawały im szyku i denerwowały mnie tym, że nie mogłam ich wziąć.

Do prawda mamy dostać się na bal, na który raczej będzie się musiała ubrać odświętnie. Na przykład w takie stroje, ale już nie możemy aż tak okraść tej kobiety. Poza tym nic nie jest pewne i niby jak mam transportować ze sobą tak ciężkie ubranie?

Wybrałam najfajniejszą w mojej ocenie sukienkę i zmrużyłam oczy oglądać ją.

Była równie przepiękna.

Wzięłam ją do ręki, jak najmniej hałasując i ruszając w stronę salonu. Postanowiłam zostawić sobie błękitne szorty pod spodem na wszelki wypadek i włożyłam gorset. To znaczy spróbowałam.

Wcisnęłam go troszeczkę na siebie, ale nie byłam w stanie sama go zapiąć. Próbowałam odwracać w drugą stronę i wiązać na brzuchu, ale wtedy nie było najmniejszych szans przeciągnąć go na plecy.

Westchnęłam

— Pomogę ci, jak ty pomożesz mi — zachichotała cicho Ceddar i weszła do salonu. Nie byłam zbytnio zadowolona jej widokiem, ale pomoc się przyda.

Odsunęłam się instynktownie, ale należało przemyśleć tą propozycję. Nie będę dalej latała w takim stroju, bo w świetle dnia już to nie przejdzie.

Take me to the Neverland Where stories live. Discover now