Little Pryce

880 23 12
                                    

Lothal. Mój dom. Uwielbiam tę planetę. Uwielbiam wiatr we włosach gdy uciekam po równinach przed garnkami. Uwielbiam słońce i ciepło jakie daje. Uwielbiam Loth-koty, a zwłaszcza moją Lotty. Uwielbiam po prostu każdy jej skrawek. To mój dom i nie wyobrażam sobie życia w żadnym innym miejscu w Galaktyce.

Uśmiechnęłam się do siebie i sięgnęłam po moją chustę. Zmierzyłam wzrokiem swój strój i stwierdziłam, że przydałoby mi się coś nowego. Miałam na sobie lekko przetarte, brązowe, obcisłe spodnie, a do tego skórzaną kurtka, pamiętająca dużo lepsze czasy, stare, ale ciągle dobre, wysokie buty i czarną chustę, którą zakrywałam twarz. Tak było bezpieczniej.

Przynajmniej włosy mam ładne - pocieszyłam się i wzięłam w dwa palce czarny kosmyk. Zaplotłam włosy w moje standardowe dwa dobierane warkocze. Nie były one zbyt długie, sięgały mi ledwie do ramion. Nie mogły przeszkadzać w ewentualnych ucieczkach, które ostatnio przydarzały mi się zdecydowanie zbyt często.

Założyłam na twarz chustę i rozejrzałam się po moim "domu". Tak właśnie nazywałam niewielką jaskinię w górach, w której mieszkałam od trzech lat. Westchnęłam z myślą o tym, że gdybym wtedy nie uciekła z tego prawdziwego domu, teraz zapewne żyłabym w luksusowym mieszkaniu gdzieś w centrum Stolicy.

I pewnie chodziłabym do imperialnej Akademii, spełniając marzenia mojej kochanej mamusi.

Nagle poczułam jak Lotty ociera się o moje nogi. Pogłaskałam ją za uchem i ruszyłam za nią, bo wyraźnie chciała mi coś pokazać.

Obserwowałam zapadający zmierzch i uśmiechnałam się do siebie, nadal będąc czujną. O tak, nie żałowałam decyzji podjętej przed trzema laty. Często brakowało mi pieniędzy i jedzenia, ale przynajmniej byłam wolna. Mogłam robić co chciałam i kiedy chciałam. Nie obowiązywały mnie żadne reguły. Żyłam tak jak mi się podobało. To była ta lepsza część życia na odludziu.

Nagle Lotty rozejrzała się i zaczęła biec. Niewiele myśląc popędziłam za nią. W końcu Loth-koty jak nikt inny wyczuwają zagrożenie, o czym już nie raz miałam (nie)przyjemność się przekonać.

W pewnym momencie zauważyłam jakąś postać siedzącą w trawie. Co dziwne, Lotty się do niego łasiła. A ona przecież ufa tylko mi! Niepewnie ruszyłam w kierunku tego człowieka. Z takiej odległości wyglądał trochę podejrzanie.

Gdy zbliżyłam się na tyle, aby ocenić jego płeć ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest to znany i poszukiwany Rebeliant, który widnieje średnio na co drugim bilboardzie. Jego granatowe włosy wyróżniały się wśród jasnych traw lothalskich równin.

No kryjówkę to sobie kiepską znalazłeś.

- Eee... cześć? - ni to powiedziałam, ni to zapytałam podchodząc. Nie wiedziałam za bardzo jak się zachować.

- Co? Uhm... cześć - chłopak otworzył oczy.

Pewnie medytował.

- Co ty tu robisz?

- Medytuję.

Ha! Mówiłam!

- Chodzi mi o Lothal - przekrzywiłam lekko głowę. - Przecież ty jesteś Rebeliantem.

- No jestem - uśmiechnął się krzywo. - Ale nie wydasz mnie garnkom, nie?

- No co ty. Zanim bym im cokolwiek powiedziała, zdążyliby mnie trzy razy złapać.

- Też jesteś Rebeliantką? - zapytał zaciekawiony chłopak.

- Ja? Nie, no co ty. Ja po prostu nie lubię Imperium i staram im się uprzykrzać życie jak się tylko da - wzruszyłam ramionami.

Shades of war - STAR WARS ONE SHOTSWhere stories live. Discover now