Rozdział XLVI - część II

292 28 5
                                    

Zawsze chciałem być pianistą, być docenionym, grać na scenie, mój wujek był moją inspiracją i gdy powiedział, że będzie mnie uczył, byłem najszczęśliwszy na świecie

Ale to tylko brzmiało tak dobrze.

Miałem zaledwie osiem lat, gdy wujek wziął mnie pod swoje skrzydła. Miał w domu keyboard, ale nie to mnie interesowało. W salonie miał fortepian, w który byłem zapatrzony jak w obrazek. Odkąd skończyłem pięć lat modliłem się, abym mógł na nim coś zagrać.

Patrzyłem na instrument z cholernie widocznym szczęściem. Tego dnia miałem dotknąć pierwszy raz klawiszy. Zawsze bałem się do niego podchodzić, bałem się podnosić drewnianą, ciężko osłonkę. Nie chciałem niczego zepsuć, w końcu byłem gówniakiem. Poza tym, ciocia zawsze powtarzała "nie dotykaj, bo jeszcze coś popsujesz". Panicznie bałem się chociaż podchodzić do fortepianu. Zawsze gdy byłem sam siadałem po turecku blisko instrumentu i palcami udawałem, że gram na klawiszach. Aż w końcu, pewnego dnia, wujek to zauważył.

- Yoongi? Co robisz? - mocny, męski głos wyrwał mnie ze stanu głębokiego zamyślenia i pogrążenia w moich małych marzeniach. Niemal podskoczyłem w miejscu, po czym podniosłem się z podłogi i spojrzałem w podłogę, oblewając się rumieńcem wstydu. - Grasz w marzeniach? Cha, cha. - zaśmiał się, a moja twarz jeszcze bardziej zaczęła przypominać buraka. By rozładować napięcie, zacząłem nerwowo ruszać palcami. - Chciałbyś coś zagrać? - na te słowa otworzyłem szeroko oczy. Szybko podniosłem głowę i cały wstyd nagle wyleciał ze mnie, a w moich oczach pojawiły się iskierki szczęścia i nadziei. Szybko pokiwałem twierdząco głową, uśmiechając się od ucha do ucha. Wujek odwzajemnił uśmiech i szybko do mnie podszedł. Wziął mnie na ręce, a ja mu chętnie wskoczyłem w ramiona. Byłem niziutki i lekki. Taki mały, drobny bachor.

Mężczyzna posadził mnie na małym, wyłożonym skórą siedzeniu i uchylił przede mną wrota mojego nieba - podniósł przykrycie z klawiszy, a ja spojrzałem na nie jak na najcenniejszy skarb, jaki dane mi było zobaczyć w moim krótkim życiu.

    Złapał mnie za dłonie i położył je na klawiszach, a ja poczułem jak przechodzą mnie ciarki podekscytowania. Jako dziecko łatwo ulegałem emocją, przeżywałem wszystkie bardzo mocno. Byłem wrażliwym i uczuciowym dzieckiem. Ale zostałem też wielokrotnie skrzywdzony, może przez to te uczucia ze mnie wyparowały i z czasem stłumiłem je w zarodku, by stać się bezuczuciowym chujem zapatrzonym w siebie? Ale teraz nie o tym.

    Z ekscytacją i rozważnością dotknąłem pierwszego klawisza. Jego dźwięk był miodem na moje uszy, mimo, że była to tylko jedna nuta, jednak wydobyta moimi małymi, delikatnymi dłońmi. Uśmiechnąłem się pod nosem czując napływające do mnie szczęście. Nie wierzyłem, że to się naprawdę dzieje, że moje małe marzenie się spełnia. Gdy mężczyzna złapał moją dłoń, ja spojrzałem na niego, a na mojej twarzy nagle pojawiło się zdziwienie. 

  - Nie bój się dotykać klawiszy, najpierw oswój się z instrumentem, potem zacznie się nauka gry.

    Uśmiechnąłem się od ucha do ucha i, po spojrzeniu ponownie na klawisze, zacząłem klikać je zupełnie losowo. Cieszył mnie każdy, wydobyty dźwięk. Z każdym naciśnięciem, zacząłem bać się tego coraz mniej. Bo skoro wujek grał tyle czasu i nic nie zepsuł, to dlaczego ja miałbym to zrobić? Nabrałem nieco pewności siebie.

    I tak mijały miesiące, wujek cierpliwie uczył mnie grać, jednak z czasem coś zaczęło mi w tym nie pasować. Mężczyzna oprócz nauki mnie zaczął się jakby... Zbliżać? Przekraczać pewne bariery? Dotykać mnie w dziwny, nietypowy sposób. 

Często mnie przytulał i na powitanie bardzo długo. Gdy grałem przytulał mnie od tyłu, dotykał po klatce piersiowej, brzuchu, łapał za uda, kolana. Nie podobało mi się to. Chciałem uciekać, jednak byłem gówniakiem, bałem się uciec, bałem się go i jego reakcji. Więc po prostu to znosiłem. Myślałem, że po prostu się tak zachowuje, bo brakuje mu bliskości drugiego człowieka, w końcu ciocia umarła dosyć dawno i wujek ciężko to znosił, dlatego też starałem się akceptować jego bliskość.

Chciałem przychodzić grać coraz rzadziej, jednak pianino stało się moją miłością, nie chciałem rezygnować z nauki ale mężczyzna zjeżdżał z czasem dłonią coraz niżej. Delikatnie wkładał mi rękę pod koszulkę i gładził mój brzuch, łapał mnie za góre spodni i pasek, zupełnie jakby chciał go rozpiąć. Nie potrafiłem się skupić na grze, efekty były coraz gorsze. 

Gdy mężczyzna złapał mnie za krocze, odepchnąłem go i wybiegłem. To był ostatni raz gdy go widziałem, musiałem zrezygnować z gry i modlić się o to, by dostać keyboard, co się w końcu stało po roku, dostałem go na urodziny. Uczyłem się sam i chodziłem na zajęcia gdy na pianinie.

Tak skończyła się moja przygoda z wujkiem. Nigdy więcej go nie odwiedziłem.

Only bad boy can bring heaven to you || YoonminWhere stories live. Discover now