Rozdział 27

5K 490 472
                                    

W dzień Święta Dziękczynienia Nate podniósł się z łóżka wyjątkowo jak na niego późno. Gdy zszedł na parter i doczłapał się do kuchni zbliżała się już dziesiąta. Dzień był słoneczny, ale wyjątkowo zimny, nawet jak na listopad.

Steve, również w piżamie z lekko zaspanym wyrazem twarzy, uśmiechnął się do niego pogodnie z nad kuchennego stołu.

- Chyba naprawdę dobrze ci się spało we własnym łóżku, co? – rzucił. – Zazwyczaj wstajesz wcześniej.

- Tak, to chyba zasługa łóżka... - odparł, siląc się na uśmiech.

W rzeczywistości zasną dopiero koło czwartej nad ranem, gdy natrętne, nie dające mu spokoju myśli o Aidenie przegrały w końcu z sennością. Po sześciu godzinach płytkiego snu wciąż czuł się jednak jak trup, a wiedział, że dzisiejszego popołudnia, gdy zjadą się do nich wszystkie ciotki i kuzynostwo, będzie potrzebował sił.

- Chcesz coś do picia? – Ojciec wstał od stołu. – Na jaką herbatę masz ochotę?

- W sumie to... napiłbym się kawy – oznajmił szatyn.

Steve spojrzała na niego w istnym szoku.

- Kawy? – upewnił się. – Co oni z tobą zrobili na tych studiach... - mruknął, otwierając szafkę nad kuchenką. – Ale w porządku, niech będzie kawa.

W rzeczywistości Nate dalej nie cierpiał smaku kawy, jednak nie mógł powiedzieć ojcu, że chce po prostu poczuć jej zapach, ponieważ w ciągu ostatnich miesięcy zaczął on się mu bardzo pozytywnie kojarzyć.

Steve odpalił ekspres, a szatyn zajął miejsce przy stole, układając głowę na jego blacie.

- Na pewno chodzi tylko o niewyspanie? – Mężczyzna zerknął na niego badawczo.

- Tak, tak...

Ojciec postawił przed nim parujący kubek i usiadł naprzeciwko, chwytając za jakiś magazyn z urządzeniami AGD.

Gdy Nate tylko poczuł zapach kawy, mimowolnie się uśmiechnął. Upił łyk, starając się nie krzywić, po czym spojrzał z rezygnacją na Steve'a.

- Mogę się ciebie o coś zapytać...?

- Pewnie.

- Więc... - Szatyn wyprostował się bardziej na krześle. – Mój kolega ma problem sercowy... - zaczął, mając doskonałą świadomość jak koślawo i słabo to brzmi.

Ojciec spojrzał na niego i uśmiechną się wymownie.

- W porządku. – Odłożył magazyn i skrzyżował ramiona. – I co z tym kolegą...?

- Załóżmy, że jest osoba A i osoba B – mówił dalej, nie patrząc ojcu w oczy. – Nazwijmy osobę A... obiektem westchnień osoby B – kontynuował, czując jak uderza go powoli zażenowanie.

- Mhm. – Steve wyraźnie starał się nie roześmiać. – A jak się nazywa ten twój przyjaciel? Osoba B? Może lepiej osoba N?

- Osoba A i B – oznajmił stanowczo Nate, gromiąc ojca wzrokiem. – Mój kolega, osoba B, zakochał się w osobie A, ale czuje, że to mu może cholernie utrudnić życie.

- Ponieważ...?

- Ponieważ osoba A ma niezły charakterek i raczej nie w głowie jej miłość i podobne rzeczy, a mój kolega nie jest w sumie pewien, czy sam byłby gotowy na związek – tłumaczył zawile. – Spotkały go w życiu... pewne rzeczy i nie wie, czy jest w stanie na chwilę obecną poświęcić się tak drugiej osobie... Wiesz jak to się mówi. Jeśli chcesz oddać się całkowicie innej osobie, upewnij się, że nie jesteś w kawałkach, bo inaczej możesz się szybko posypać i zranić tę osobę odłamkami.

Fores [boyxboy]Where stories live. Discover now