You are my demons

679 19 6
                                    

Każdy kiedyś kogoś kochał. Szkoda tylko, że nie każda miłość kończy się szczęśliwie, czym my jesteśmy najlepszym przykładem.

My, rycerze Ren. Opuszczeni, niekochani, wyklęci przez własne rodziny. Nigdy nie byliśmy wystarczająco dobrzy. Nigdy nie spełnialiśmy wymagań. A gdy po prostu zapragnęliśmy być akceptowani tacy jakimi jesteśmy, uznano nas za zdrajców.

Każdy z nas ma swoją własną historię. Historię pełną cierpienia i demonów przeszłości, które nigdy nas nie opuszczą. Bo one są w nas. Budzimy się w nocy, zlani potem, obawiając się dnia gdy nas dopadną. Każdy nasz oddech jest nieustającą walką o przetrwanie. Bo gdy się poddamy, to będzie koniec wszystkiego.

Pozwólcie więc, że opowiem wam moją historię. Jak się pewnie domyślacie, nie będzie ona ani łatwa, ani prosta. Cierpienie towarzyszyło mi od tamtego przeklętego dnia. Byłam tylko dwunastolatką, dzieckiem pozostawionym samym sobie i zmuszonym do udźwignięcia stanowczo zbyt wiele. Czy więc kogokolwiek powinny dziwić moje upadki?

Jestem złym człowiekiem. Co więc stanie się gdy moje demony zapragną sobie o mnie przypomnieć? Jak nisko upadnę? I czy będę miała w ogóle siłę, żeby się podnieść?

***

- My Lady.

Otworzyłam oczy i zmierzyłam wzrokiem człowieka, który odważył się przeszkodzić mi w medytacji. Był to zwykły strażnik świątyni.

- Tak?

- Złapano jakiegoś Jedi. Ma pani go przesłuchać.

- Przyjdę za kilka minut.

Strażnik skłonił się i zniknął za drzwiami. Westchnęłam i poprawiłam dłonią granatową grzywkę, która wchodziła mi na oczy.

Wstałam z szerokiego łóżka i podeszłam do lustra. Z drugiej strony tafli spoglądała na mnie niska kobieta, o wyglądzie nastolatki. Wygładziłam moje szaty Rycerza Ren, na które składały się obcisłe spodnie i dopasowana bluzka. Wszystko to, oczywiście, czarne. Zebrałam długie, granatowe włosy i spięłam je w wysoką kitkę. Założyłam jeszcze czarne rękawiczki bez palców i do pasa przypięłam mój miecz świetlny.

Wyprostowałam się i uniosłam brodę. Musiałam wyglądać na pewną siebie. Szybkim krokiem wyszłam z mojego pokoju i ruszyłam w kierunku wyjścia ze świątyni. Szłam przedwiecznymi korytarzami, których ściany pokryte były malowidłami Sithów. Nie traciłam czasu na oglądanie ich, przemierzałam ten korytarz tyle razy, że znałam je praktycznie na pamięć.

Po chwili wyszłam na zewnątrz. Uderzyło we mnie duszne i gorące powietrze. Czym prędzej pokonałam rozległy dziedziniec. Ćwiczyło na nim dwóch najmłodszych rycerzy: Kaal i Zanar. Nie zawracałam sobie nimi głowy i już po chwili byłam w odpowiednim budynku. Gdy drzwi się za mną zamknęły, podszedł do mnie, ubrany na czarno, strażnik więzienny.

- Czym mogę Lady służyć? - zapytał.

- Muszę przesłuchać tego Jedi co dzisiaj go przywieźli.

- Cela numer D06.

Skinęłam głową i podeszłam do windy. Ta już na mnie czekała, więc wcisnęłam odpowiedni przycisk i drzwi się zamknęły.

Wzięłam głęboki oddech. Miałam już wcześniej do czynienia z Jedi, ale i tak się denerwowałam. Moc podpowiadała mi, że z tego wszystkiego nie wyniknie nic dobrego. A przeczuć nie należy lekceważyć.

Ugh, zaczynam już cytować tego starego hipokrytę.

Drzwi windy rozsunęły się, a ja ruszyłam do przodu. Korytarze więzień zbudowano wiele wieków temu, przez co przypominały lochy. Ściany były wyłożone kamieniem i panowała tu wilgoć. Jedyny plus z tego wszystkiego był taki, że nie było tu aż tak gorąco jak na powierzchni.

Shades of war - STAR WARS ONE SHOTSWhere stories live. Discover now