Enemy of my enemy

321 9 2
                                    

Młoda dziewczyna w skupieniu przemierzała ulice Koronetu. Długa, ciemna peleryna pomagała jej się ukrywać w cieniu i przemykać niezauważenie. Gdy z naprzeciwka zaczął się zbliżać imperialny patrol, przykucnęła za stertą jakichś skrzyń. Żołnierze, w niezbyt delikatnych słowach, nakazali jakiejś kobiecinie usunięcie nielegalnego straganu z ubraniami i poszli dalej.

Dziewczyna wychyliła się nieznacznie, żeby skontrolować sytuację. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Zdecydowała się opuścić kryjówkę i ruszyć dalej. Nie miała zbyt dużo czasu, bo pilot, z którym się umówiła, mógł odlecieć dosłownie w każdej chwili. Z tego też powodu zaryzykowała przejście przez wielki plac, zaraz obok imperialnej fabryki silników do myśliwców TIE.

Tam już nie mogła przebiec w cieniu, niezauważona przez nikogo. W swojej pelerynie wyglądała jednak nieco podejrzanie, więc zdjęła kaptur i z ponurą miną wkroczyła na plac. Spacerowały tam imperialne patrole, ale to była norma w tej części miasta. Mirialanka spuściła głowę, żeby ukryć tatuaże na policzkach. Starała się wyglądać na przerażoną obecnością żołnierzy, co nie było akurat specjalnie trudne.

Chuda i otulona brudną peleryną wyglądała na bezdomną lub bardzo biedną, starającą się jakoś zarobić na choć mały kawałek chleba i mieszkającą w zimnej, brudnej melinie. Słowem - kogoś ze slumsów. Nie było to, co prawda, jakieś bardzo dalekie od prawdy. Problem polegał na tym, że to "prawie" pozbawiłoby ją życia.

Już niemal opuściła przeklęty plac, gdy usłyszała za plecami odgłos przeładowywanej broni i przetworzony przez syntezator głos:

- Stój!

Zmełła w ustach przekleństwo i powoli obróciła się do szturmowców. Wzrok wbijała w zabłocone płyty chodnikowe oraz swoje nie mniej brudne buty.

- Dowód, proszę!

Przymknęła oczy, modląc się o zlitowanie. Oczywiście, że go nie posiadała! Prawdziwego nie miała już ładne kilka lat, a fałszywka, którą posługiwała się ostatnie kilka miesięcy przepadła, gdy była zmuszona uciekać z Eriadu.

- Głucha jesteś?! Pokaż ten dowód albo pójdziesz z nami!

Zerknęła na żołnierzy. Było ich dziewięciu, więc w normalnych warunkach nie stanowiliby dla niej żadnego wyzwania. Ale na placu znajdowały się jeszcze dwa takie oddziały, a w całej dzielnicy ponad dwadzieścia. Było ich tak dużo ze względu na prace w fabryce. Podobno opracowywali coś ważnego, a silniki do TIE-ów były tylko przykrywką. A przynajmniej tego dowiedziała się rano, gdy wydała swoje ostatnie kredyty na coś do zjedzenia.

Dowodzący oddziałem sierżant chwycił jej podbródek w dwa palce i brutalnie uniósł. Dziewczyna wciąż stała spokojnie, bo wiedziała, że gdy tylko zacznie się wyrywać, ściągnie na siebie niepotrzebną uwagę. Dłonie odruchowo przesunęła w okolice pasa, żeby w razie czego móc łatwiej sięgnąć po broń.

Już miała zacząć strzelać, gdy nagle na drugim końcu placu cały oddział otworzył ogień. Na cel wzięli sobie jakiegoś młodego mężczyznę, który odpowiedział im tym samym. Sierżant szturmowców zauważył co przyciągnęło jej uwagę, ale jednocześnie puścił jej podbródek.

- Zostawcie ją! - wydał krótki rozkaz i kiwnął ręką na żołnierzy, żeby za nim podążyli. Następnie rzucił się biegiem w stronę strzelaniny.

Dziewczyna natomiast, korzystając z okazji, rzuciła się przed siebie biegiem. Odgłosy walki dość szybko zdawały się cichnąc. Minęły ją dwa oddziały szturmowców, które zapewne śpieszyły, by pomóc schwytać buntownika.

Nie ma z nimi szans - uświadomiła sobie, gdy minął ją kolejny oddział, tym razem wyposażony w AT-DP. Rozejrzała się, upewniając, że nikt nie zwraca na nią uwagi i weszła w jakiś ciemny zaułek. Założyła kaptur na głowę, chowając pod nim swoje krótkie, czarne włosy i ukryła się za wielkim kontenerowym śmietnikiem. Wyciągnęła z kieszeni komunikator i połączyła się ze swoim pilotem.

Shades of war - STAR WARS ONE SHOTSDonde viven las historias. Descúbrelo ahora