25

3.6K 146 29
                                    

Weszłam do Instytutu dosłownie cała nabuzowana. Jak ona mogła.

- Clary, pozwól mi wyjaśnić - odezwała się matka, ale ją ją zignorowałam i udałam się do pierwszego lepszego pomieszczenia, byle najdalej od niej - Clary, stój!

- Co się z tobą dzieje? - warknęłam groźnie odwracając się do niej - prawie go miałyśmy.

- Nie rozumiesz.

- Masz rację, nie rozumiem - pokręciłam sprzeczne głową - nie rozumiem, dlaczego próbowałaś zabić mojego brata - odwróciłam się i postawiłam kilka kroków do przodu.

- Ponieważ twój brat nie jest tym, za kogo go uważasz - zatrzymałam się i uśmiechnęłam się gorzko do siebie - kochanie, jest tyle rzeczy, o których nie wiesz.

- I czyja to wina? - spojrzałam na nią - wszyscy mówią, że Valentine jest potworem - podeszłam do matki - ale ty... próbowałaś zamordować własnego syna!

- Może powinniśmy wziąść kilka oddechów i wrzucić na luz - odezwał się Simon podchodząc do nas.

- Simon, daj nam trochę prywatności.

- Jasne, pani F.

- Nie - zatrzymałam go - nigdzie się nie wybierasz. Jesteś jedyną osobą, której mogę teraz zaufać - popatrzyłam z wyrzutem na Jocelyn.

- Chcę, żebyś wiedziała, że ja też jestem ofiarą - powiedziała spokojnym tonem - wszyscy jesteśmy - przymróżyłam oczy - kiedy spodziewałam się twojego brata, Valentine mnie odurzał - spuściła wzrok -  eksperymentował na dziecku.

- Co? - zmarszczyłam brwi.

- Wstrzykiwał Jonathanowi krew demona.

- Dlaczego miałby to robić?

Coś nie wierzę jej.

- Jest chory - powoli postawiła kilka kroków w moją stronę - myślał, że krew demona wzmocni nasze nienarodzone dziecko. I tak się stało. Ale sprawiło to również, że było złe.

- Nie - zaprzeczyłam - nawet jeśli to prawda, to Podziemni mają krew demona. Nie wszyscy są źli.

- Clary, nie masz pojęcia jak kochałam twojego brata - zmarszczyłam brwi - był moim synkiem. I nie chciałam w to wierzyć - podwinęła rękaw długiej koszulki - dopóki nie zobaczyłam, do czego jest zdolny - złapała mnie za rękę, a ja przewróciłam oczami. Wyjęła z kieszeni stele i przejechała po swojej runie na nadgarstku.

Nagle znalazłam się w wspomnieniach mamy. Widziałam przebłyski jej niedawnych przeżyć. A potem znalazłam się w ogrodzie, gdzie Jocelyn miała jeszcze prostą grzywkę. Przechadzała się z niemowlęciem po ścieżce, a obok nich rosły krzaki z różami. Mama stanęła przed jednym krzewem i wyrwała z niego ciemno-różową różę.

- W porządku. Mamusia tylko zerwie trochę ładnych kwiatków - powiedziała do synka.

Jocelyn podała różę Jonathanowi, a jego oczy zmieniły się na czarne. Pod jego dotykiem kwiat zaczął więdnąć, a potem zamienił się w proch.

- Jonathan!

Jocelyn puściła moją dłoń, a ja wyszłam ze wspomnień i od razu spuściłam wzrok z matki.

ʟɪɢʜᴛ ɪɴ ᴛʜᴇ ᴅᴀʀᴋ «ᴀʟᴇᴄ ʟɪɢʜᴛᴡᴏᴏᴅ»Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt