Rozdział 21

66 5 0
                                    


   Trzęsące się dłonie wybijały równoramienny rytm na ramieniu fotela ustawionego przed biurkiem kobiety, która podpierała głowę na splecionych dłoniach, wpatrując się w moją skuloną osobę z niemożliwym do odczytania wyrazem.

– Wyjdź, rozpraszasz mnie– powiedziała, a ja byłam już gotowa otworzyć usta.

– Nie, nie ufam jej przy tobie i tobie przy niej. Zostaje– odpowiedział jej mąż, zajmujący miejsce na kanapie przy ścianie, tak, że wpatrywał się prosto w jej twarz.– Nie ważne co powiesz.

Ich rozmowa najwidoczniej musiała przynieść efekty. Obecność Aarona dobitnie o tym świadczyła, sytuacja z areny, nadal wirowała przed moimi oczami, kiedy zatrzasnął za sobą drzwi, po burzliwej kłótni z Katariną.

Ukrycie uśmieszku było dla mnie wręcz niewykonalną rzeczą, kiedy wchodząc do gabinetu, kątem oka zauważyłam, jak ciotka podnosi głowę z ramienia wuja, a on przestaje obejmować ją w pasie, przyciągając jak najbliżej siebie. Widać nie tylko ja, straciłam poczucie czasu.

– Nie masz jej do powiedzenia niczego, czego już bym nie wiedział, Kat.

Chéri...

– Ja rozumiem, że kłótnie kochanków są niezwykle ważne, ale ja naprawdę przyszłam tu z zamiarem dowiedzenia się czegoś!– nie byłam wstanie wytrzymać napięcia.

– Widzisz Chéri– zaśmiała się Katarina– wszystkich doprowadzasz dzisiaj do szału. – Westchnęła przeciągle.– Niech ci będzie, możesz tu zostać, ale w tym czasie masz do przeczytania i zaznaczenia wszystkiego co ci się nie podoba– ściągnęła z biurka gruby plik kartek i rzuciła mu na kolana przez całą długość gabinetu. Aaron sapnął kiedy ciężar nagle w niego uderzył.– Miłej zabawy z projektem ustawy.

Jej spojrzenie przeniosło się na mnie, a brak stalowej obojętności jaka zwykle się za nim kryła niewiarygodnie mnie zdziwiła. Rany które jen zadałam zdążyły się już zagoić.

– Zgodnie z moją obietnicą, postaram się udzielić ci odpowiedzi na każde pytanie, jakie dziś mi zadasz. W takim razie, jak...

– Dlaczego ocaliłaś Alexa?– wypaliłam.

– Bo jest dla ciebie ważny– powiedziała patrząc prosto w moje oczy.– Sensem wysłania cię na arenę, nie było odebranie ci każdej rzeczy w jaką wierzysz
i pokładasz nadzieje. Rozpacz po utracie przyjaciela by cię zabiła, a tak wszyscy w jakimś stopniu wyszli stamtąd szczęśliwi.

– Do tego rozpuszczenie plotki, że jesteście dla siebie jak rodzeństwo, a mimo to rzuciłaś się na niego, przekonało resztę, że poważnie traktujesz miejsce jakie ma ci zostać nadane i że nie warto z tobą zaczynać– Katarina wywróciła oczami.

– Czytaj ustawy kochanie– powiedziała po czym spojrzała na mnie w gotowości na kolejne pytanie.

– Jaki interes mają rody na arenie?

– Żaden– odpowiedziała po chwili.

– W takim razie, co członkowie rodów, nienależący do dziesiątki tam robili?

– To, jest już lepiej skonstruowane pytanie– zrobiła przerwę.– Głównym zadaniem rodów, jest utrzymanie ludzi w nieświadomości o istnieniu świata za zasłoną, aby nie pakowali się w niebezpieczeństwo, jednak od paru lat, rody zaczęły uważać, że to nie wystarczy. Organizacja mordująca ludzi powstawała jedna za drugą, mafia za mafią, jedne groźniejsze inne nie aż tak bardzo jak można by się tego spodziewać. Ta pierwsza grupa, miała to do siebie, że wiedziała o wszystkim i słała swoją propagandę na cały świat, a ludzie jak to mają w zwyczaju, zaczęli im wierzyć, a wraz z ich wiarą i strachem demony wychodziły z piekieł, silniejsze i szybsze niż zwykle. Rody wyciągnęły ku mnie rękę, błagając o pomoc, a ja, praktycznie bez żadnego wyboru, łaskawie zgodziłam się. Teraz wszystkie te organizacje kontroluje, ja. Ich członkowie odpowiadają bezpośrednio przede mną i są zbyt przerażeni, żeby choć raz mi nie przytaknąć. Rody miały wobec mnie dług wdzięczności, więc grupka z nich, pomagała pilnować porządku, nie będąc narażonym na śmierć. Obydwoje dostaliśmy to czego chcieliśmy.

ArenaWhere stories live. Discover now