Rozdział XLII

289 26 9
                                    

Wpatrywałem się w Yoongiego nie do końca rozumiejąc co się ze mną dzieje. Dlaczego patrzenie na niego dawało mi to ciepło w ciele? Dlaczego wtedy drżałem? Dlaczego stał się dla mnie płótnem, na którym chciałbym malować swoimi uczuciami?

Zaraz, ja już tak kiedyś się czułem.

Czy to...

Jimin! - Blondynka wyrwała chłopaka ze stanu zamyślenia w jakim się znajdował. Dopiero gdy zauważył na sobie zdziwiony wzrok Yoongiego zdał sobie sprawę z tego, że namiętnie wpatrywał się w niego od dłuższej chwili. Zrobiło mu się głupio. - Zrobimy imprezkę na nowy rok? - wyglądała na rozentuzjazmowaną. Skoro nie mogli wyjść, to impreza nie zaszkodzi, rozluźnią się, zabawią, zapomną o problemach otaczającego ich świata.

Choć, szczerze, sam szpital odcinał ich od świata zewnętrznego, od tego, co może im tam grozić. Konfrontacja z innymi, naciski ze strony bliskich, presja wywoływana przez społeczeństwo i samego siebie. "Muszę iść do urzędu", "Muszę zrobić zakupy", " Nie wiem jak dojść do pewnego miejsca. Muszę zapytać o drogę" - dla niektórych były to nie lada problemy, z którymi sobie nie radzili. Niektórzy mieli stany lękowe tak rozwinięte, że bali się nawet opuszczać swój szpitalny pokój a na posiłki chodziły tylko z innymi. Jeśli zostali sami, nie jedli, po prostu. Lub zwracali się po pomoc do pielęgniarek.

Taki już ten świat - każdy przechodzi przez swoje własne piekło i nie powinno się umniejszać problemów innych. "Masz problemy z ojcem? Ja nie mam go wcale!" - świat jest okrutny i każdego wykańcza coś innego, każdy boryka się z czymś innym i to, co dla jednej osoby jest powszechnością i niczym specjalnym, u innych może wywoływać łzy strachu. Niestety w tym świecie ludzie nie widzą niczego, poza czubkiem własnego nosa i mimo, że coś nie sprawia im dużego problemu, wyolbrzymiają je pod publiczkę, by zwrócono na nich uwagę i tym samym zakrywają problemy tych, którzy naprawdę sobie nie radzą.

Ludzie są okrutni i od zawsze zapatrzeni w siebie.

-Imprezkę? - spytał, patrząc na nią z lekkim zdziwieniem. - Dopiero co wczoraj była jedna a ty już myślisz o kolejnej.

-Boże narodzenie a sylwester to dwie zupełnie inne rzeczy. - powaga wisiała w powietrzu, a Jimin się wzdrygnął. Po chwili jednak ten pozór pękł jak bańka mydlana, a sprawił to uśmiech blondynki. - Nie daruję wam tego, musimy to zorganizować.

-Jasne, jasne.

Lalisa była typem osoby, której rodzaj uśmiechu zniewalał i zarażał. Której światło odganiało złe chmury. Niestety tylko czarne chmury innych, bo te jej się nie ruszały, stały w miejscu, nikt nie był w stanie jej z tym pomóc. Pozór uśmiechu stał się jej drugim imieniem już od czasów szkolnych, gdzie początkowo uchodziła za oschłą, a potem musiała nauczyć się za uśmiechem kryć ból. Głównie po ataku na nią kilku chłopaków, rozebraniu jej, zrobieniu jej zdjęć... Miała w sobie tyle bólu, że nie miała już sił płakać. Nie miała już siły być oschła, niemiła. To wymagało od niej dystansu do siebie i innych, a po tym wydarzeniu nie miała tego wcale. Była smutna, unikająca, lękliwa. Jednak jej uśmiech z czasem był coraz szerszy, coraz bardziej promienny. Z czasem ludzie przestali się jej pytać, czy coś się dzieje, raczej dociekali skąd to szczęście, a ta odpowiadała zawsze "mam dobry dzień". Jednak od tamtego wydarzenia piętno było coraz większe, rana głębsza, ból bardziej doskwierający i żaden dzień nie był już dobry.

Atakująca innych jej dobra energia zawsze sprawiła, że nie mieli już nic więcej do dodania. Była wręcz przytłaczająca, ale im dłużej jej doświadczali, tym głos dziewczyny bardziej się łamał. Miała własne limity i jak czuła, że pęka, wolała uciekać. To był jej sposób obrony przed płaczem i pęknięciem.

Only bad boy can bring heaven to you || YoonminWhere stories live. Discover now