2. Rozdział 35

27 2 0
                                    

KATHRINE

  

Przez dwadzieścia cztery godziny od mojej pobudki musiałam zostać w łóżku, mimo tego, że dość szybko odzyskiwałam energię, a wszystkie moje rany praktycznie się zasklepiły i zniknęły. Wszystkie oprócz jednej, zabliźniona rana na moim brzuchu już zawsze będzie dla mnie przypomnieniem o tym co stało się wtedy w zbrojowni i jak wiele szczęścia miałam, że ostrze nie uderzyło w mój kręgosłup, a jedynie przeszedł koło niego.
   Mój ojciec prawie nie odstępował mnie na krok, a kiedy już musiał wyjść, załatwiał swoje sprawy ta szybko ja tylko mógł i wracał dotrzymując mi towarzystwa. Hera pojawiła się dwa razy, ale nie potrafiłam wycisnąć z siebie żadnego słowa, które brzmiało jakkolwiek logicznie. Odwiedziło mnie rodzeństwo, które o części zajścia poinformował ich ojciec, Alana odmawiała odejścia od mojego łóżka i ostatecznie zasnęła w moich nogach. Èben wrócił ze swojej misji kilka godzin po mnie, zastając wszystko w kompletnym chaosie, jego dowód wykonania misji, był jedyną rzeczą która sprawiła, że Prudence Barebone choć na krótką chwilę uśmiechnęła się tamtego dnia. Przyszła do mnie, upadłaby na kolana gdyby nie przytrzymał jej Will, płakała i przepraszała, kazałam jej być cicho i się uspokoić, bo nie miała za co. Widziałam w jej oczach, że ma wiele pytań, nie tylko o moje samopoczucie, ale nie mogła ich zadać, nie kiedy Posejdon siedział tuż przy mnie, a Apollo przychodził praktycznie co godzinę. Nie była głupia, wiedziała też, że mimo braku bezpośrednich oskarżeń wycelowanych w jej stronę, bogowie słuchają jej każdego słowa. Umierała z braku odpowiedzi i było to widać na każdym calu jej twarzy. Brak Camilli i Kiliana nie został niezauważony w społeczności szkolnej, każdy zadawał pytania i każdy tworzył własne plotki, żadna jednak nie była nawet bliska prawdy. Wedle niektórych z nich zginęłam na Poveglii, dlatego Apollo sam wkroczył do amfiteatru, a oni jako najlepsi uczniowie zostali tam wysłani aby wydobyć moje ciało. Ta plotka szybko zamilkła, kiedy ich najlepsi przyjaciele zaczęli być wzywani na przesłuchania w ich sprawie. Wtedy cała szkoła zadrżała. Jednak kiedy na zewnątrz wydostała się informacja o moim zwycięskim powrocie i zranieniu dopiero w tym miejscu, wszystko wybuchło. Cieszyłam się, że nikogo prawie do mnie nie dopuszczano.
   – Nad czym tak myślisz?– zapytał mnie Apollo w trakcie odwiedzin mojego rodzeństwa.
   – Na wszystkim– mruknęłam cicho i spojrzałam na niego.– Czy byłby jakiś problem z przyniesieniem tutaj urny do losowania?
   Dziesięć minut później stała obok mojego łóżka, a dwaj bogowie wraz z dziećmi Posejdona, wpatrywali się we mnie.
   – Èben, mógłbyś ponownie wylosować? Tym razem całą garść?– poprosiłam, a on spojrzał na ojca, jakby chciał się upewnić, że nie będzie musiał tego wszystkiego potem wykonać.
   – Już masz to za sobą. Nie ma z niczym problemu– uspokoił go, a chłopak o skórze meduzy, wsunął dłoń do środka i wyciągnął garść pozginanych kartek, które wylądowały na moim łóżku.
   Stajnie centaurów.
   Lew nemejski.
   Jaskinia Polifema.
   Podróż po Labiryncie.
   Pokonanie Minotaura.
   Pokonanie kampe.
   Złapanie dzika Erymantejskiego.
   Zrobiłam to samo podpierając się na łokciach. Wszystko co udało mi się złapać rzuciłam na swoje kolana i zaśmiałam się ponuro, gdy zaczęłam wszystkie otwierać i rzucając od razu przed oblicze bogów.
   – Hydra, hydra, hydra, hydra, hydra i co za zaskoczenie, hydra– powiedziałam z sarkazmem– słyszałam tylko wersję o jednej karteczce reprezentujący trudne zadanie.
   – To niemożliwe…– mruknął Posejdon przekładając karty z ręki do ręki, porównując ich identyczność.
   – Skąd wiedziałaś?– zapytał Apollo.
   – Cicha sieć– powiedziałam.– Sam powiedziałeś, że to pułapka, nie dali by rady jej zorganizować, nawet gdyby zaczęli tuż po zakończeniu ceremonii. Do tego ten alarm, który sprawił, że hydra oszalała, to po prostu nie mógł być przypadek.
   – Musieli zacząć znacznie wcześniej, ale nawet tydzień to za mało… tej sieci, było zbyt wiele, nie widziałem wszystkich pająków, ale na pewno działały od dłuższego czasu.
   – Wiedzieli więc, że się tu pojawię i chcieli upewnić o tym, że długo tu nie pobędę. Gdybym miała zgadywać, nawet mój wybór ciebie, mógł nie być przypadkowy. Byliśmy gotowi się wtedy pozabijać, gdybym potrzebowała pomocy, mógłbyś się zawahać, a dla mnie byłoby za późno.
   – Ale skąd mogliby się o tym dowiedzieć? Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy był z nami tyko Ares.
   – Twarze giną w tłumie. Któregoś z nas obserwowano– biorąc pod uwagę w jakich okolicznościach wtedy byłam, to prawdopodobnie byłam ja, pomyślałam.– Camilla była przewodniczącą Apollo, miała autorytet wśród uczniów, wystarczyłoby, że przed ceremonią dopadła dziecko posiadające magie i zrobiło by wszystko o co zostałoby poproszone.
   Godzinę później odnaleziono winowajcę. Siedmioletnia córka Hekate, która nie potrafiła przestać się trząść. Nie wiedziała co robi, ani o co dokładnie została poproszona przez przewodniczącą, zrobiła to co jej kazano i wmówiono, że robi dobrze, że to zaszczyt. Nikt nie miał do niej pretensji, ja tym bardziej.
   Przekazałam wiadomości Katarinie. Przyjęła wszystko ze spokojem i dalsze informacje przekazała przełożonym. Miała po mnie przyjechać za siedem godzin przed przejście, którym dostałam się tu za pierwszym razem.
   Alex zajął mi dwie godziny czasu. Powiedziałam mu o wszystkim o czym tylko mogłam. Szczegóły miałam mu opowiedzieć kiedy spotkam się z nim na zamku. Dostałam na to ciche pozwolenie ciotki. Alex umierał w takiej samej niewiedzy co Prudence, on jednak był chroniony przed oczami bogów. Już niedługo miał wiedzieć wszystko.
   Posejdon musiał wracać do domu, nagła sytuacja w Atlantydzie wymagała jego natychmiastowej reakcji. Przeprosił mnie krótkim pocałunkiem w czoło i zniknął o świcie, Nakazując mi pójście spać, ale nie potrafiłam tego zrobić. Przez moją głowę przebiegało zbyt wiele myśli, a energia buzowała w każdej pojedynczej komórce.
   – Wiesz, że powinnaś spać– powiedział Apollo, odchylając parawan, widząc mnie leżącą na łóżku w t-shircie w paski i czarnych leginsach
   – Pozwij mnie. nawet twoje magiczne proszki nie pomagają– powiedziałam, odrywając spojrzenie znad książki nad której treścią nie mogłam się skupić, zastanawiając się uparcie kogo ciotka wyśle tutaj na moje zastępstwo.
   – To akurat proszki Hypnosa. Uśpią każdego, chyba, że ktoś ma opór niezwykle wielkiego osła, nazwanego specjalnym imieniem Kathrine. Słyszałaś tą opowieść?
   – Ciotka chyba coś wspominała– zaśmiałam się krótko.– Tak czy siak, nie ma to większego sensu, za godzinę tu będzie. Loret, Dan-Zu i Alana, spakowali moją walizkę– wskazałam przedmiot w rogu.
   – Scoot, chce się z tobą zobaczyć– powiedział siadając.
   – Jak się trzyma? On i Kilian…– nie dokończyłam.
   – Przeżywa. Jest wściekły, że niczego nie zauważył. Prawie nikogo do siebie nie dopuszcza… Powiedziałem im o Katsiji– przyznał.– Tylko, że wiem gdzie jest i przyjedzie tu w weekend, chociaż patrząc na wszystko co się tu dzieje. Zapewne to my pójdziemy do niej.
   – Co się w ogóle dzieje na zewnątrz? Ojciec nic mi nie chciał powiedzieć– westchnął.
   – Zeus wydaje wszystkim rozkazy. Artemida wyruszyła wraz z łowczyniami za bliźniakami, a kuźnie Hefajstosa na całym świecie się uruchomiły, wytwarzając broń trzy razy szybciej, porzucając wszelkie projekty poboczne. Ares i Atena próbują wymyślić plan działania na następne tygodnie i patrole w trakcie ataku, chociaż bardziej pracuje nad tym Ares niż Atena. Wojska Atlantydy zaczynają patrolować oceany…
   – Czyli wszyscy przygotowują się do wojny?– spojrzałam na niego spod rzęs.
   – Tak, w dość dużym skrócie. Ostatnio kiedy sprawdzałem Hekate szukała zaklęć torturujących, ma dość wielką ochotę zemścić się za córkę. Dla bezpieczeństwa Zeus zarządził także połączenie się na okres zimowy z boską szkołą z północy, dla których jest zbyt ciepło, aby studiować tu w pełnym wymiarze godzin. Chodzą tam głównie dzieci Chione czy Boreasza– skinęłam głowa.– Mogę cię o coś zapytać, Kathrine?
   – Dajesz– uśmiechnęłam się zachęcająco.
   – Czym tak naprawdę walczyłaś kiedy oddałaś Prudence, kopis?
   – Mówiłam, że nie pamiętam, nie wiem nawet nie wiem co z nim zrobiłam…
   – Myślę, że wiesz. Myślę, że ta broń jest cały przy tobie, dokładnie tutaj– chwycił za mój nadgarstek, podciągając go do góry. Bransoletka zalśniła w świetle jarzeniówek.
   – Nie wiem o czym mówisz– poczekałam aż puści mój nadgarstek.– Dostałam je od mojego wuja.
   – Męża Katariny? To jakoś nie sprawia, że wierzę ci bardziej. Widziałem Hydrę, Kathrine. Widziałem nacięcia na jej szyi i strzały w oczach. Nie miałaś przy sobie żadnych strzał, a cięcia nie zostały zadane tylko przez kopis. Było tam znacznie więcej osób, a dwie z nich to zapewne twoje wujostwo, po spotkaniu z twoją ciotką, jestem o tym przekonany całkowicie.
   – Zamierzasz coś zrobić z ta informacją?– nie widziałam sensu udawania.
   – Biorąc pod uwagę okoliczności, nie. To jednak nie zmniejsza moich podejrzeń w stosunku do twojej osoby.
   – Uważasz, że współpracuje z bliźniakami?– usiadłam, gotowa do obrony swojej osoby.
   – Nie, tego nie powiedziałem. Nie mogłabyś tego zrobić. Mieli jednak zbyt wiele nieznanych mi powodów, aby cię zaatakować, moje pytanie brzmi dlaczego?
   – A kto to wie…?
   – Myślę, że wiedzieli, że im zagrażasz. Myślę, że ty także to dobrze wiesz. Widziałem jak walczysz w Odessos. Znalazłem pelerynę w twojej torbie. Widziałem jak walczysz, to nie jest poziom jaki reprezentuje sobą zwykły człowiek. Ukrywasz coś przed nami, jeśli wiesz o czymś co mogłoby nam zagrażać…
   – Uważasz, że w obecnych okolicznościach, ukryłabym cokolwiek przed ojcem?
   – Z własnej woli nie, na rozkaz ciotki, tak. Coś wiesz, tak samo jak Prudence Barebone, dlatego zabrała twoją torbę ze zbrojowni i nikt nie mógł jej znaleźć kiedy chciano ją przeszukać. Coś w niej było, coś czego nie chcesz nam pokazać, a zagwarantowało ci to– wskazał na mój brzuch.– Will Mosenda, też zalicza się do tego kręgu, to niemożliwe, aby pojawienie się znajomej twarzy odpędziło truciznę, albo żeby sama wypłynęła. To nie był przypadek, że znał odtrutkę na truciznę, której nie znam ja.
   – Uznajesz mnie w tym momencie za wroga?– spojrzał na mnie myśląc głęboko nad odpowiedzią.
   – Nie. Nie przyznajesz się do swoich problemów ojcu, dlatego, że boisz się odrzucenia. Za bardzo ci na nim zależy aby go zdradzić. Poza tym gdybyś naprawdę była zwolenniczką mrocznych sił, nie odkrywałabyś przede mną wszystkich swoich słabości– uniosłam brew– jestem też pewien, że gdyby tak było, Katsija nie opuściła by delfinarium w tak dobrym humorze, jeśli już w ogóle miałaby je opuścić. Nie uważam cię za wroga i zapewne nigdy tak nie będzie, moje zaufanie do ciebie nie zdążyło nawet zmaleć, mimo, że jestem świadomy tego, że nie grasz tyko do naszej bramki. Dowiem się o co z wami wszystkimi chodzi i dojdę do tego kim jesteś.
   – Co zrobisz kiedy uda ci się je znaleźć?
   – To zależy od tego co znajdę– wyciągnął do mnie dłoń.– Za kilka minut przyjedzie twoja ciotka, powinnaś już iść, raczej nie wygląda na taką, która lubi na kogoś czekać– pomógł mi wstać z łóżka.
   Wyszedł na chwilę, po czym wrócił, a waz z nim, nieznany mi, dorosły chłopak, który od razu złapał za mój bagaż, ciągnąc go do wyjścia, nie zaszczycając mnie jednym spojrzeniem, byłam mu za to wdzięczna.
   – Dziękuję, że wtedy za mną skoczyłeś… i nic mu nie powiedziałeś.
   – Wybacz, że to przeze mnie, musiałem cię wtedy ratować. Masz strasznego pecha, Kathrine.
   – Ktoś musi. Zobaczymy się za dwa tygodnie, może zaskoczysz mnie czymś czego nawet o sobie nie wiedziałam– posłałam mu przekorny uśmiech, taki sam jak wtedy kiedy zobaczyliśmy się po moim wyborze.
   – Jesteś taka zabawna, że to aż niepojęte– powtórzył moje słowa z Poveglii.– Za dwa tygodnie młoda Perevel, nie złam do tego czasu nogi.
   – Postaram się. Pozdrów ode mnie Katsiję– uśmiechnęłam się do niego i skierowałam do wyjścia.
   – Hej, Kathrine!– zawołał, zatrzymując mnie w przejściu.– Mieliśmy umowę, jeśli pokonasz hydrę mogę zaprojektować z tobą koszulki. Brakuje mi tylko twojego heroskiego imienia– mrugnął do mnie, a ja pokręciłam głową z niedowierzeniem.
   – Mersena– rzuciłam i opuściłam lecznicze, ruszając szybciej za chłopakiem noszącym moje walizki.
   Odetchnęłam głośno.
   Tydzień temu zaczynałam dopiero pakować walizkę, gotowa żeby spotkać się z ojcem. Teraz opuszczam swój posterunek znacznie szybciej niż jakikolwiek zwierzchnik przede mną. Kim mnie to czyni?

ArenaKde žijí příběhy. Začni objevovat