Rozdział 35

5.2K 405 460
                                    

Przerwa świąteczna skończyła się tak szybko jak się zaczęła i Nate, chociaż bardzo tego nie chciał, musiał wrócić na uniwersytet.

Kiedy siedział wraz z Aidenem w przedziale pociągu, wiedział już, że będzie mu każdego najbliższego ranka brakować ciepła i zapachu blondyna obok siebie na posłaniu. Spędzili ze sobą ledwie ponad tydzień, ale to były jedne z najlepszych dni w jego życiu. Przepełnione ciepłem, spokojem i obecnością ukochanej osoby.

Nie bez powodu mówiło się jednak, że piękne w życiu są tylko chwile i szatyn miał tego pełną świadomość. Wiedział, że w najbliższym czasie będzie musiał zmierzyć się z sytuacją, która czekała ich w Hopefield. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać. Czy Fores dalej istniało? Czy Shane będzie w ogóle jeszcze na uczelni? Media dalej milczały, Aiden nie miał kontaktu z Maksymilianem, Shane nie odpowiadał na wiadomości od Abigail, która próbowała dyskretnie wybadać, jak wygląda sytuacja.

Ta cisza niosła w sobie jednocześnie nadzieję i niepokój.

Nate i Aiden, tak jak reszta jak paczki, przyjechali do Hopefield po południu, dzień przed oficjalnym zakończeniem dni rektorskich i rozpoczęciem zajęć.

Uniwersytet był pogrążony w nostalgicznym, zimowym spokoju. Większość studentów miała zjeżdżać się zapewne dopiero pod wieczór, więc chodnikami przechadzały się tylko nieliczne osoby. Cały kampus był pokryty cienką warstwą śniegu, który trzeszczał pod butami i błyszczał się w zimnych promieniach słońca. Przez brak wiatru wszystko zdawało się być zamrożone w czasie.

Nate wziął głęboki wdech rześkiego, mroźnego powietrza, powtarzając sobie w głowie, że ta cisza jest oznaką ich zasłużonego spokoju i ładu, który miał zapanować już niedługo na uczelni.

Nie wiedział niestety, że się mylił.

To była cisza przed burzą.

***

Tego samego dnia pod wieczór, kiedy cała ich piątka była już na kampusie, wyszli wspólnie na spacer, aby odprowadzić Abby na trening. Większość dziewczyn z ich drużyny już przyjechała i chciały poćwiczyć przed zbliżającym się meczem.

-Też macie wrażenie, że uniwersytet jest pogrążony w baśniowej ciszy? – zapytała Abigail, wychylając nos zza grubego szala.

Emma szła obok niej, zakutana w czarny płaszcz i z milczeniem wpatrywała się w chodnik.

- Tak, ale ciężko nie mieć takiego wrażenia – rzucił Nate, zatrzymując się przed wejściem na stadion. – Wszędzie jest pełno nienaruszonego śniegu, dziedzińce są niemal puste, jest biało i cicho...

- Ten spokój mnie drażni – przyznał Aiden. – Chciałbym już wiedzieć, na czym stoję.

- A nie wiesz? – odezwał się Martin.

- Nie bardzo? – Blondyn uniósł brew. – Chcę się dowiedzieć jak dokładnie wygląda sytuacja. W najbliższy weekend muszę koniecznie jechać do domu...

- Po co chcesz jechać do domu?

Nagły głos, nie należący do nikogo z ich piątki, sprawił, że wszyscy odwrócili się jak na komendę. Nate poczuł, jak jego dłonie w rękawiczkach nerwowo zaciskają się w pięści. Szeroko otwartymi oczami patrzył, jak wolnym krokiem zbliża się do nich Shane.

Miał na sobie ciemny, drogo wyglądający płaszcz z lisim futrem oraz dopasowany do niego zielony szalik. Chłopak zatrzymał się na chodniku kilka metrów od nich i zmierzył ich leniwym spojrzeniem. Na jego ustach błąkał się chłodny uśmiech. Był sam.

Fores [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz