Rozdział XIV

619 44 6
                                    

    Rudowłosy wpatrywał się w rany na swoim lewym nadgarstku, z którego dziś zdjął bandaż. Było wiele głębokich i dość świeżych cięć, jednak jego uwagę przykuła jedna blizna, która mimo upływu czasu, bo minęło już pół roku, wciąż była sina, a chwilami swędziała i bolała. Nie chciała się zagoić. 

    Dwudziesty trzeci czerwca. Pamiętał dokładnie tę datę, to był dzień w którym próbował odebrać sobie życie. Dokładnie pamiętał spływającą po jego nadgarstku krew, kałużę na podłodze i panikę matki oraz przyjaciela.

    Kobieta chciała jechać z nim na pogotowie. Uważała, że rana nadaje się do szycia, że trzeba coś z nią zrobić, jednak Jimin za bardzo się bał.

    Wiedział, że jeżeli tam pojedzie jest szansa, że zostanie zbagatelizowany. Że lekarze uznają, że rana jest za mała. Sam uważał, że bliskie mu osoby robią za duże zamieszanie, za bardzo to przeżywają. Przez całe życie jego problemy były bagatelizowane, był samotny i odrzucany. To cięcie było dla niego na tyle drażliwym tematem, że jeżeli w szpitalu odprawiliby go z kwitkiem, załamałby się i jego chora ambicja kazałaby mu zrobić coś większego, mocniejszego.

    W jego umyśle żyły dwie osoby. Jedna która była nim - zmęczona, samotna, chcąca umrzeć, jednak nie chcąca się zabijać. Wypełniał go ból, strach i pustka. Pustka która odbierała mu siły, która nie pozwalała mu wstać po upadku. Nie był w stanie normalnie czuć uczuć. Nie wiedział co to szczęście, nie wiedział, jak to jest czuć spokój. Był tylko strach i ból. Męczarnia fizyczna jak i psychiczna. Ciągły niepokój i napięcie powodowały w nim duszności, ucisk w gardle i płucach, bóle mięśni od spinania ich, ból głowy w której panował taki chaos, że widział w nim pustkę, drżenie ciała, lęki. Te negatywne bodźce nakręcały w nim myśli samobójcze. Chciał odciąć się od tego cierpienia.

    Druga osoba żyjąca w jego umyśle była katem. Napędzała go w negatywnych myślach, powodowała wybuchy gniewu, żyła z jego bólu i nie pozwalała mu wyjść zza muru, dzielącego go od wzięcia pomocy, od spokoju. Trzymał go zamkniętego jak w klatce, jego własny umysł stał się dla niego więzieniem. Ciemnym więzieniem pełnym rozpaczy.

    Jego kat miał ambicje. Kazał mu się krzywdzić coraz mocniej. Mówił mu, że jest bagatelizowany, że musi pokazać jak bardzo potrzebuje pomocy, jak bardzo cierpi.

    Sam polubił okaleczanie się. Dawało mu to tyle ulgi, że stało się to dla niego przyjemnością, czymś od czego się uzależnił. Tak samo jak papierosy, jak przypalanie się. Żadne okaleczenie nie sprawiało mu tyle bólu, co gaszenie papierosów na nadgarstku, a same bąble od poparzeń przebijał od razu.

    Nie rozumiał tej satysfakcji, którą czuł raniąc swoje ciało. Z każdym razem potrzebował więcej i mocniej. Czuł przymus, by zaspokoić tę chorą ambicję, która nie do konca była jego.

Beze mnie byłoby lepiej
Znów się pociąłem, tym razem na udach. Jeongguk gdyby się dowiedział, obwiniałby się.
Nie może się dowiedzieć
Nie może ich zobaczyć
Nie może się obwiniać
NIE CHCĘ GO KRZYWDZIĆ

Dlaczego więc to robię?
07.08.18

Only bad boy can bring heaven to you || YoonminOn viuen les histories. Descobreix ara