Rozdział 36

4K 397 368
                                    

- To szalone – oznajmił Martin.

Nate dokładnie takiej reakcji się spodziewał.

Był niedzielny poranek, na zegarze nie wybiła jeszcze nawet dziesiąta, a oni wszyscy zebrali się już w pokoju chłopaków, ponieważ szatyn zarządził natychmiastowe spotkanie. Od wczorajszego bankietu w jego głowie szalał natłok myśli, które chciał z siebie jak najszybciej wyrzucić w obecności przyjaciół.

I tym oto sposobem mówił im właśnie, że podejrzewa Maksymiliana, Shane'a oraz Philipa o handel ludźmi.

- To... to jest chore – mruknęła Emma. Miała na sobie czarny sweterek z czaszką odzianą w czapkę mikołaja. Wydawała się dziwnie groteskowa w obecnych okolicznościach. – A co z całym przemysłem narkotykowym?

- Nie twierdzę, że go nie prowadzili – powiedział Nate. Siedział na skraju swojego łóżka z przygarbionymi plecami. – Mówię tylko, że to mogła być przykrywka. Dla policji... Z czasem także dla nas. Coś na czym mogliśmy się skupić, podczas gdy oni zajmowali się o wiele poważniejszymi interesami. A teraz, kiedy wpadli, zrzucili jakoś wszystko na Connora. Może i stracili trochę kasy, ale sądząc po ich zachowaniu to mógł być mały procent ich dochodów...

- I wysnuwasz to wszystko po jakimś tatuażu na dłoni tej bogatej kobiety? – zapytał z powątpiewaniem Martin.

- Jestem przekonany, że to... - zawahał się. – Że to była ręka Marthy.

Abby która do tej pory stała, przysiadła na łóżku rudowłosego, wplątując ręce w swoje rozpuszczone włosy. Również miała na sobie puchowy, świąteczny sweterek, mniej groteskowy od tego Emmy.

- To nie może być prawda – stwierdziła. – To już za dużo... - Uniosła głowę i spojrzała Nate'owi w oczy. – Co chcesz z tym w ogóle zrobić?

Nate zerknął na Aidena, siedzącego w milczeniu obok niego na łóżku, a potem wbił wzrok w podłogę.

- Nie wiem - przyznał.

Kiedy wczorajszego wieczoru do jego głowy przyszła ta surrealistyczna myśl, powtarzał sobie, że nie może być prawdziwa, ale nagła panika w oczach Shane'a nie pozwała mu jej porzucić.

Chociaż pierwotnie mieli zostać w domu Maksymiliana na noc, po rewelacji, jaką ogłosił Nate, zwinęli się stamtąd zaraz po oficjalnym zakończeniu kolacji. Dwie godziny przed północą udało im się złapać ostatni autobus do Hopefield.

Spędzili z Aidenem pięć godzin drogi, siedząc obok siebie w milczeniu i trzymając się mocno za ręce. Blondyn nic nie mówił, ale Nate dobrze wiedział, że podczas tej długiej podróży rozważał możliwość handlu ludźmi. A także tego co mogło to oznaczać dla osób, które zniknęły. W tym dla jego brata.

- Pomyślcie o kartotekach, które znaleźliśmy na komputerze Maksymiliana – ciągnął dalej Nate. –O szczegółach, które były dopisane do każdej osoby. Tam był wszystkie dane medyczne, jakich ktoś by potrzebował robiąc na przykład... przeszczep. – Wrócił do niego widok dłoni Panny Renis, dłoni, która w najgorszym wypadku mogła rzeczywiście należeć do Marthy, i nagle zrobiło mu się słabo. – Gdzie nie gdzie były także dopiski dotyczące stylu życia danych osób. Tego czy są sportowcami, jak się odżywiają... Nie wiem jak wygląda handel ludźmi, znam te rzeczy tylko z filmów i książek, ale nawet tam wspominają o tym, że zdrowsi ludzie lepiej się sprzedają. W końcu kto chciałby kupić szwankujące organy...

- Jezu, Nate, przestań – wtrąciła Abby. – Myślisz, że naprawdę tak to wygląda? Że porywają ludzi? Sprzedają ich na części... nie wiadomo komu? A Marthę porwali dla własnych potrzeb, bo Panna Renis była w krytycznym stanie? – Wbiła wzrok w swoje ręce. – Mówiłeś też, że miała przeszczep płuca. Wspominała coś, że było od tego samego dawcy co dłoń?

Fores [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz