Rozdział 28

5.2K 468 483
                                    

Nate dostał ciarek, gdy tylko opuścił wnętrze samochodu, a jego oczom ukazał się gmach domu Maksymiliana Crowsona.

Szybko zreflektował się, że nazywanie tego miejsca domem, było niedopowiedzeniem. To była rezydencja. Ogromna, skąpana w białym marmurze rezydencja. Sam podjazd wielkości ich uczelnianego parkingu robił już wrażenie, a stojące na nim obecnie drogie samochody wiele mówiły o dzisiejszych gościach.

Aiden poprowadził Nate'a przez ogrody pełne uśpionych drzew, ozdobnych krzewów i kwiatów. W drodze do wejścia szatyn naliczył trzy stawy, niewielkie jezioro rozciągające się za posiadłością oraz basen, którego skrawek wystawał zza zachodniego gmachu rezydencji. Czuł się już niemożliwie nieswojo zanim dotarli jeszcze do głównych drzwi. Podążający tą samą drogą co oni pozostali goście, zerkali na niego z zaciekawieniem. Mężczyźni ubrani w długie ciemne płaszcze obrzucali go szybkim, ale uważnym spojrzeniem, podczas gdy otulone w futra kobiety zatrzymywały na nim swój wzrok na dłużej.

- Trzymasz się? – rzucił do niego z rozbawieniem Aiden.

- Nie jestem pewien... - odparł.

Gości w wejściu witała dwójka młodych lokajów, którzy na widok Aidena uśmiechnęli się szerzej niż do pozostałych.

Gdy przekroczyli próg ogromnych drzwi, Nate'owi raptownie zakręciło się w głowie. To miejsce, z wysokim na sześć metrów sklepieniem, podłogą wyłożoną lśniącym kamieniem i żyrandolami zawieszonymi pod sufitem samo w sobie przypominało już salę balową, chociaż blondyn zapewniał go dwa razy, że to tylko hol wejściowy.

Panowało tutaj małe zamieszanie. Ludzie śmiali się i witali ze sobą, kobiety i dziewczęta w długich koktajlowych sukniach zagadywały Aidena, a ten witał ich z mniej lub bardziej szczerym uśmiechem.

- Aiden!

Ogólny gwar przebił niski, miękki głos. Przez tłum powoli zbliżał się do nich wysoki, szczupły mężczyzna z kieliszkiem szampana w dłoni. Jeszcze zanim Nate dostrzegł kroczącego za nim Shane'a, wiedział już, że to jego ojciec. Byli do siebie uderzająco podobni, obydwaj w granatowych garniturach, z kruczoczarnymi włosami, szeroką szczęką i ostrym spojrzeniem.

- Już się bałem, że się nie pojawisz. – Maksymilian uścisną mu dłoń, jednocześnie rozglądając się dookoła. – Jednak nikogo ze sobą nie wziąłeś?

- Oczywiście, że wziąłem. – Chwycił Nate'a za ramię i przyciągnął go stanowczo do siebie. – Poznaj Nathana.

Pierwszy zareagował Shane'a, który w momencie ujrzenia chłopaka, otworzył szeroko oczy i przybrał wyraz ostentacyjnego oburzenia.

- Co to ma być? – warknął, stając przed ojcem. – Czemu on tu jest? Zdurniałeś, Aiden?

- Nie rozumiem, o co ci chodzi. – Blondyn uśmiechnął się niewinnie. – Przyjechałem z osobą towarzyszącą.

- Słuchaj popieprzeńcu... - Shane zbliżył się do ich dwójki i zniżył głos do szeptu. – Widzę, że wziąłeś sobie do serca moje wszystkie przytyki o twoim pedalstwie, albo od samego początku miałem rzeczywiście rację, ale jeśli sprowadziłeś tu Andersona tylko żeby zrobić zamieszanie to...

- Spokojnie, nie unoś się tak. – Aiden odsunął go na odległość ramienia. – Przyszedłem z Natem, bo mam do tego prawo, nietolerancyjny gnojku. Sądząc po twojej minie, jesteś rozczarowany? – Zerknął z prowokacją na Maksymiliana.

Mężczyzna się nie odzywał. Lustrował tylko Aidena nieodgadnionym spojrzeniem, ściągając ciemne, gęste brwi. Na jego twarzy pojawił się wyraz zainteresowania.

Fores [boyxboy]Where stories live. Discover now