2. Rozdział 30

34 2 0
                                    

APOLLO

Hydra i Kathrine zniknęły, przenosząc walkę na zupełnie inne terytorium, a ja biegałem jak niespełna rozumu po poveglijskich piwnicach szukając skutku największego błędu Ateny.

Gdyby jeszcze każdy pokój nie wyglądał tak samo, będąc kompletnie pustym, nie licząc puchatego dywanu z kurzu. Tylko niektóre pokoje zawierały porzuconą dokumentacje, zniszczone biurka, albo przedmioty o których nawet wolałem nie myśleć do czego służyły.

Moją jedyną nawigacją były moje zanikające i nagle się pojawiające umiejętności. Gdyby nie to, że nie miałem najmniejszego pojęcia, jak sieci się rozchodziły, już dawno ruszyłbym za dzieckiem Posejdona, ale bez sensu było ruszenie za nią, gdybym nie mógł jej w ogóle pomóc.

Cofnąłem się do granicy gdzie moje małe słońce, pojawiało się w mojej dłoni i podnosząc kawałek starej deski z ziemi, oplotłem go brudną szmatą z nakreślonym na niej jakimś numerem i zbliżając do mojej dłoni, pozwoliłem materiałowi na zapalenie. Wróciłem do korytarza, który pierwotnie zaprowadził nas do hydry i pozbawił moich boskich zdolności. Zacząłem mu się dokładnie przyglądać na tyle, na ile pozwalała mi mrok, rozświetlony przez moją na szybko stworzoną pochodnie.

Swoje spojrzenie skupiłem na gruzie i kurzu zdobiące jego podłogi, nic specjalnego i nic co odróżniałoby go w jakikolwiek sposób od korytarza w najzwyklejszym porzuconym i zapomnianym przez ludzi miejscu. Jednak mimo wszystko, coś tu nie pasowało, coś było nie tak, nie byłem mimo wszystko do końca pewny co.

Może właśnie dlatego, zamiast patrzeć na ziemię, spojrzałem w górę, prosto na sufit. Widząc stan w jakim go zastałem, niemal uśmiechnąłem się z tryumfem. Nie był aż tak uszkodzony jak mogłoby się wydawać po zobaczeniu stanu podłogi. Mogłoby się wydawać, że powinien być niewiarygodnie zniszczony, ale prawdą było, że oprócz kilku mniejszych lub większych ubytków, czy zacieków i grzybów spowodowanych wilgocią, nie był aż tak bardzo zniszczony. Cały gruz na ziemi musiał być przyniesiony z innych miejsc, nie było mowy, aby takie usypiska powstały z takiego sufitu.

Żaden ubytek nie był aż tak wielki, żeby stworzyć górę sięgającą moich ud. Od razu rzuciłem się w kierunku największej z nich rozpychając gruz, próbując jak najszybciej dostać się do ziemi. Czułem, że kaleczę sobie dłonie, ale pocieszałem się myślą, że gdy tylko znajdę sieć wszystko wróci do normy w tym także regeneracja mojego ciała.

Uderzyłem opuszkami w drewnianą gładką powierzchnię, dzięki czemu poczułem jeszcze większy przypływ energii i gotowość na zrobienie wszystkiego co do mnie należało. W niecałą minutę udało mi się odsunąć całą przeszkadzającą górę z mojej drogi, dzięki czemu przed moimi oczami ujawniła się stara klapa, zamknięta na metalową kłódkę.

Impulsem byłą wzięcie największego kamienia ze sterty i wycelowanie go w metalową podkówkę wbitą w ziemię, trzymającą z pomocą kłódki, klapę. Zaczęła już ustępować kiedy do moich uszu doszedł ogłuszający ryk hydry, a sufit zaczął niebezpiecznie się trząść, przykrywając wszystko wokół niewielkimi, prawie nieszkodliwymi kamyszkami, oraz pyłem ze starego tynku. Ichor zatrzymał się w moich żyłach, tylko po to, aby sekundę później zacząć płynąć dwa razy szybciej, zalewając moje ciało na przemian falami lodowatego przerażenia i gorącej determinacji.

Jedno silne uderzenie sprawiło, że do moich uszu dobiegł dźwięk poddańczego zgrzytu podkówki, ustępującej w dostateczny sposób, abym bez żadnego problemu mógł unieść klapę z pogiętym i zniszczonym kawałkiem metalu, smutnie zwisającym przy jej końcu.

Cała przestrzeń pokoju ukrytego za drzwiami klapy, była całkowicie podporządkowana niezliczonej ilości pająków, ukrywających się przed hydrą, spacerujących i uzupełniających nadwyrężone sieci, zamieniając na nowe silne, zajmujące wszystko wokół. Biała gęsta pierzyna była wszędzie, nie pozwalając nawet mojemu oku dojrzeć więcej niż pięć centymetrów w głąb pomieszczenia, mogłem jedynie zgadywać jak wysokie i szerokie jest, że wystarczyło aby pozbawić mnie mocy. Mógłbym zastanawiać się długi czas, ale czerwone ślepia pająków wielkości jedno centówek zwróciły się na mnie, uświadamiając mi dosadnie jedną rzecz. To ono były odpowiedzialne za tkanie cichej sieci, umiejętności, które posiadała tylko Arachne oraz jej dzieci z pierwszej linii, dzieci, które opuszczały jej bok, tylko i wyłącznie za jej przyzwoleniem.

ArenaМесто, где живут истории. Откройте их для себя