You are not alone

487 13 4
                                    

- Flota!

Szatynka rzuciła się w kierunku iluminatora. Naokoło niej leżały ciała strażników w czerwonych pancerzach, ale ona ich nie zauważała, jakby celowo ignorowała fakt, że przed chwilą zabiła grupę świetnie wyszkolonych wojowników. Jej szaty były podarte i brudne, a na ciele znajdowała się niejedna rana.

- Rozkaż wstrzymać ogień, ciągle można ich uratować!

Ich. Ruch Oporu. Rebeliantów. Jej przyjaciół. Zacisnęła dłoń widząc jak transportowce wybuchały jeden po drugim. W Mocy czuła jak ich liczba gwałtownie się kurczy. Niedługo nie będzie już kogo ratować!

Mężczyzna, do którego kierowała te słowa, stanął na środku pobojowiska. Przyglądał się rozczłonkowanemu ciału Snoke'a. Przed oczami miał te wszystkie razy gdy ten go poniżał. Gdy pomiatał nim, niczym zwykłą marionetką. Ale teraz był kimś więcej niż kiedyś. Teraz wreszcie zemści się na wszystkich, którzy kiedykolwiek go zranili. Będą cierpieć, tak jak kiedyś on cierpiał.

- Ben?

Głos dziewczyny przywrócił go do rzeczywistości. Wpatrywała się ona w niego, jakby powoli zaczynając rozumieć, że to nie Ben Solo zabił Snoke'a. Zrobił to Kylo Ren.

- Czas pozwolić przeszłości umrzeć - powiedział drżącym głosem. - Snoke, Skywalker, Sithowie, Jedi, Rebelianci... Pozwól im odejść - podszedł do niej, wyciągając dłoń przed siebie. - Rey, dołącz do mnie. Razem będziemy rządzić i zaprowadzimy nowy porządek w galaktyce!

- Nie rób tego, Ben. Nie idź tą drogą. Proszę - pokręciła głową, jakby nie dowierzając temu co widzi. Ale jednocześnie jakaś niewielka część jej chciała odpowiedzieć mu twierdząco.

- Nie! Nie! Ty wciąż spoglądasz w przeszłość! Odpuść wreszcie! - jego oczy ciskały pioruny. - Chcesz poznać prawdę o swoich rodzicach? - Rey wpatrywała się w niego, niezdolna powiedzieć cokolwiek. - Zawsze ją znałaś, ale nie miałaś odwagi stanąć z nią twarzą w twarz. Znasz prawdę, więc powiedz to. No dalej.

Dziewczyna przymknęła oczy. Łzy leciały ciurkiem po jej poranionych policzkach, drażniąc każdą najmniejszą rankę. Ona jednak nie dbała o to, starając się zapanować nad drżeniem głosu.

- Byli nikim - wyszeptała.

- Złomiarzami, którzy sprzedali cię i pieniądze przepili. Nie żyją. Leżą teraz gdzieś w zbiorowym grobie na Jakku. Ale to nie jest twoja historia - mówił spokojnie, jakby niezauważał jej cierpienia. - Pochodzisz z nikąd. Jesteś nikim.

Rey pociągnęła nosem, uporczywie odganiając od siebie wizję, której doświadczyła w zamku Maz Kanaty. Wizję małej, przerażonej dziewczynki, którą rodzice zostawiają na pastwę losu. Jest sama. Zawsze była. Jej ostatni przyjaciele giną właśnie pod ostrzałem Najwyższego Porządku. Nie ma już nikogo. Nikt jej nie uratuje ani nawet nie zapłacze po jej śmierci. Nikt poza...

- Ale nie dla mnie.

Miała już tylko jego. Bena Solo. Kylo Rena. On był najbliższą jej osobą w całej wielkiej galaktyce. Tylko on ją rozumiał. Tylko on zdawał sobie sprawę jak to jest nie mieć nikogo, być zdanym tylko na siebie. Jak to jest być nią.

- Przyłącz się do mnie.

Spuściła wzrok na jego wyciągniętą dłoń obleczoną w rękawiczkę. Jakże łatwo byłoby położyć na niej swoją. Po prostu wyciągnąć i dać mu się poprowadzić. Pozwolić mu, aby pokazał jej co to znaczy mieć kogoś bliskiego. Kogoś na kim można polegać. Kogoś dla kogo warto umrzeć.

- Proszę - szepnął boleśnie.

Szept ten wdarł się do jej duszy i ostatecznie podjął za nią decyzję. Rodzice ją zostawili. Powiedzieli, że wrócą, a nigdy tego nie zrobili. Okłamali ją, a ona przez te wszystkie lata na nich czekała. Tęskniła, wymyślała coraz to nowe pytania, które im zada gdy wreszcie się spotkają, odliczała dni. Ale poza tym pielęgnowała w sobie coś jeszcze. Czystą, żywą nienawiść. Ciemność otaczała jej duszę, zabierając światło kawałek po kawałku każdego dnia.

Shades of war - STAR WARS ONE SHOTSWhere stories live. Discover now